19.04.2014

Epilog


To niewiarygodne jak czas szybko płynie. Nim się spostrzegłam świętowaliśmy Boże Narodzenie, później Wielkanoc i zaczynały się kolejne wakacje. Wróciłam do pracy w knajpie Louis’a, ponieważ najbardziej na świecie ceniłam sobie niezależność. Nie chciałam żyć na garnuszku rodziców do końca swojego życia, a oni chyba mieli wrażenie, że tak właśnie będzie. I że będę im posłuszna. Wolałam mieć swoje pieniądze i zdanie.
Rodzice rozwiedli się przed Bożym Narodzeniem. Czas spędzaliśmy wspólnie, ponieważ sprawa była na tyle świeża, że stare przyzwyczajenia wzięły górę. Marta urodziła prześlicznego synka, którego nazwała Matteo, na cześć naszego dziadka.
Patricia wróciła na stałe do Barcelony. Nie mogła żyć bez Alexis’a, w co nie mogłam tak szybko uwierzyć, ale jeszcze bardziej byłam w szoku, kiedy dowiedziałam się, że spodziewają się dziecka. Owoc ich miłości miał być odpowiedzią na odwiedziny Chilijczyka w Stanach Zjednoczonych, kiedy Pat zajmowała się swoją matką. Cieszyłam się ich szczęściem. Alexis wprost skakał ze szczęścia. Dobrze wiedziałam, że będzie najlepszym ojcem pod słońcem.
Moja relacja z Marc’iem układała się przeróżnie. Raz skakaliśmy sobie do gardła, raz umieraliśmy z miłości, ale to chyba normalna rzecz w każdym związku. Układaliśmy sobie plany na przyszłość. Chcieliśmy być razem i to było najważniejsze. Byliśmy razem ponad rok, ale nie zakładaliśmy, że musimy szybko zmienić swój stan cywilny. Było nam razem dobrze i nie chcieliśmy tego zmieniać. Więc jakież było moje zaskoczenie, kiedy pewnego zimowego wieczoru Marc ukląkł na kolano i poprosił mnie o rękę. Zgodziłam się bez zawahania. Nie ustaliliśmy daty ślubu, o którą wypytywali rodzice, i daliśmy sobie pół roku na jakiekolwiek planowanie.
Kontuzja została wyleczona, mimo iż czasami odczuwałam dyskomfort. Mogłam swobodnie się poruszać, bez pomocy innych, a to była kolosalna różnica i progress. Praca w knajpie dawała mi satysfakcję, ponieważ odnalazłam tam przyjaciół i pracowało mi się z nimi naprawdę świetnie.
Wyczekiwałam każdego dnia z utęsknieniem. Byłam szczęśliwa i nie chciałam niczego więcej zmieniać. Najlepszą decyzją jaką podjęłam był wyjazd do Barcelony. To właśnie tam odnalazłam swoje miejsce na ziemi, miłość i prawdziwych przyjaciół. Czego potrzeba więcej do szczęścia?


******************************************* 
Sama nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, że zakończę to opowiadanie w takim momencie, ale nie miałam już siły i pomysłów. Nie mówię „nie”, że nie wrócę itp., ale nie zakładam powrotu jakoś bardzo szybko. Chciałabym dokończyć to co zaczęłam i będę dążyć do tego, by tak się stało. Przepraszam, że to takie niespodziewane, ale mam nadzieję, że zrozumiecie. Tymczasem zapraszam na mój drugi blog, gdzie można mnie częściej spotkać. Pozdrawiam wszystkich :-)

28.03.2014

Chapter 17




Po długiej kąpieli przyszedł czas na sen. Chciałam się wreszcie położyć po dniu pełnym wrażeń, ale chwilę po tym jak zgasiłam światło usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Złapałam mimowolnie za sznureczek od lampki i ponownie włączyłam światło.
- Co Ty tu robisz? – spytałam widząc zmierzającego w moim kierunku Marc’a.
- Chciałaś iść spać bez buziaka? – usiadł na skraju łóżka i nachylił się nad moją głową. – Mogę zostać u Ciebie?
- To chyba Twój pokój o ile dobrze pamiętam.
- Mówiłem całkiem poważnie o robieniu „tego” w tym łóżku. – podniósł jedną brew do góry co wywołało u mnie śmiech. – No co?
- Kiedy mówisz to z takim przejęciem to sikam ze śmiechu.
- Nigdy nie miałaś takich fantazji, żeby uprawiać seks w różnych dziwnych miejscach? – zmrużył oczy i przybliżył się jeszcze bliżej.
- Dziwnych? Tak. Ale Twoje łóżko wcale nie należy do dziwnych miejsc. Rzekłabym nawet, że do najnormalniejszych na świecie.
- Łóżko z dzieciństwa, rodzice za ścianą…- wspiął się na kolanach wyżej, by usiąść na mnie okrakiem.
- Dobrze, że o tym wspominasz… Twoja mama śpi niedaleko, a nie wydaje mi się, że zrobiłam na niej piorunujące wrażenie, więc… - próbowałam go od siebie odepchnąć. - …wracasz grzecznie do swojego łóżka.
- Ależ ja jestem w swoim łóżku! – uśmiechnął się szeroko.
- Mówię poważnie, Marc. Nie chcę by Twoja mama miała o mnie jeszcze gorsze zdanie, niż ma. Uspokój się, policz do dziesięciu… nie wiem co, ale przestań robić te maślane oczka. Wcale nie robią na mnie wrażenia! – brunet wykorzystał moment mojej nieuwagi i rozpiął kilka guzików w mojej piżamie. – Mówię poważnie!
- Jesteś taka spięta. Pozwól, że coś na to poradzę. – kiedy próbował pozbyć się spodni od mojej piżamy popchnęłam go mocno w tył. Wylądował na szczęście na końcu łóżka i nic mu się nie stało, ale skoczyłam przerażona. – Okej, zrozumiałem. Mam się wynosić.
- Nie obrażaj się na mnie. – wyciągnęłam go niego swoją dłoń. – Daj buziaka. Widzimy się rano i wracamy do Barcelony. Tam możesz robić co zechcesz, ale tutaj…
- Ok., ok. Założę pas cnoty i spróbuję zasnąć. – nachylił się nade mną i złożył na moich ustach długi pocałunek. – Kocham Cię.
- A ja Ciebie, mój Ty napaleńcu. – zaśmiałam się głośno widząc jego zniesmaczoną minę. Brunet podniósł się z łóżka i założył koszulkę, którą dziwnym zbiegiem okoliczności zgubił gdzieś po drodze. Posłał mi jeszcze uśmiech przed wyjściem i zamknął za sobą drzwi.


Obudziło mnie ostre słońce padające prosto na moją twarz. Mimowolnie przetarłam zaspane powieki i rozejrzałam się dookoła. Zdążyłam już zapomnieć gdzie się znajdowałam. Pokój Marc’a wypełniony był przeróżnymi sportowymi trofeami, medalami i pamiątkowymi zdjęciami z autografami swoich idoli. Miałam chwilę by pozwiedzać i pooglądać fotografie, które przedstawiały go w różnym wieku. Niektóre z bratem, z rodzicami, przyjaciółmi i dziewczynami. Zmarszczyłam brwi i przyglądałam się owym niewiastom trochę z dystansem, ale musiałam przyznać, że były całkiem ładne.
Wzięłam prysznic i założyłam krótkie spodenki oraz czarną koszulką z naszytą kieszonką z lewej strony. Włosy spięłam w kucyka, a z makijażem nie miałam zamiaru przesadzać. Kreska na powiece i tusz, tylko na tym postanowiłam się skupić. Na stopy wsunęłam skórzane sandały, mimo iż miałam niemałe problemy z zapięciem, poradziłam sobie. Noga trochę dawała mi się we znaki, ale było zdecydowanie lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu.
- Dzień dobry. – przywitałam wszystkich schodząc po schodach do salonu. Marc zerwał się z miejsca, by pomóc mi w zejściu, ale dawałam sobie radę. Zjedliśmy wspólnie śniadanie, podczas którego dowiedziałam się o wizycie kuzynki chłopaków. Praktycznie wychowywali się razem i przyjaźnili od najmłodszych lat. Trudno mi było uwierzyć, że dziewczyna w moim wieku miała już trójkę dzieci. Ja sama czułam się jak dziecko i trudno mi było sobie wyobrazić siebie w roli matki. Starsze bliźnięta od razu porwały Eric’a do konsoli, by zagrał z nimi w mecz. Marc zajął się kruszynką, która miała zaledwie 3 miesiące. Uwielbiał dzieci i wcale się z tym nie krył. Nosił, tulił i bawił się z małą Alejandrą, która wyraźnie uwielbiała swojego wujka.
- Wreszcie mogę Cię poznać osobiście! – szatynka rzuciła się na mnie. – Miło mi, jestem Dolores!
- Mi również jest miło, jestem Florence. – odwzajemniłam uścisk, choć byłam wyraźnie zaskoczona jej zachowaniem. Nie znała mnie, a już rzucała mi się w ramiona. W sumie mieli to rodzinne, ponieważ była to bratanica pana Josepha. Byłam pewna, że gdyby była ze strony mamy chłopców to rzuciłaby mi jedynie spojrzenie i przywitała na odległość.
- Marc wiele mi o Tobie opowiadał. Stwierdził, że wreszcie znalazł miłość i muszę się z nim zgodzić, bo nie widziałam go dawno tak szczęśliwego! – usiadłyśmy razem na kanapie. Kątem oka obserwowałam Marc’a, który utulał Alejenadrę. Wyglądał słodko, a sposób w jaki patrzył na dziewczynkę był nie do opisania. Cieszyłam się, że tak powiedział. Ja też nie mogłam być bardziej szczęśliwa, ponieważ po raz pierwszy byłam tak bardzo w kimś zakochana. Początkowo myślałam, że przejdzie mi po pewnym czasie, jak to bywało w przeszłości, ale dążyłam przyzwyczaić się do szarych tęczówek tak bardzo, ze nie wyobrażałam sobie życia bez nich.
- Jak się czujesz po wypadku? Ostatni raz gdy rozmawiałam z Marc’iem to lewitował pomiędzy Stanami, a Hiszpanią.
- Muszę przyznać, że Marc bardzo mnie wspierał, a ten czas był dla mnie wyjątkowo trudny. Miałam wypadek, dowiedziałam się, że moi rodzice się rozstają… wszystko naraz. – westchnęłam na wspomnienia sprzed dwóch miesięcy.
- Ale już jest lepiej? – przytaknęłam na jej pytanie. – Cieszę się. Oboje zasługujecie na szczęście.
- Dziękuję, Dolores. – uśmiechnęłam się do niej. Była naprawdę miła, ale nie tylko to spodobało mi się w niej najbardziej. Miała niesamowitą zdolność do słuchania drugiego człowieka. Mało kto ma taki dar.
Mama chłopców zaproponowała kawę, którą przyniosła chwilę później. Marc siedział oparty całym ciałem o kanapę, na jego torsie mała Alejandra ucięła sobie małą drzemkę, więc nie miał możliwości zrobienia żadnego ruchu. Dolores kilka razy próbowała zabrać małą do innego pokoju, ale brunet stwierdzał od razu, że skoro małej jest tak wygodnie, to niech śpi.
Oparłam głowę o ramię piłkarza, który uśmiechnął się w odpowiedzi pod nosem. Mała w dalszym ciągu spała, co całkowicie kolidowało z planami wujka, by objąć mnie ramieniem.
- Po obiedzie wracamy? – szepnął mi wprost do ucha. Przytaknęłam od razu i w duchu odetchnęłam z ulgą. Czułam się już decydowanie swobodniej w towarzystwie rodziny Bartra, ale w dalszym stopniu przerażała mnie mama chłopców. Niby posyłała mi czasami uśmiechy, ale dalej trzymała mnie na dystans. To w sumie normalne, ponieważ nie znała mnie na tyle dobrze, by dzielić się przemyśleniami podczas wizyty u kosmetyczki.
- Ciociu, nie chciałabyś mieć już wnuków? Ostatnio ciągle narzekałaś, że jesteś sama i  chętnie zajęłabyś się czymś nowym. – zagaiła Dolores, za co bracia spiorunowali ją wzrokiem.
- Chciałabym mieć wnuki, oczywiście, ale nie w najbliższej przyszłości. – swoje słowa skierowała wprost do mnie i Marc’a. Poczułam, że rumienię się na policzkach, Marc natomiast śmiał się w najlepsze. Już nie wiedziałam kogo chciałam bardziej zabić: jego czy Dolores i jej wyszukane pytania. Mogła sobie darować to ostatnie, ale widząc jej przepraszający wzrok, od razu jej wybaczyłam.


Pożegnałam się z wszystkimi mocnym uściskiem. Nawet pani domu miała humor, by ucałować mnie w policzek. Poczułam się dziwnie, ale nie dałam tego po sobie znać. Marc żegnał się z wszystkimi jakby co najmniej wyjeżdżał na Syberię, a nie do miasta oddalonego o niecałą godzinę. Wspięłam się na przednie siedzenie i trzasnęłam za sobą drzwi, co o mało nie doprowadziło Marc’a do zawału serca. Kochał swoje samochody bardziej niż cokolwiek na świecie, czasami miałam wrażenie, że nawet bardziej niż mnie.
- To były dziwne dwa dni. – podsumowałam podczas drogi powrotnej. – Twoja zdystansowana mama, szalony brat, miły tata oraz… kuzynka, która wywarła na mnie dziwne wrażenie.
- Dlaczego dziwne? – spojrzał na mnie zaciekawiony.
- W sumie to nie wiem. Musiałabym spędzić z nią więcej czasu, by złapać z nią lepszy kontakt. Polubiłam ją, ale to zdanie o wnukach… - chłopak odpowiedział mi śmiechem. – Ciebie to nie zdenerwowało?
- No oczywiście, że zdenerwowało, ale w sumie jakby na to nie patrzeć… ona jest ode mnie młodsza o pięć miesięcy, a ma już trójkę dzieci!
- To trzeba było zabrać się do roboty w gimnazjum, a nie teraz narzekać. – nie wiedziałam czemu, ale śmiał się dalej z moich słów. Podczas czerwonego światła skradł mi buziaka, ale nie zdołał tym  przekonać mnie do słuszności jej słów. Nie chciałam mieć dzieci w bliżej nieokreślonej przyszłości.


Tego samego dnia wieczorem do mojego domu wparował Alexis. Chciał wytłumaczyć się za swoje zachowanie sprzed dwóch tygodni na konferencji prasowej. Dostał za to po głowie od Marc’a na treningu, więc wielce prawdopodobnym było to, że może wreszcie mózg wskoczył na swoje miejsce.
- Naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło. – po raz setny powtarzał to samo zdanie, czym wywoływał u mnie przypływ agresji. Siedzieliśmy razem w kuchni przy wysepce i piliśmy herbatę. Miałam już serdecznie dość tej całej sprawy z paparazzi, ale już nie nachodzili mnie tak często jak wcześniej.
- No dobra, wybaczam Ci, głupku. – Chilijczyk podskoczył z miejsca i rzucił mi się w ramiona. Ucałował w policzek i uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Z czego się tak cieszysz?
- Szkoda, by mi było stracić taką przyjaciółkę! – puścił mi oczko.
- Oj, głupiś Ty. – zaśmiałam się pod nosem.
- A jak wizyta w „smoczym zamku”? – poruszał znacząco brwiami.
- Gdzie? – spytałam zdumiona.
- No u mamy Marc’a. – zaśmiałam się głośno na jego słowa. – No nie powiesz mi, że wszystko poszło wspaniale, bo ją znam i wiem jaka chłodna potrafi być.
- Znasz ją? Ciebie Marc też chciał przedstawić jako swoją dziewczynę?
- Weź… - burknął. – Kiedy miał kontuzję odwiedziliśmy go w domu z chłopakami. Chciałem jakoś urobić jego mamę, żeby przemycić kilka sześciopaków, ale spojrzała na mnie takim wzrokiem!
- Wzrokiem, który zabija?
- Dokładnie! – klasnął w dłonie. – Naprawdę nieprzyjemna kobitka.
- Cóż… muszę przyznać, że z początku też wydawała mi się strasznie wyniosła, ale już następnego dnia patrzyłam na nią zupełnie inaczej.
- No tak, bo w końcu Marc przedstawił jej swoją lubą, więc chyba nie miała wyboru i musiała być miła. – spojrzałam na niego spod byka. – No okej. Rozumiem.
- Nie wiem czy chciałabym ją szybko spotkać, ale nie mówię nie. – uśmiechnęłam się pod nosem słysząc podjeżdżający samochód pod domem. Umówiłam się z Marc’iem na randkę i chciałam jakoś wyprosić grzecznie Alexis’a, ale ten się wygodnie rozsiadł i nie chciał nawet słyszeć o wyjściu. Wykorzystałam Nelly, która krzątała się po kuchni, by przez jakiś czas dotrzymała towarzystwa Chilijczykowi, a sama wymknęłam się z domu. Marc przywitał mnie długim pocałunkiem i bukiecikiem białych kwiatuszków, które wywołały szeroki uśmiech na mojej twarzy. Otworzył mi drzwi i pomógł mi wejść do samochodu. Chcieliśmy jakoś uczcić trzeci miesiąc naszego związku, a najlepszym sposobem na spędzenie wspólnego czasu i rozładowanie stresu była… strzelnica.



************************************  

Heeej. Zdjęcie Muniesy nie jest przypadkowe, ponieważ wczoraj oboje obchodziliśmy urodziny :-) Miałam trochę czasu na odpoczynek, ale nie na długo, bo szykuje mi się straszny kocioł na uczelni. Setki kolokwium, zaliczenia itp. itd. I jak tu jeszcze w międzyczasie coś pisać? :-) Pozdrawiam i do napisania :*

22.03.2014

Chapter 16


Konferencja prasowa Alexis’a miała odbyć się nazajutrz. Chciałam ją zobaczyć osobiście, ale kolidowało mi to z moją wizytą u rehabilitanta. Byłam na bieżąco, ponieważ Marc wysyłał mi co chwilę sms. Trochę się niepokoiłam, że któryś z dziennikarzy weźmie go pod włos i zada tak niefortunnie pytanie, że biedaczysko spanikuje i zacznie zmyślać dalej.
Można powiedzieć, że tak się stało.
W zasadzie piłkarz był spokojny, odpowiadał na pytania dotyczące domniemanego transferu do innego klubu oraz o swoim życiu w Barcelonie. Kiedy jednak jakiś dziennikarz spytał co u mnie słychać, nie skorzystał z okazji, by raz na zawsze wyjaśnić całą zaistniałą sytuację. Odpowiedział „wszystko w porządku, dziękuję”. Niby to nic takiego, ale nie wyjaśnił im, że nie łączyło nas nic więcej prócz przyjaźni. Byłam wściekła. Najbardziej na to, że znów przez niego miałam spięcie z Marc’iem. Dlaczego wyżywał się na mnie, skoro to nie była w ogóle moja wina? Ja nawet nie powiedziałam ani jednego, malutkiego słówka do żadnego dziennikarza, a on obwiniał mnie o wszystko. Było to według mnie niesprawiedliwe i prowadziło tylko i wyłącznie do kłótni.


Po kilku dniach cała sprawa z rzekomym narzeczeństwem trochę przycichła. Mogłam swobodnie wyjść na zewnątrz, bez obawy napadnięcia przez jakiegoś szemranego dziennikarza. Marc coraz częściej naciskał, żeby upublicznić nasz związek. Chciał dodać nasze wspólne zdjęcie na instagram czy na inny portal, ale ja nadal nie byłam pewna, czy tego właśnie chcę. Byliśmy razem i nie musiałam o tym mówić nikomu. Po co podsuwać portalom plotkarskim nasze zdjęcia, by później krążyły po Internecie?
Kilka dni po nieszczęsnej konferencji prasowej dostałam od Marc’a propozycję nie do odrzucenia. No chyba jedynie przez niego samego, bo mi jego pomysł wcale się nie spodobał. Chciał mnie zabrać do swoich rodziców na obiad. Kiedy to usłyszałam, dosłownie spadłam z krzesła. Nie byłam gotowa na tak wielki krok, a on oznajmił to z szerokim uśmiechem na twarzy i nie przyjmował odmowy.
Wprost zmusił mnie do spakowania swojej walizki i wepchnął mnie do swojego samochodu. Jechałam z pochmurną miną i skrzyżowanymi rękoma na piersiach.  Nie odezwałam się do niego nawet jednym słowem. On natomiast paplał jak najęty. Opowiadał o bracie, rodzicach, dziadkach. O całej  swojej rodzinie. Chciałam wyskoczyć przy najbliższej możliwej okazji, choćby na czerwonym świetle, ale noga dalej dawała mi się we znaki. Nelly dostała od Marc’a wolne, dzięki czemu mogła odwiedzić swoją rodzinę. Nie chciałam jechać do domu rodzinnego chłopaka. Nie miałam jednak wyjścia.
Marc zatrzymał samochód przed dosyć dużym domem, który znajdował się na przedmieściach Vilafranca del Penedes. Byłam pod wrażeniem, ponieważ wszystko było dopięte na ostatni guzik i posiadłość wyglądała na naprawdę dopieszczoną.
Chwilę później w progu stanęła szczupła kobieta o nienagannym ubiorze. Wyglądała na sympatyczną, choć na jej twarzy nie pojawił się od razu uśmiech. Dopiero wtedy, gdy zobaczyła swojego syna przytulającego ją do siebie.
- Co słychać, mamo? – ucałował ją w policzek i w dalszym stopni obejmował w pasie.
- Wszystko w porządku, Marc. Dawno nas nie odwiedzałeś. – zwróciła uwagę na moją osobę siedzącą w białym audi i spojrzała na swojego syna. – Kto to?
- To Florence. Chciałem Ci ją przedstawić. – powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
- A więc ją przedstaw.
Chłopak pomógł mi wysiąść z samochodu i przyprowadził do matki, która spoglądała na mnie z zaciekawieniem.
- Mamo, to Florence. Moja dziewczyna. – kobieta uścisnęła mi dłoń, którą do niej wyciągnęłam po krótkim przedstawieniu.
- Miło mi Panią poznać. Marc wiele mi o Pani opowiadał. – czułam się trochę zawstydzona usztywnieniem nogi, które od razu można było zauważyć. Nie chciałam tak się zaprezentować mamie Marc’a po raz pierwszy.
- O Tobie również, Florence. – na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech, który był ledwie co zauważalny. Nie wiedziałam jak mam się przy niej zachowywać, bo sprawiała wrażenie trudnej i podejrzliwej. Kiedy jednak jej syn pochłaniał jej uwagę, można było zauważyć iskierki w oczach i to po kim odziedziczył tak piękny uśmiech.
- Gdzie moje maniery. Zapraszam do środka! – brunet pomógł mi wejść po schodach i zaprowadził do salonu. Kobieta weszła tuż za nami i podążyła do kuchni, by przygotować coś do picia.
- Mamo? A gdzie jest tata? – krzyknął Marc w kierunku kuchni.
- Wróci na kolację. – odpowiedziała wychylając się na moment zza drzwi.
Korzystając z okazji, że kobiety nie ma w salonie, chłopak skradł mi kilka krótkich całusów. Odpowiedziałam mu jedynie pochmurnym spojrzeniem, ponieważ nie byłam zbyt zadowolona z tego, iż wprost zmusił mnie do wizyty w jego rodzinnym domu. Chciałam się jakoś psychicznie do tego przygotować, a nie wszystko jak na wariackich papierach.
- No co jest, słonko? – podniósł mi delikatnie podbródek i uśmiechnął się promiennie.
- Nie jestem przygotowana na to wszystko. – szepnęłam i sprawdziłam czy jego mama nie jest gdzieś w pobliżu. – Godzinka i wracamy?
- Zostańmy do jutra. Chciałbym pogadać z tatą, chciałbym żebyś go poznała. Mój brat przyjedzie na kolację. – zbliżył się do mnie i dotknął nosem o mój nos. – Proszę.
Jak mogłam mu odmówić? Chyba byłabym najbardziej nieczułą osobą na świecie. Jego wzrok mógłby wyprosić u mnie chyba wszystko.
Mama chłopaka wróciła do nas i chrząkając pod nosem sprawiła, że odsunęliśmy się od siebie na dwa różne końce kanapy. Czułam się niezręcznie za sprawą spojrzenia kobiety, która niezbyt mocno pałała do mnie sympatią.
- Czym się zajmujesz, Florence? – spytała kobieta podając mi filiżankę z herbatą.
- Obecnie dochodzę do siebie po wypadku. Pracowałam w kawiarni mojego sąsiada i chciałabym tam wrócić, kiedy tylko lekarz mi na to pozwoli. – odpowiedziałam bez zająknięcia. Wydawało mi się, że kobieta oczekiwała ode mnie pełnej kultury osobistej, pięknego wypowiadania się i broń Boże garbienia się. Siedziałam jak na szpilkach i ledwo łapałam oddech. Za każdym razem Marc łapał mnie za dłoń i przypominał, że nie jestem z tym wszystkim sama.
- Studiujesz? – kontynuowała zasypywanie mnie przeróżnymi pytaniami. Miałam wrażenie, że niedługo zapyta mnie czy byłam już mężatką i czy czasami nie mam dzieci.
- Przerwałam studia. Projektowanie wnętrz od zawsze mnie interesowało, ale chciałam zmienić otoczenie i przeprowadziłam się do Barcelony. – upiłam łyk herbaty i znów zaskoczona byłam kolejnym pytaniem gdzie mieszkałam. – Wychowałam się w Madrycie, dostałam w Nowym Jorku. Bardzo dużo podróżowałam ze względu na rodziców, którzy przez większość czasu byli w rozjazdach, dlatego też zajmował się mną szereg najróżniejszych nianiek.
- Kiedy chłopcy byli mali nawet przez myśl mi nie przyszło, żebym mogła ich zostawić pod opieką obcej osoby. – westchnęła kobieta spoglądając na swojego syna.
- Marc miał wielkie szczęście. Moi rodzice mieli inne zdanie co do wychowywania swoich dzieci. – uśmiechnęłam się posępnie na wspomnienie swojego dzieciństwa. Nie było może najgorsze, ale zdecydowanie nie należało do bajkowych. Rodzice skupiali się wyłącznie na pracy i podróżach. Ja zdana byłam na siebie i pomoc niań.
- Czyli masz więcej rodzeństwa? – kobieta bardzo uważnie wychwytywała każdą informację, której jej udzielałam i dopytywała o szczegóły. To było strasznie wkurzające, bo nie miałam ochoty na spowiadanie się ze swojego życia zupełnie obcej mi kobiecie.
- Mam starszą siostrę Martę oraz dwójkę przyrodniego rodzeństwa, Sandrę i Marcos’a. Nie utrzymuję zbyt wielkiego kontaktu z nimi, ale są dla mnie ważni.
Marc przybliżył się do mnie i objął ramieniem. Miałam wrażenie, że wyczuł zmianę mojego nastoju i chciał temu jakoś zaradzić. Nie chciałam przecież rozpłakać się przed jego matką, a mój humor nie był zbytnio radosny.
- Kiedy Eric do nas dołączy? – spytał wreszcie Marc. Diametralnie zmienił temat, czym wyrwał swoją matkę z transu. Chciała dowiedzieć się jak najwięcej informacji na mój temat. Rozumiałam to, bo sama prawdopodobnie też zalewałabym pytaniami dziewczynę swojego syna, ale nie musiała tego robić przy pierwszej możliwej okazji.
- Powinien być za godzinę. – kobieta zerknęła na zegarek. – Jesteście głodni? Mogę coś zorganizować na szybko, nim podamy kolację.
- Dziękuję, nie jestem głodna. – odpowiedziałam. – Mogłabym skorzystać z łazienki? Chciałabym poprawić makijaż, czuję, że podczas jazdy trochę ucierpiał.
- Wyglądasz pięknie. – chłopak pocałował mnie w policzek i pomógł mi wstać. Jego mama bacznie obserwowała każdy mój ruch, co doprowadzało mnie do szału.
Marc pomógł mi wyjść po schodach i przyniósł torbę z kosmetykami z samochodu. Zamknął się ze mną w łazience i usiadł na oparciu wanny.
- Przepraszam Cię za nią. Jest zbyt opiekuńcza. – westchnął po chwili ciszy.
- Myślę, że gdyby tylko mogła to zamknęłaby Cię w pokoju i nigdzie nie wypuszczała. – skomentowałam krótko.
- Nie jest taka zła.
- Nie mówię, że jest zła, ale wywarła na mnie dziwne wrażenie. Taka zdystansowana i trochę wyniosła.
- Zawsze taka jest. Dla mnie to nic nowego. – stanął za mną i objął mnie ramionami. Obserwował moje kosmetycznie poczynania w lustrze, opierając swoją głowę na moim ramieniu. – Daj jej trochę czasu. Na pewno Cię polubi. Jest trochę nieufna, bo ukradłaś jej chłopca. – zaśmiał się ukazując przy tym szereg białych zębów.
- Może i masz rację.  Nie powinnam nikogo oceniać po kilku zdaniach. Ale… - obróciłam się do niego przodem. - …nie będziemy musieli zostać tu na noc, prawda?
- Nie? – kiwnęłam głową i przyciągnęłam go do siebie, by na jego ustach złożyć pocałunek. Myślałam, że wskóram tym cokolwiek, ale przeliczyłam się. – Proszę. Zrób to dla mnie.
-  A co będę z tego miała? Kolejne przesłuchanie przez Twoją mamę? – chłopak przybliżył się do mnie jeszcze bardziej, choć fizycznie prawdopodobnie nie było to już możliwe i nachylił się, by szepnąć mi wprost do ucha.
- Zawsze chciałem „to” zrobić w moim starym pokoju. – cofnął głowę i uśmiechnął się łobuzersko. Skomentowałam to jedynie zbadaniem czy aby na pewno nie ma gorączki. Jedyną rzeczą jaką będzie mógł zrobić w swoim starym pokoju to sen. Na nic więcej nie powinien liczyć. Zwłaszcza, że za ścianą królowała Pani Matka.
Byłam trochę sceptycznie nastawiona co do mamy Marc’a, ale takie wywarła na mnie wrażenie. Gdyby zachowywała się normalnie, to pewnie nie stresowałabym się na każdą myśl o tym, że mam spędzić w jej domu kolejną dobę.
Brat Marc’a przyjechał jakiś czas później. Zdążyłam się przebrać w czarne dżinsy i beżową zwiewną bluzkę z krótkim rękawem w drobne szare kwiatuszki. Chciałam się odświeżyć przed kolacją i spotkaniem z kolejną dwójką rodziny Bartra, ponieważ nie wiedziałam czego miałam się po nich spodziewać.
- Jestem Eric. Bardzo mi miło Cię wreszcie poznać, Florence! – przywitał mnie szeroki uśmiech brata Marc’a. Był bardzo sympatyczny i nawet przytulił mnie do siebie. Czułam, że znam go od lat i złapałam z nim świetny kontakt.
Tata chłopców również przywitał mnie radośnie. Już wiedziałam po kim bliźniaki odziedziczyły uśmiech i dobre nastawienie do ludzi. Na pewno nie po swojej matce. Zjedliśmy wspólnie pyszną kolację. Siedząc naprzeciwko Marc’a musiałam bronić się przed jego spojrzeniem, które za każdym razem rozbierało mnie, gdy tylko nasze wzroki się napotykały. Szturchał mnie nogą, że niby nie chcący, ale chciał skupić na sobie moją uwagę. Olewałam jego próby wywołania na mnie wrażenia i skupiałam się na rozmowie z jego rodzicami. Joseph, bo tak nakazał do siebie mówić tata chłopców, był wspaniałym mężczyzną. Zasypywał mnie ciekawymi anegdotkami i pytaniami, które nie naruszały mojej prywatności. Jego żona mogłaby się wiele od niego nauczyć.
Po kolacji chłopcy zainstalowali się w salonie przed konsolą, by zagrać w mecz. Do gry dołączył ich tata, ja postanowiłam pomóc mamie chłopców w sprzątaniu. Nie chciałam siedzieć bezczynie.
- Florence, usiądź z chłopakami w salonie. Ja dam sobie świetnie radę! – próbowała mnie zawrócić, ale nadaremnie, bo stanęłam obok zlewu i zajęłam się wycieraniem naczyń. Fakt, iż przykuśtykałam sama taki kawałek był sam w sobie wielkim wyczynem, ale nie chciałam tego po sobie dać znać. Niedługo miałam mieć zdjęte usztywnienie i jedną z ostatnich rehabilitacji, ale ból wciąż nachodził mnie w najmniej spodziewanych momentach. Pani domu przyglądała mi się z zaciekawieniem. – Jeszcze żadna z dziewczyn moich synów nie pomogła mi w kuchni. Dziękuję, Florence.
- Nie ma za co. To dla mnie naprawdę niewiele, więc wolę wycierać talerze niż siedzieć i oglądać poczynania chłopców na konsoli.
- To może potrwać godzinami. Kiedy zaczną mecz to szybko nie przestaną. – uśmiechnęła się delikatnie. – Zaprowadzę Cię później do pokoju i przygotuję pościel. Będzie Ci wygodnie na piętrze czy przygotować Ci pokój na parterze?
- Jest mi naprawdę wszystko jedno. – uśmiechnęłam się do niej.
- Możesz spać w pokoju Marc’a, a jego usadowimy u brata. – przytaknęłam od razu. Chciałam zobaczyć minę chłopaka, kiedy dowiaduje się, że spędzi noc w towarzystwie brata, a nie swojej dziewczyny. W zasadzie nie byłam przyzwyczajona do przywiązywania wielkiej wagi do tego czy spędzam noc w swoim pokoju z chłopakiem, czy nie. W mojej rodzinie nikt na to szczególnie nie zwracał uwagi, może dlatego coraz bardziej zaczynało mi się podobać u państwa Bartra. Byli bardzo rodzinni i zżyci, tego właśnie brakowało mi wśród moich bliskich.


 
*********************************************
Hej! Marc przedłużył kontrakt do 2017 roku i bardzo się z tego powodu cieszę :-) Mam nadzieję, że będzie miał więcej okazji by pokazać się na boisku. Lubię ten rozdział, ponieważ pisanie go zajęło mi ponad miesiąc :D Przepraszam za to, ale nie mogłam wymyślić nic sensownego, a poza tym nie miałam też czasu. Pisząc dwa blogi o tym samym kolesiu, trochę dziwnie mi się przestawiać! Tutaj jest do rany przyłóż, a na La Tortura zupełnie inny :-) Ale to chyba w tym jest najlepsze! Pozdrawiam i do kolejnego! ;*

20.02.2014

Chapter 15


Przez cały mecz siedziałam jak na szpilkach. Tylko przez chwilę, kiedy na boisku był Marc, zapomniałam o tej chorej sytuacji z paparazzi. O mało nie doszło do rękoczynów na linii ja-Alexis, ale Nelly skutecznie mnie powstrzymała. Jak on mógł powiedzieć coś takiego prasie? Przecież oni żyją plotkami i rozsiewają je po całym bożym świecie.
Nie miałam pojęcia jak na to wszystko zareaguje Marc. Znał dobrze swojego kumpla z drużyny i wiedział, że czasami lubi palnąć jakieś głupstwo, ale to była lekka przesada. Nie chciałam ujawnić się przed wszystkimi, że jestem w zawiązku z Bartrą, który źle to znosił, bo chciał wygłosić to dosłownie wszystkim, a nagle stałam się narzeczoną Alexis’a. Cały wszechświat o tym wiedział.
Po wygranym meczu, pojechałam do swojego domu razem z Nelly, która złapała nam taksówkę. Nie chciałam jechać z Alexis’em, choć paparazzi przy wyjściu wypatrywali nas razem. Nie chciałam dać im znów satysfakcji. Wysłałam Marc’owi sms, by przyjechał do mnie, kiedy tylko zbierze swoje rzeczy. Jeszcze o niczym nie wiedział, ale czułam, że plotka krążąca z prędkością światła, dotrze do niego prędzej czy później.
- Hej. Jak Ci się podobał mecz? – wszedł do środka i znalazł mnie na kanapie w salonie. Leżałam przeglądając kanały w telewizji i ze złością zaciskałam pięści na poduszce. Byłam wprost wściekła.
- Świetnie się bawiłam. – odpowiedziałam zaraz po jego wejściu. Usiadł obok mnie i pocałował mnie w policzek. – Musimy pogadać.
- Co jest? – spojrzał na mnie badawczo. Jego szeroki uśmiech nagle zgasł i pojawiło się zaintrygowane spojrzenie.
- Alexis powiedział jakiemu dziennikarzowi, że jestem jego narzeczoną. – w odpowiedzi piłkarz zaśmiał się głośno, ale kiedy zdał sobie sprawę, że nie żartuję, mina mu całkowicie zrzedła. – Mówię poważnie. Wchodziliśmy na stadion i dorwali nas paparazzi. Ktoś krzyknął kim jestem, a Alexis odpowiedział, że jestem jego narzeczoną i spodziewamy się dzieci.
- Co? – po chwili Marc wybuchł głośnym śmiechem. – Żartujesz sobie?
- Nie. – wyjęłam swój telefon z kieszeni i podałam mu artykuł na jakiejś stronie z naszym zdjęciem i dwuznacznym podpisem.
- Jak go tylko spotkam to daję słowo, że go zamorduję. – przysunął się bliżej i położył głowę na moim dekolcie. – Jestem taki zmęczony, że nawet nie chcę o nim słyszeć.
- Już nic nie mówię. – dotknęłam dłonią jego włosów. – Idziemy spać?
- Przez dwa miesiące myślałem tylko i wyłącznie o tym, żeby być z Tobą sam na sam. Nie zaśniesz tak prędko, gwarantuję Ci to.
Odpowiedziałam mu śmiechem. Złapał mnie na ręce i zaniósł bez żadnych kłopotów do sypialni. Miał rację. Przez ostatnie dwa miesiące, kiedy mieszkałam w Stanach, za każdym razem gdy mnie odwiedzał, zawsze ktoś nas pilnował. Jak nie mama, to tata. Zachowywali się jak surowi rodzice i pilnowali swojej nastoletniej córki, ale chyba zapomnieli o tym, że już dawno nie byłam pod ich kontrolą. Miałam swoje lata i sama decydowałam o tym co robię i z kim. Marc był mój i chciałam spędzać z nim każdą możliwą chwilę. Fakt, że przez ca y czas towarzyszyli nam i wydzielali osobny dla niego pokój, sprawiał, że byłam wściekła. Ale wreszcie po tak długim czasie mogliśmy być razem. Sami.
Opadłam na łóżko dysząc i próbując złapać oddech. Mimo, że Marc był zmęczony po meczu, wcale nie próżnował. To była chyba najpiękniejsza noc w moim życiu. Miałam wrażenie, że brunet chciał przez to pokazać, że to ON jest moim chłopakiem, a nie Alexis. I pokazał to bardzo dobrze.
*
Wstał najciszej jak tylko się dało, by nie zbudzić śpiącej dziewczyny. Wyglądała przekomicznie. Jej włosy powykręcane były w każdą możliwą stronę, ręce włożone pod poduszkę i naciągnięta kołdra, która zakrywała każdy najmniejszy kawałeczek jej ciała. Uśmiechnął się do niej i naciągnął na siebie bokserki, które leżały gdzieś po drugiej stronie pokoju. Sam nie wiedział jak tam wylądowały, ale prawdopodobnie ich wczorajsza gra wstępna, która zaczęła się już na parterze, wywołała niezły huragan, który przeszedł przez cały dom. Schodząc po schodach dostrzegł poprzewracane książki, które początkowo ułożone były symetrycznie na półce wzdłuż barierki, wywrócony stolik i ubrania, które wskazywały ich wczorajszy szlak prosto do sypialni.
Przetarł zaspane oczy i wszedł do kuchni. Z początku nie zauważył dziewczyny siedzącej przy stole, wszedł nieskrępowanie do pomieszczenia i włączył ekspres do kawy. Fakt, że był w samych bokserkach, wprawił Nelly w zakłopotanie i chęć natychmiastowej ucieczki, ale zakryła się jedynie poranną gazetą i próbowała w spokoju kontynuować śniadanie.
- Nelly? – brunet zauważył ją dopiero po chwili, kiedy zamknął lodówkę. – Nie zauważyłem Cię.
- Dzień dobry. Przyszłam posprzątać i zrobić śniadanie Florence. – powiedziała po chwili nie opuszczając gazety.
- Muszę się napić kawy. – odrzekł Marc i wyjął z szafki filiżankę. Nalał sobie świeżo zaparzonego naparu i usiadł naprzeciwko niej. – Wyspałaś się? Jak Ci się podobał mecz?
- Było świetnie. Naprawdę dawno się tak dobrze nie bawiłam. – uśmiechnęła się promiennie. – Robię omlety. Może masz ochotę?
- Nie, nie. Sam sobie zrobię śniadanie. A Ty dokończ swoje, bo ledwo co skubnęłaś. Coś ciekawego w gazecie? – zajrzał jej przez ramię i dostrzegł zdjęcie Alexis’a. Od razu domyślił się co tam pisze. – Nie czytaj tych bzdur.
- W zasadzie to nic ciekawego. Jak zwykle plotki wyssane z palca. – uśmiechnęła się pocieszająco i odłożyła gazetę na bok.
Marc odpowiedział jej uśmiechem i wrócił do gotowania. Dziewczyna skończyła swoje śniadanie w ekspresowym tempie i zabrała się za sprzątanie bałaganu, który był sprawką Flo i jej chłopaka.
Do domu wpadła rozentuzjazmowana Sofia, która trzasnęła drzwiami na dzień dobry. Kiedy dostrzegła sprzątającą dziewczynę zsunęła swoje designerskie okulary przeciwsłoneczne na czubek nosa i zmierzyła ją z góry na dół.
- A Ty kto? – podeszła do niej bliżej i rzuciła torebkę na kanapę.
- Nelly. Zajmuję się domem. – dziewczyna była trochę zawstydzona reakcją ciotki Flo, ale próbowała być najmilsza jak to tylko możliwe. – Zatrudnił mnie pan Amancio.
- Ah, no tak. – ciotka westchnęła na jej słowa i z dezaprobatą pokręciła głową. Usiadła na oparciu kanapy i spojrzała na wychodzącego z kuchni Marc’a. – Na litość boską załóż coś na siebie! Paradujesz półnagi w towarzystwie dwóch dam?
- Wybacz, Sof. – zaśmiał się. – Co Ty tu w ogóle robisz?
- To chyba ja powinnam o to zapytać. Jak zgaduję spędziłeś noc u mojej siostrzenicy. – chłopak nie krył rozbawienia. – Idź coś na siebie nałożyć. Proszę, nie chcę by Nelly musiała Cię oglądać w takiej wersji.
Piłkarz wyszedł pospiesznie na górę i naciągnął na nogi dżinsy, które leżały na podłodze na korytarzu. Zarzucił na siebie koszulę i zerknął do sypialni. Flo obróciła się do niego przodem, ale z powrotem opadła na łóżko. Zaśmiał się i złożył na jej czole pocałunek. Oznajmił, że przyszła jej ciotka, która robi rewolucję na parterze. Dziewczyna przyciągnęła go do siebie mocniej i zamknęła z powrotem powieki.
*
Słowa Marc’a jakoś nie wywołały u mnie żadnej wielkiej reakcji, na jaką chyba czekał. To, że ciotka kierowała każdą możliwą osobą było dla mnie najnormalniejszą rzeczą na świecie. Szkoda było mi tylko Nelly, która nie znała jej „metod działania”.
Zeszłam z łóżka i z drobną pomocą Marc’a naciągnęłam krótkie spodenki na nogi. Miałam mały problem, żeby podnieść się z łóżka, ale przy moim boku miałam osobę najbliższą memu sercu. Czułam się fatalnie, że muszę na nim polegać w przejściu na parter, ale nie chciałam tego po sobie dać znać. Chciałam wreszcie ukończyć rehabilitację i móc wreszcie być zdana na samą siebie. Dopiero po wypadku doceniłam jaką szczęściarą byłam przez całe życie. Mogłam swobodnie się poruszać, a to chyba najpiękniejszy dar dla człowieka.
Przywitałam się z Sofią długim uściskiem. Strasznie za nią tęskniłam. Za nią i za jej ciętymi ripostami, śmiechem i wyluzowaniem. Miała niesamowity dar rozbawiania ludzi i kochałam ją całym swym sercem.
- Pozwalasz swojemu chłoptasiowi paradować w samych bokserkach przy obcej dziewczynie? – ciotka spojrzała na mnie badawczo, kiedy ja piorunowałam wzrokiem Marc’a. – Chyba się wygadałam.
- W porządku, Sof. Kocham Marc’a i mu ufam. Mam nadzieję, że jednak nie będzie paradować w bieliźnie. – złapałam go za rękę. Chłopak od razu zaczął się tłumaczyć, ale co mu z tego przyszło, że i tak byłam o to na niego zła. No może i nie wiedział, że Nelly będzie w kuchni, ale mógł od razu iść coś na siebie założyć. No chyba tak postępuje każdy normalny człowiek.
Kiedy ja robiłam mu wypominki, on użył o wiele cięższego argumentu, a mianowicie okładki najnowszej gazety, którą przyniosła Nelly. Byłam na niej ja i Alexis, gdy wchodzimy na stadion. Zajrzałam do środka i ujrzałam całkiem wielką fotorelację z tego jakże fascynującego wydarzenia. Jak siedzimy w fotelach, gadamy i śmiejemy się. Przecież to tylko przyjaciel, a oni zrobili z nas wielką parę. Wszystko przez niewyparzony język Alexis’a.
- To może Ty powinnaś się wytłumaczyć, skoro już zaczynamy się kłócić o bzdety? – Marc nachylił się nad stolikiem i spojrzał na mnie przepełnionym zazdrością wzrokiem. – To kiedy ten ślub? I który miesiąc? – wskazał na mój brzuch. Zasłoniłam się wpierw poduszką, by po chwili rzucić w niego najmocniej jak tylko mogłam.
- Jak możesz być taki? Przecież wiesz, że to nie moja wina.
- No dziubusie. Dajcie sobie buziaka i nie kłóćcie się więcej. – powiedziała ciotka. Miała rację. Po co kłócić się o Alexis’a, który więcej mówi niż myśli? Uśmiechnęłam się zachęcająco do Marc’a, który od razu to podchwycił. Przekroczył przez stolik i złożył na moich ustach długi pocałunek. Nie umiał się na mnie długo gniewać. Zresztą ja na niego też nie potrafiłam. Wystarczyło, że spojrzał na mnie i już miękły mi kolana.
- A co u Ciebie, ciociu? Wyglądasz znakomicie. – spytałam Sof, która na moje słowa zaśmiała się radośnie.
- Wróciłam z Tajlandii. – odpowiedziała dumnie.
- Z kim byłaś? – spojrzałam na nią uważnie.
- Z Sandro. – odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Dobrze wiedziała jakie mam zdanie na jego temat, ale ona sama musiała zdecydować, czy w to brnąć czy nie. Była dorosła, a ja nie mogłam za nią podejmować decyzji.
Sandro był w porządku, ale nie brał na poważnie mojej ciotki, która była na każde jego zawołanie. Miał żonę, z którą nie zamierzał się rozwieść i dzieci. Jeżeli chciała być „tą drugą” to droga wolna, ale najbardziej na świecie nie chciałam, żeby cierpiała. A wszystko na to wskazywało.
Wtuliłam się w ramię Marc’a i dopiłam kawę, którą mi wcześniej przyniósł. Nelly wymigała się od rozmowy z nami, jakąś ważną sprawą nie mogącą czekać. Chciałam się z nią zaprzyjaźnić, naprawdę, ale wydawała mi się trochę wyobcowana. Może to dlatego, że zatrudnił ją mój ojciec i stwierdziła, że pracownicy nie przystoi zaprzyjaźniać się z szefem. A guzik mnie to obchodziło. Nie chciałam, żeby czuła się w moim domu nieswobodnie, a właśnie tak było.
Alexis próbował się do mnie dodzwonić przez całe popołudnie, ale nie odbierałam jego telefonów. Już wystarczająco wiele powiedział i miałam serdecznie dość jego tłumaczeń. Najbardziej mi było żal Patricii, która przeczytała wiadomość o naszych rzekomych zaręczynach na jakiejś stronie internetowej. Była na mnie zła, ale spokojnie wytłumaczyłam jej całą sprawę. Cieszyłam się, że nie rzuciła słuchawką na dzień dobry, a chciała się dowiedzieć prawdy. Przyznała mi, że Alexis to plotkarz i pewnie temu chlapnął coś dziennikarzowi, który od razu podłapał sensację.
Sprawa nie wydawała mi się jakaś wielka, a mimo to, kiedy chciałam wyjść ze swojego domu, otoczyli mnie paparazzi. Nelly pomogła mi wsiąść do taksówki i razem pojechałyśmy na rehabilitację. Chciałam jakoś odkręcić tą całą plotkę, ale nie wiedziałam jak. Nie chciałam umawiać się z dziennikarzami na żaden wywiad, bo mogliby przekręcić moje słowa. Stwierdziłam, że skoro to wina Alexis’a, to on powinien ponieść konsekwencje.
Z pomocą przyszła mi Sofia, która zorganizowała konferencję prasową. Do końca byłam przekonana, że danie mikrofonu Sanchez’owi to najgorszy możliwy sposób na odkręcenie całej sprawy.
I nie przeliczyłam się.
Mój przyjaciel jak zwykle nie zawiódł.

********************************

Hej! Dawno nic nie dodawałam, ale serio nie miałam pomysłu na ten rozdział. Pisało mi się go strasznie :( Mam jednak nadzieję, że choć trochę się Wam podoba ;*

12.02.2014

Zaproszenie

Coś nowego ode mnie w ten zimowy i mroźny wieczór :-)
Zapraszam :*


11.02.2014

Chapter 14


Długo dochodziłam do siebie. Za każdym razem kiedy zdawało mi się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, lekarze decydowali się na nowy zabieg nogi. Nie mogłam samodzielnie się poruszać, ale nie narzekałam. Wszyscy skakali koło mnie jak marionetki i byli na każde moje zawołanie. Nie przywykłam do bycia zależną od kogoś, ale musiałam pogodzić się z tym, że minie poro czasu nim znów będę poruszać się samodzielnie. To było frustrujące, kiedy chciałam wyjść na spacer do ogrodu i za każdym razem musiałam prosić o to mamę, bądź ojca.
Co do ojca. Kupił mi dom w Barcelonie.  Kiedy się o tym dowiedziałam, o mało nie spadłam z krzesła. Stwierdził, że lepiej mi będzie dochodzić do siebie w miejscu, które kocham. Chyba naprawdę wziął odpowiedzialność za mój wypadek i chciał mi to jakoś wynagrodzić. Gdyby nie kłótnia z nimi, to nie wsiadłabym do tego cholernego samochodu i wszystko potoczyłoby się inaczej.
Marc spędzał dużo czasu na treningach, ale przylatywał do mnie kiedy tylko mógł. Czasami nawet dwa razy w tygodniu. Nim miałam przenieść się z powrotem do Barcelony, lekarz zalecił mi bym przez jakiś czas poprzebywała z rodzinom i choć trochę wróciła do normalności. Chciał mieć pewność, że po wyjeździe dam sobie sama radę i nie będę od nikogo zależna. W sumie miał rację. W Barcelonie spędzałabym całe dnie w domu przed telewizorem, czekając aż Marc lub któryś z przyjaciół mnie odwiedzi. W Los Angeles miałam pod ręką mamę, która ostatnimi czasy bardzo się zmieniła. Na korzyść, zdecydowanie. Chyba przez rozstanie z ojcem, ale nie chciałam w to wnikać. W każdym bądź razie, rozmawiałam z nią sporo i mogłam z czystym sumieniem powiedzieć, że nie jest tą samą apodyktyczną osobą co kiedyś.
Marta odwiedziła mnie kilka razy. Po ślubie stała się jeszcze bardziej zdystansowana do otoczenia, ale w dalszym ciągu była moją jedyną siostrą i martwiła się o moje zdrowie. Ja natomiast martwiłam się o nią, bo była w ciąży, a zdecydowanie pracowała zbyt dużo. Powinna się oszczędzać, a w rzeczywistości wylewała siódme poty w firmie ojca.
Patricia latała pomiędzy Nowym Jorkiem, a Los Angeles. Chciała być zarówno przy mnie, jak przy mamie. Pani Louisa z każdym dniem wyglądała coraz lepiej i prognozowano jej powrót do zdrowia. Cieszyłam się, bo wiedziałam doskonale jak to zniszczyło od wewnątrz Pat. Kiedyś była bardziej szalona, rozrywkowa. Kiedy dowiedziała się o chorobie mamy, na jej twarzy rzadko pojawiał się uśmiech, no chyba, że rozmawiała przez telefon z Alexis’em.
*
Wszystko wracało do normy. Po dwóch miesiącach nastał dzień, w którym mogłam wsiąść do odrzutowca ojca i powrócić do Barcelony, za którą tęskniłam bardziej niż przypuszczałam.
Dom był oszałamiający. Miał mnóstwo pokoi, zakamarków i wspaniały widok na morze. Na plażę schodziło się po drewnianych schodach, a mimo to był dość mocno odseparowany od innych domów na plaży.
Dwóch pracowników mojego ojca miało za zadanie przetransportowanie mnie do domu i pomoc w dźwiganiu moich walizek. Byłam im niesamowicie wdzięczna, ale nie pozwoliłam by wyręczali mnie we wszystkim.
- Kim pani jest? – w salonie siedziała dziewczyna o krótkich czarnych włosach i okularach na nosie. Na mój widok zerwała się z miejsca i pospiesznie do mnie podeszła.
- Nazywam się Nelly Montoya. Zatrudnił mnie Pani ojciec. – podałam jej rękę i dzięki dwóm kulom pod pachami przedostałam się na kanapę.
- Jak to zatrudnił? Jako kogo? – nie spodziewałam się zastania w moim domu kogoś zupełnie obcego. Mimo, że dziewczyna wyglądała na sympatyczną, w dalszym ciągu byłam zaskoczona jej obecnością.
- Do pomocy. Mam panią zawozić na rehabilitację, gotować i sprzątać. Wiem, że nie jest pani zadowolona… ale pani ojciec…
- Tak, znam dobrze mojego ojca. – przerwałam jej. – Ile Ci płaci? Podwoję stawkę.
- Podpisałam z nim umowę. Pani Ortega, ta praca jest mi naprawdę potrzebna, a ja nie chcę mieć kłopotów. – powiedziała pospiesznie. – Mam wynajęte mieszkanie za rogiem, więc nie będę sprawiać żadnych kłopotów.
- Nie o to chodzi. – westchnęłam głośno. – Niby ojciec dał mi wolną rękę i kupił nawet dom, ale stale chce mieć nade mną kontrolę. Nie zniosę tego dłużej.
- Potrzebuje Pani pomocy. – wskazała na kule opierające się o kanapę. – Proszę pozwolić mi wykonywać swoje obowiązki.
Nie wiedziałam co mam więcej powiedzieć. Ojciec jak zwykle postawił mnie przed faktem dokonanym i nie miałam wpływu na to w żadnym wypadku. Dostałam pomoc domową bez żadnej konsultacji i to naprawdę mnie zdenerwowało. Gdyby nie to, że Pat musiała zostać w Nowym Jorku przy mamie, to byłaby moją niańką na pełen etat. Już chciałam zadzwonić do ojca, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi.
Chciałam się podnieść, ale wyręczyła mnie Nelly. Wpuściła do środka zdezorientowanego Marc’a, który początkowo obawiał się wejścia do środka, bo sądził, że pomylił adresy.
- Jak lot? – podszedł do mnie i kucnął przy moich nogach.
- W porządku. – kątem oka dostrzegłam jak Nelly kieruje się do kuchni. – Wiesz, że ojciec zatrudnił tę dziewczynę do pomocy? Nie powiedział mi ani słowa, dopiero dowidziałam się o tym jak weszłam do domu.
- Przyda Ci się pomoc. – odgarnął kosmyk moich włosów z policzka i delikatnie musnął mnie w usta. – Tęskniłem za Tobą.
- Ja za Tobą też. – pogładziłam go po policzku. – Co tutaj robisz o tak wczesnej porze? – spojrzałam na zegarek, który wskazywał jedenastą. – Nie masz treningu?
- Właśnie z niego wracam. Byłem dwie godziny na siłowni, a wieczorem mecz. Przyjdziesz? – spojrzałam na niego zdezorientowana. – Nie pamiętasz? Obiecałaś.
- Nie pamiętam czegoś takiego. Ostatnio miałam wiele na głowie.
- Jeszcze nigdy nie byłaś na moim meczu. Dziś musisz przyjść. – wyjął z torby dwa bilety i pomachał mi nimi przed twarzą. – To jak będzie?
- No niech będzie. – wzięłam od niego bilety i spojrzałam na plakietki vipowskie. – O której mam tam być?
- Pojedziesz z Alexisem. Pat przyleciała z Tobą?
- Nie. Sama nie wie kiedy przyjedzie. Ostatnimi czasy unikała odpowiedzi. – powiedziałam. – A co u mojego ulubionego Sanchez’a?
- Jak to on… papla co mu ślina na język przyniesie. Dziś w szatni tańczył w samych bokserkach i wrzucał zdjęcia na instagram.
- Patricia dużo o nim mówiła. W sensie w samych superlatywach, że przez cały ten czas, kiedy jej mama była w szpitalu, on dzwonił do niej, wysyłał smsy na poprawę humoru. To bardzo miłe z jego strony. – chłopak usiadł obok mnie na kanapie i objął ramieniem. – Myślisz, że dalej mu zależy?
- A jej?
Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami. Pat zawsze przebierała w facetach. Była w tym zdecydowanie lepsza ode mnie. Ale nie zazdrościłam jej tego, bo w efekcie zawsze ich rzucała i w ich miejsce znajdywała kolejnego chętnego.
Jednak jej relacja z Alexis’em była zdecydowanie inna niż jej poprzednie związki. O ile tak w ogóle można było je nazwać. Promieniała na sam dźwięk jego głosu, a jego widok przyspieszał bicie jej serca. Cieszyłam się, że wreszcie się zakochała. Bez pamięci, bez zwracania uwagi na cokolwiek.
- Alexis jest zaangażowany w ten związek na sto procent. Jeżeli ona go oleje, to złamie mu serce. – westchnęłam na jego słowa. Nie chciałam do tego dopuścić, ale nie mogłam zbyt mocno ingerować w ich sprawy. To była sprawa między nimi i nie zamierzałam się wtrącać. Przynajmniej teoretycznie nie zamierzałam. – Kocham Cię. – musnął delikatnie mój policzek.
- A ja Ciebie. – uśmiechnęłam się szeroko. To było niesamowite uczucie. Z dnia na dzień było coraz mocniejsze, a to zaledwie trzy miesiące. W tym dwa spędzone w Stanach. Chciałam jakoś odreagować czas kiedy dzień wypełniały mi wizyty u przeróżnych lekarzy, ale za każdym razem, gdy chciałam być spontaniczna, moja noga dawała mi się we znaki. Szyna, która unieruchamiała mi nogę była okropnie niewygodna i miałam wielkie trudności poruszaniu się, ponieważ sięgała od uda aż po samą kostkę. Kule zdecydowanie poprawiały mi koordynację, ale wciąż potrzebowałam kogokolwiek by pomógł mi wyjść po schodach. To było naprawdę irytujące.
Jeszcze bardziej wkurzał mi fakt, że ojciec zatrudnił Nelly. Niby to sympatyczna dziewczyna i nie miałam prawa wyrobić sobie o niej opinii, bo znałam ją kilka godzin, ale na litość boską… ojciec w dalszym ciągu chciał mnie kontrolować. Jak nie osobiście, przez swoją ochronę, to przez niewinną dziewczynę, która zapewne nie wiedziała, że współpraca z moim ojcem nie należy do najprzyjemniejszych. Musiałam ją jakoś zdzierżyć, ale nie chciałam zachowywać się wobec niej jak rozkapryszona panienka z bogatego domu.
Kiedy wyszła z kuchni z filiżankami świeżo zaparzonej kawy, od razu zaprosiłam ją by usiała razem z nami. Z początku nie chciała, ale po namolnym dręczeniu przez Marc’a, zmieniła zdanie.
- Mam bilety na dzisiejszy mecz. Masz ochotę iść ze mną? – spytałam dziewczynę, która nie czuła się swobodnie w naszym towarzystwie. Wcale się jej nie dziwiłam, bo nas była dwójka, a ona siedziała naprzeciwko nas, niczym na przesłuchaniu o pracę.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. – odpowiedziała po namyśle. – Nie wiem nawet gdzie jest stadion. Jestem tutaj pierwszy raz.
- To idealny czas na poznawanie najciekawszych zakątków Barcelony. – powiedział Marc. – A z drugiej strony nie pozwolisz chyba, żeby Florence sama poszła na zatłoczony stadion z nogą w szynie i z kulami pod rękoma? – zaśmiał się do niej.
- No, nie mogę na to pozwolić. – uśmiechnęła się. Najwyraźniej czuła się głupio z tym, że miała wejść z nami w relacje bardziej koleżeńskie niż tylko na polu pracownik i pracownica. Mi to w żadnym wypadku nie przeszkadzało. Ba, chciałam nawet poznać ją lepiej skoro miałam spędzać z nią bardzo dużo czasu.
Z drobną pomocą Marc’a wydreptałam na górę do swojego pokoju i znalazłam coś wygodnego do założenia na wieczór. Chłopak pędził na ostatni trening, pożegnał się ze mną całusem i wybiegł z telefonem komórkowym przy uchu. Alexis żalił się, że znów nie zagra, a dyżurującego psychologa na pokładzie miał odgrywać tym razem mój chłopak. Zawsze mi się wydawało, że w te klocki najlepszy był Sergi Roberto, który miał niesamowitą zdolność słuchania, albo wyłączania się w odpowiednim czasie i rozmyślaniu nad różowymi jednorożcami. Jak faktycznie było, sama nie wiedziałam. W każdym bądź razie Marc spełniał się doskonale w swoim zadaniu i chyba całkiem na poważne myślał, że mógłby zajmować się tym na co dzień. Nie byłam jednak pewna, czy bym to psychicznie przeżyła.

Koło osiemnastej zaczęłam się zbierać. Założyłam koszulkę Marc’a, którą wręczył mi przy którejś z okazji oraz czarne szorty, które odsłaniały moją pokiereszowaną nogę w całej okazałości. Miałam to w nosie, bo miało mi być wygodnie, a nie modnie. Włosy rozpuściłam i na nos nasunęłam czarne okulary. Musiałam całkowicie przyzwyczaić się do torebek zakładanych na ramię, ponieważ nie mogłam sobie pozwolić na noszenie żadnej w rękach. Mama wysłała mi kilka ślicznych i małych kopertówek od prady, które idealnie pasowały do każdej okazji.
Nelly wyglądała na zadowoloną, że zaproponowaliśmy jej wypad na mecz. Co mogła robić sama w piątkowy wieczór bez znajomych i w dodatku w obcym mieście? W sumie miałam wrażenie, że gdy pozna chłopaków to jednak wolałaby siedzieć w domu i nie mieć takich „atrakcji”. O latających gaciach Alexis’a w szatni (i poza nią) krążą już legendy.
 Kiedy nasz przystojny Chilijczyk zajechał pod mój dom z piskiem opon, miałam wrażenie, że sąsiedzi dostali zawału serca. Ochrzaniłam go od razu, że płoszy nowych sąsiadów, a jeszcze ich nawet nie poznałam.
- A kim jest Twoja znajoma? – zsunął okulary na czubek nosa i zmierzył Nelly z góry na dół.
- Alexis! – szturchnęłam go w bok. – Bez takich!
- No co? – spojrzał na mnie zszokowany. – Może Patricia jest w Stanach, ale wiedz, że ja mam na Ciebie oko. – zaśmiał się głośno na moje słowa i otworzył drzwi od samochodu. Pomógł mi wejść na przednie siedzenie i usiadł za kierownicą.
Przez całą drogę gadał jak szalony i wcale się temu nie dziwiłam, bo zawsze się tak zachowywał. Nelly natomiast obserwowała go uważnie i co chwilę kiwała z niedowierzaniem głową.
Pod stadionem były już tłumy. Na szczęście Alexis wjeżdżał na strzeżony parking z drugiej strony, ale nie uszło to oczywiście fleszom paparazzi, którzy koczowali przy bramie na świeże mięso. Pewnie myśleli, że jestem jego nową panienką, ale nie obchodziło mnie to w ogóle. Kiedy pomógł mi wysiąść z auta zaczęło się całkowite piekło. Flesze dosłownie świeciły mi po oczach z każdej możliwej strony. Dziennikarze wyprzedali nas z nadzieją, że wypytają nas o jakiś intymny szczegół, bądź zrobią nam pikantne zdjęcie. Szliśmy w trójkę unikając aparatów jak ognia, ale kiedy jakiś paparazzo krzyknął coś do Alexis’a, ten nie wytrzymał.
- Tak, jesteśmy razem, od dwóch lat, planujemy ślub i piątkę dzieci. – spojrzałam na niego zaskoczona, ale w tamtym momencie pragnęłam ich szybko wyminąć i wejść na stadion. Całkowicie oparłam cały swój ciężar ciała na ramieniu Sanchezja, który strasznie szybko przepychał się pomiędzy dziennikarzami. Nelly szła przed nami i próbowała jakoś zrobić tunel, ale wydawało mi się, że aparaty o mało co nie uderzają mnie w głowę. O jakiś kosmos. Jak można tak żyć? Ciągle pod presją prasy? Nie zdzierżyłabym tego nawet za milion dolarów.
Ochrona zaczęła rozganiać paparazzi, ale dopiero kiedy weszliśmy do budynku. To było straszne. Czułam się jak w klatce i dopiero kiedy usiadłam w wygodnym fotelu na stadionie mogłam swobodnie oddychać.
Alexis przyniósł nam wodę i usiadł obok nas w fotelu. Byliśmy w dalszym stopniu w szoku, ale dopiero po chwili zaczęło do nas tak naprawdę docierać to co powiedział Alexis. Zrobił z nas parę i to w dodatku planującą ślub! Kiedy Nelly pokazała mi w telefonie jakąś stronę internetową z naszym zdjęciem i wymownym podpisem: „Sanchez z narzeczoną w drodze na Camp Nou”, natychmiastowo pobladłam.
Nie chciałam jednak zacząć panikować. To przecież tylko prasa, kto uwierzy im w jakieś tam plotki wyssane z palca? Plotki, które rozsiewa sam Alexis?
Gdybym miała pistolet, to użyłabym go natychmiastowo. Na Alexisie. Na jego spalonej skórze i sztucznym uśmiechu.

****************************************************  

 Hej! Rozdział trochę naciągany, ale wybaczcie... pisałam go jak najszybciej się go dało, bo chciałam dodać coś od razu po powrocie do domu. Dziękuję za miłe komentarze i do napisania ;-)

18.01.2014

Chapter 13


Wyjechałam z garażu z piskiem opon. Byłam tak wściekła, że nie umiałam inaczej wyrazić swojego żalu i buntu. Chciałam pojeździć po okolicy i trochę się uspokoić, ale zdałam sobie sprawę, że to nie ma większego sensu. Kiedy zawracałam na najbliższym rondzie, wpadłam w nieoczekiwany poślizg.
*
Na miejsce wypadku przyjechały dwie karetki, śmigłowiec i straż pożarna. Dym, który kłębił się nad dwoma samochodami utrudniał pole widoczności na znacznej części drogi, więc została ona tymczasowo zablokowana przez policję.
Z czerwonego lamborghini wyjęto poturbowaną dziewczynę z poważną raną nogi, z raną głowy i prawdopodobnie złamanym obojczykiem. W drugim samochodzie jechało dwóch chłopaków, którzy mieli liczne złamania, ale nie ucierpieli znacząco. Mięli szczęście w nieszczęściu, bo młodszy z chłopaków kierował samochód pod wpływem alkoholu. Odrobina więcej gazu i prawdopodobnie cała trójka nie przeżyłaby tego uderzenia.
Rodzice Flo jako pierwsi dowiedzieli się o wypadku swojej córki. Przyjechali czym prędzej do szpitala w centrum Los Angeles i przekrzykiwali się nawzajem, co doprowadziło do interwencji jednej z pielęgniarek. Próbowali przekupić lekarza, by udzielił im jakiś informacji na jej temat, ale ten milczał jak zaczarowany. Sam nie wiedział, musiał zlecić wpierw listę badań.
Po kilku godzinach do szpitala wpadła zapłakana Patricia. Kiedy zauważyła ojca dziewczyny na korytarzu od razu do niego podbiegła.
- Co z nią? – krzyknęła.
- Jej stan jest stabilny. Podtrzymują ją w śpiączce, żeby nie odczuwała bólu. Przed chwilą przeszła operację, ale prognozy lekarzy są dobre. Mamy czekać. – odpowiedział cicho.
- To Twoja wina! – wrzasnęła matka na cały korytarz. – Gdybyś nie upierał się przy swoim to nie doszłoby do tego wypadku!
Wyzywali się nawzajem od najgorszych, aż musiał zainterweniować ochroniarz, którego wezwała pielęgniarka.
Cała trójka siedziała jak na szpilkach czekając na jakiekolwiek informacje od lekarzy. Nie mogli oni jednak niczego obiecać, czy prognozować. Czas miał sam zadecydować oraz waleczność pacjentki.
Patricia długo zwlekała z telefonem do Marc’a. Nie wiedziała co ma powiedzieć, bo lekarze odpowiadali na ich pytania zdawkowo i nie miała żadnych potwierdzonych informacji. Wiedziała tylko tyle, że żyje i walczy, ale nic konkretnego.
- Halo? Pat? Wiesz, że w Hiszpanii jest 3 w nocy? – usłyszała w słuchawce zachrypnięty głos piłkarza. – Nie chciałaś czasami zadzwonić do Alexisa i pomyliłaś numery?
- Nie, nie. Dzwonię do Ciebie i przepraszam za pobudkę w środku nocy.
- Stało się coś? – poderwał się z łóżka. Jego głos momentalnie się zmienił i było słychać, że jest zaniepokojony.
- Chodzi o Florence. Miała wypadek samochodowy. – powiedziała jednym tchem.
- Co z nią? – spytał po chwili.
- Stan stabilny, ale jeszcze się nie wybudziła. Uznałam, że powinieneś o tym wiedzieć. – westchnęła do słuchawki. – Zderzyła się z jakimiś pijanymi dzieciakami, które wracały z imprezy w centrum. – usłyszała wiązankę przekleństw z ust chłopaka. – Wszystko będzie dobrze. To silna dziewczyna.
- Wiem, że będzie.  Zaraz zamawiam bilet i będę tam w przeciągu doby. – powiedział pospiesznie uruchamiając laptopa.
- Nie, to nic nie da. Masz ważny mecz i zostań w kraju. Będę Cię informować na bieżąco o jej stanie, ok.?
- Muszę ją zobaczyć. - powiedział dobitnie.
- Nawet jej rodzice nie mogą, więc Ty również nie mógłbyś do niej wejść. Uspokój się i nie martw. Wszystko będzie dobrze.
- Kiedy i gdzie to się stało?
- Kilka godzin temu w Beverly Hills. Wszyscy jesteśmy w szoku, ale na szczęście nie uszkodziła organów wewnętrznych i pomyślnie przeszła operację.
- Dziękuję, że do mnie zadzwoniłaś. To dla mnie wiele znaczy.
- Wiem, Marc. Kochasz ją i wiem, że chcesz dla mojej przyjaciółki jak najlepiej. Kiedy tylko się obudzi dam Ci znać.
- Jeszcze raz dziękuję. Przylecę do Was zaraz po meczu. – blondynka próbowała wyperswadować mu ten pomysł z głowy, ale na próżne. Uparł się i koniec kropka. Rozłączyła się i po drodze kupiła w automacie kawę dla rodziców Florence. Wyglądali strasznie. Podkrążone oczy mieszały się z przeraźliwie białą cerą i zapadniętymi powiekami. Bardzo przeżyli wypadek córki i obwiniali siebie nawzajem o to kto jest bardziej winny. Poniekąd mięli rację. Gdyby nie ich zaborczość i dyktatura, nigdy nie wsiadłaby do samochodu i nie doszłoby do wypadku. Mogli jedynie czekać, aż lekarz obwieści, że zagrożenie minęło. To jednak nie nastało przez całą długą noc.

Z samego rana , kiedy tylko lekarz wyszedł na obchód po oddziale, został zaatakowany przez ojca Flo.
- Co z moją córką? – złapał go za ramiona i nie chciał puścić.
- Pana córka ma za sobą decydującą noc. Jej stan jest zadawalający, a prognozy dobre. Podtrzymujemy u niej śpiączkę farmakologiczną ze względu na operację usunięcia kawałka metalu, który utkwił w jej udzie oraz wstrząsu mózgu, który spowodowany był uderzeniem głowy w szybę pojazdu. Ma szczęście, że nie dostała wylewu krwi do mózgu, a naprawdę niewiele brakowało. Po południu zaczniemy ją wybudzać, jeżeli jej stan będzie się utrzymywać.
- Możemy do niej wejść?
- Jeszcze nie. Proszę odpocząć, wrócić do domu. – lekarz poklepał Amancio po ramieniu. – Kiedy córka się obudzi będzie potrzebować wsparcia. Konieczna będzie rehabilitacja lewej nogi, która najbardziej ucierpiała w wypadku. Metal prakycznie przeszedł przez jej nogę i uszkodził wiele komórek, które będą potrzebować wiele czasu by się odbudować.
- Czy złamała coś jeszcze? – wtrąciła się mama.
- Skręciła nadgarstek, ale to nic poważnego. Podejrzewaliśmy złamanie obojczyka, ale po zrobieniu prześwietlenia okazało się, że z nim wszystko w porządku. Przez długi czas będzie czuć się poturbowana i osowiała, ale z waszym wsparciem powinna wkrótce wrócić do pełni sił. – uśmiechnął się i wyminął zatroskanych rodziców.
- Wsparcie, tak? – usłyszeli za sobą głos Patricii. – To chyba jasne, że na nie nigdy nie mogła liczyć. - buknęła pod nosem.
- Nie mów tak, Pat. Robiliśmy wszystko dla jej dobra. – powiedział ojciec.
- Niech Pan nie mówi o niej w czasie przeszłym. Kiedy tylko się wybudzi, zabieram ją z powrotem do Barcelony i chyba już nie mają państwo nic na ten temat do dodania. – uśmiechnęła się pod nosem i złapała za telefon, by poinformować Marc’a o stanie jego dziewczyny, tak jak obiecała.

Godziny mijały, a państwo Ortega dalej nie mogli wejść do sali swojej córki. Czekali cierpliwie w korytarzu, a niewiedza dobijała ich jeszcze bardziej i boleśniej. Chcieli ją wreszcie zobaczyć i na własne oczy ocenić jak bardzo ucierpiała. Gdyby tylko nie wsiadła do tego przeklętego samochodu. Mogli sobie tylko pluć w brodę, ale nie byli w stanie cofnąć czasu.
Po 13:00 Florence została przewieziona z oiomu do zwykłej sali pooperacyjnej, gdzie zamierzano ją wybudzać. Patricia na widok wchodzącego na korytarz Marc’a wyłupiała oczy i otworzyła szeroko usta.
- Co Ty tu robisz? – podbiegła do niego i przytuliła go na powitanie.
- Nie mogłem siedzieć bezczynnie. Musiałem przylecieć.
- Wiedziałam, że tak zrobisz. – zaśmiała się pod nosem. Była w stu procentach pewna, że chłopak kochał jej przyjaciółkę całym swoim sercem. Bo jak inaczej mgła wytłumaczyć fakt, że nie został w Barcelonie, by zagrać bardzo ważny mecz, w którym wychodził w pierwszym składzie i rzucił wszystko dla Niej. To musiała być miłość.
*
Zanim podniosłam powieki poczułam ogromny ból, który przeszywał całe moje ciało. Nie mogłam się ruszyć, czułam, że umieram. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale byłam zbyt słaba, żeby otworzyć oczy. Słyszałam jedynie ciche pomruki czyjś głosów, ale wszystko było jakby za mgłą.
- Patrz na jej palce!
Patricia. Poznałam ją od razu. Ten przeraźliwy pisk i dotyk czyjejś dłoni na moim policzku wywołał u mnie znikome ruchy na twarzy.
Nie zdawałam sobie sprawy co się stało. Wszystko mnie bolało i pulsowało jakby miało ochotę odskoczyć od reszty mojego ciała. Ciche szepty zaczęły robić się coraz bardziej głośne i wyraźne, ale wciąż byłam zbyt słaba by otworzyć oczy, a co dopiero by cokolwiek powiedzieć.
Znów zasnęłam. A może mi się tylko wydawało. Ból ustąpił i poczułam przyjemne ciepło w okolicach brzucha.
- Podaliśmy Ci dożylnie lek przeciwbólowy, Florence. – usłyszałam głos jakiejś kobiety. – Jesteś w szpitalu California Hospital Medical Center w Los Angeles. Miałaś wypadek samochodowy, ale Twojemu życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.
Nic z tego nie rozumiałam. Chciałam móc wreszcie otworzyć oczy i zobaczyć gdzie tak naprawdę jestem. Jaki szpital? Jaki wypadek?
Nie wiem ile minęło czasu, ale zapewne sporo. Poczułam czyjąś dłoń na mojej i wykrzywiłam twarz w bólu.
- Przepraszam, kochanie. Nie chciałem Cię skrzywdzić. – dłoń natychmiast odskoczyła od mojej ręki.
- To ta zwichnięta. – wytłumaczyła po chwili Patricia. Słyszałam ją gdzieś w pobliżu, ale nie mogłam zidentyfikować jej położenia. Mówiła coś jeszcze, ale nie mogłam jej zrozumieć.
Podniosłam powieki. Najpierw przytłoczyło mnie światło, które wpadało wprost w moje oczy. Znów się wykrzywiłam, ale mimika nie sprawiała mi już tyle bólu co jeszcze chwilę wcześniej.
- Florence. – usłyszałam z lewej strony głos mamy. – Tak się o Ciebie bałam!
- Proszę, ostrożnie! – powiedziała pielęgniarka do matki, która o mało co nie wskoczyła na łóżko, na którym leżałam.
Nie byłam w stanie powiedzieć ani słowa. Próbowałam rozpoznać zamazane sylwetki ludzi, którzy stali wokół mnie. Głos Patricii dochodził z prawej strony, tak to była zdecydowanie ona. Mama z ojcem przegadywali się z lewej strony. Dokładnie wprost mnie, na końcu łóżka stała postać opierająca się obiema dłońmi o metalową ramę.
- Flo, Marc przyleciał do Ciebie. – usłyszałam radosny głos przyjaciółki. Wydawało mi się, że mówiła jeszcze głośniej i jeszcze bardziej skrzecząco, ale w pewnym stopniu tęskniłam za jej popiskiwaniem.
- Proszę jej nie męczyć. Ledwo co się przebudziła. – do pokoju wszedł wysoki mężczyzna w białym kitlu z jakimiś papierami w rękach. – Flo? – nachylił się nade mną. – Wiem, że czujesz ból, ale on powinien niebawem ustąpić. Daliśmy Ci leki przeciwbólowe, które zaraz zadziałają.
Przymknęłam z powrotem powieki. Westchnęłam cicho, ledwie słyszalnie, ale nie umknęło to uszom mojej przyjaciółki.
- Odezwij się, mała. Wszyscy są tu z Tobą.
- Proszę już nie męczyć pacjentki. Wrócicie do niej jak tylko poczuje się lepiej. A teraz proszę zostać na korytarzu.
- Ale panie doktorze! – usłyszałam przerażony głos matki. – Nie mogę zostać z własną córką?
- Miała wypadek i ciężkie uszkodzenia ciała. Musi mieć spokój i ciszę, żeby w pełni dojść do siebie. – popchnął ich w kierunku drzwi, ku wyraźnym niezadowoleniu Patricii i mojej matki.
Kiedy wyszli w pokoju zrobiło się strasznie cicho. Ale potrzebowałam tego. Nie chciałam, żeby widzieli, że wszystko mnie przeraźliwie boli. Pulsująca noga dawała o sobie znać przy każdej nawet najmniejszej próbie poruszania się. Najlepiej, abym leżała prosto i nie robiła nawet najmniejszego ruchu, by nie wywołać przy okazji bólu.
Po kilku godzinach do pokoju wpadła pielęgniarka. Widząc, że nie śpię i bacznie ją obserwuję, uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
- Jak ból?
- Do przeżycia. – odpowiedziałam chrypiącym głosem.
- Przyniosłam Ci obiad. – wskazała na przezroczysty woreczek, który zmieniła w stojącym obok stojaku i zmieniła mi wenflon. – Wiele osób siedzi na korytarzu pod Twoimi drzwiami. Zawołać kogoś?
- Jest tam Marc? – spojrzałam na nią przenikliwie.
- Nie wiem. Zaraz zapytam. – wyminęła moje łóżko i zniknęła za drzwiami prowadzącymi na korytarz.
Po chwili dostrzegłam mój ulubiony widok na całym świecie. Źrenice Marc’a błyszczały z przerażenia. Chłopak podszedł bliżej do mojego łóżka i usiadł na krześle nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Jak się czujesz? – spytał po chwili.
- Jest ok. – odpowiedziałam. Chciałam, żeby mnie pocałował, dotknął… cokolwiek. On siedział i wiercił dziurę we mnie swoim spojrzeniem. – Nie pocałujesz mnie nawet na powitanie?
- Nie chcę sprawić Ci bólu.
- Sprawiasz go tym, że mnie nie całujesz.
Nie musiałam długo czekać na jego reakcję. Najdelikatniej jak się dało dotknął dłonią mojego policzka i złożył na moich ustach pocałunek. Podniosłam rękę, co sprawiło mie trochę trudu i zatopiłam dłoń w jego włosach. Całował mnie bardzo lekko, jakby miał wrażenie, że każdy mocniejszy całus zrobi mi krzywdę. 
- Co robisz w Stanach? – spytałam kiedy oderwał się ode mnie na kilka centymetrów.
- Przyleciałem jak tylko dowiedziałem się o wypadku.
- Nie wiem co się stało. Mam pustkę w głowie i nie pamiętam nic prócz wczorajszego lotu do LA do mojej matki. – dłoń Marc’a dotknęła mojego policzka. – Jak doszło do wypadku?
- Wpadłaś w poślizg i zderzyłaś się z pijanymi chłopakami jadącymi 140 km/h podrasowanym subaru. Masz szczęście, że przeżyłaś.
- Od kogo dowiedziałeś się, że tu jestem? - spojrzałam na niego podejrzanie.
- Od Pat. - uśmiechnął się szeroko widząc moją reakcję.
- Rozmawiałeś z moimi rodzicami?
- Wymieniłem kilka zdań, ale to wszystko. Faktycznie nie są zbyt… rozmowni. – uśmiechnął się do mnie i pocałował moją zabandażowaną dłoń. Po kilku minutach do pokoju wpadł lekarz. Przywitał mnie z uśmiechem i przegonił Marc’a. Miałam wypoczywać, a nie „flirtować”. Dostałam specjalne zalecenie, że mam spać jak najwięcej, a on zajmie się moją nadgorliwą rodzinką. Polubiłam go od razu. Miał około sześćdziesiątki i nie pozwalał mojej matce nawet dojść do głosu. W ogóle to nikomu nie pozwalał, nawet Pat, co było wielkim szokiem, bo w zasadzie nikt nie potrafił powtrzymać jej gadania. Wyrzucił z mojego pokoju wszystkich. Choć Marc’a mógł mi zostawić, on zdecydowanie mógł mi pomóc w powrocie do normalości.



********************************************************** 
Hej. Zdałam sobie sprawę, że nie nadaję się do pisania większej ilości opowiadań na raz, bo to nie ma szans na jakiekolwiek przetrwanie. Rozdrabniam się na wiele historii, a potem tracę wenę i zapał do pisania czegokolwiek. Póki co skupiam się tylko i wyłącznie na tym opowiadaniu. Jeżeli najdzie mnie kiedyś ochota na coś nowego, to poczekam aż zakończę to, a później się zobaczy ;-)
Za dwa tygodnie zaczyna się sesja i powiem szczerze, że mam niezłego stresa. Jak widać robię wszystko, żeby tylko się nie uczyć, co pewnie zaowocuje nowym rozdziałem już wkrótce ;-)