Wyjechałam z
garażu z piskiem opon. Byłam tak wściekła, że nie umiałam inaczej wyrazić
swojego żalu i buntu. Chciałam pojeździć po okolicy i trochę się uspokoić, ale
zdałam sobie sprawę, że to nie ma większego sensu. Kiedy zawracałam na
najbliższym rondzie, wpadłam w nieoczekiwany poślizg.
*
Na miejsce
wypadku przyjechały dwie karetki, śmigłowiec i straż pożarna. Dym, który kłębił
się nad dwoma samochodami utrudniał pole widoczności na znacznej części drogi,
więc została ona tymczasowo zablokowana przez policję.
Z czerwonego
lamborghini wyjęto poturbowaną dziewczynę z poważną raną nogi, z raną głowy i
prawdopodobnie złamanym obojczykiem. W drugim samochodzie jechało dwóch
chłopaków, którzy mieli liczne złamania, ale nie ucierpieli znacząco. Mięli
szczęście w nieszczęściu, bo młodszy z chłopaków kierował samochód pod wpływem
alkoholu. Odrobina więcej gazu i prawdopodobnie cała trójka nie przeżyłaby tego
uderzenia.
Rodzice Flo
jako pierwsi dowiedzieli się o wypadku swojej córki. Przyjechali czym prędzej do
szpitala w centrum Los Angeles i przekrzykiwali się nawzajem, co doprowadziło do
interwencji jednej z pielęgniarek. Próbowali przekupić lekarza, by udzielił im
jakiś informacji na jej temat, ale ten milczał jak zaczarowany. Sam nie
wiedział, musiał zlecić wpierw listę badań.
Po kilku godzinach do szpitala wpadła zapłakana Patricia. Kiedy zauważyła ojca
dziewczyny na korytarzu od razu do niego podbiegła.
- Co z nią? –
krzyknęła.
- Jej stan
jest stabilny. Podtrzymują ją w śpiączce, żeby nie odczuwała bólu. Przed chwilą
przeszła operację, ale prognozy lekarzy są dobre. Mamy czekać. – odpowiedział
cicho.
- To Twoja
wina! – wrzasnęła matka na cały korytarz. – Gdybyś nie upierał się przy swoim
to nie doszłoby do tego wypadku!
Wyzywali się
nawzajem od najgorszych, aż musiał zainterweniować ochroniarz, którego wezwała
pielęgniarka.
Cała trójka
siedziała jak na szpilkach czekając na jakiekolwiek informacje od lekarzy. Nie
mogli oni jednak niczego obiecać, czy prognozować. Czas miał sam zadecydować oraz waleczność pacjentki.
Patricia długo
zwlekała z telefonem do Marc’a. Nie wiedziała co ma powiedzieć, bo lekarze
odpowiadali na ich pytania zdawkowo i nie miała żadnych potwierdzonych
informacji. Wiedziała tylko tyle, że żyje i walczy, ale nic konkretnego.
- Halo? Pat? Wiesz, że w Hiszpanii jest 3 w
nocy? – usłyszała w słuchawce zachrypnięty głos piłkarza. – Nie chciałaś czasami zadzwonić do Alexisa i
pomyliłaś numery?
- Nie, nie. Dzwonię do Ciebie i przepraszam
za pobudkę w środku nocy.
- Stało się coś? – poderwał się z łóżka.
Jego głos momentalnie się zmienił i było słychać, że jest zaniepokojony.
- Chodzi o Florence. Miała wypadek samochodowy.
– powiedziała jednym tchem.
- Co z nią? – spytał po chwili.
- Stan stabilny, ale jeszcze się nie wybudziła.
Uznałam, że powinieneś o tym wiedzieć. – westchnęła do słuchawki. – Zderzyła się z jakimiś pijanymi
dzieciakami, które wracały z imprezy w centrum. – usłyszała wiązankę
przekleństw z ust chłopaka. – Wszystko
będzie dobrze. To silna dziewczyna.
- Wiem, że będzie. Zaraz
zamawiam bilet i będę tam w przeciągu doby. – powiedział pospiesznie
uruchamiając laptopa.
- Nie, to nic nie da. Masz ważny mecz i zostań
w kraju. Będę Cię informować na bieżąco o jej stanie, ok.?
- Muszę ją zobaczyć. - powiedział dobitnie.
- Nawet jej rodzice nie mogą, więc Ty
również nie mógłbyś do niej wejść. Uspokój się i nie martw. Wszystko będzie dobrze.
- Kiedy i gdzie to się stało?
- Kilka godzin temu w Beverly Hills. Wszyscy
jesteśmy w szoku, ale na szczęście nie uszkodziła organów wewnętrznych i
pomyślnie przeszła operację.
- Dziękuję, że do mnie zadzwoniłaś. To dla mnie
wiele znaczy.
- Wiem, Marc. Kochasz ją i wiem, że chcesz
dla mojej przyjaciółki jak najlepiej. Kiedy tylko się obudzi dam Ci znać.
- Jeszcze raz dziękuję. Przylecę do Was
zaraz po meczu. – blondynka próbowała wyperswadować mu ten pomysł z głowy,
ale na próżne. Uparł się i koniec kropka. Rozłączyła się i po drodze kupiła w
automacie kawę dla rodziców Florence. Wyglądali strasznie. Podkrążone oczy
mieszały się z przeraźliwie białą cerą i zapadniętymi powiekami. Bardzo
przeżyli wypadek córki i obwiniali siebie nawzajem o to kto jest bardziej winny. Poniekąd mięli
rację. Gdyby nie ich zaborczość i dyktatura, nigdy nie wsiadłaby do samochodu i
nie doszłoby do wypadku. Mogli jedynie czekać, aż lekarz obwieści, że
zagrożenie minęło. To jednak nie nastało przez całą długą noc.
Z samego rana
, kiedy tylko lekarz wyszedł na obchód po oddziale, został zaatakowany przez
ojca Flo.
- Co z moją
córką? – złapał go za ramiona i nie chciał puścić.
- Pana córka
ma za sobą decydującą noc. Jej stan jest zadawalający, a prognozy dobre.
Podtrzymujemy u niej śpiączkę farmakologiczną ze względu na operację usunięcia
kawałka metalu, który utkwił w jej udzie oraz wstrząsu mózgu, który
spowodowany był uderzeniem głowy w szybę pojazdu. Ma szczęście, że nie dostała
wylewu krwi do mózgu, a naprawdę niewiele brakowało. Po południu zaczniemy ją
wybudzać, jeżeli jej stan będzie się utrzymywać.
- Możemy do
niej wejść?
- Jeszcze nie.
Proszę odpocząć, wrócić do domu. – lekarz poklepał Amancio po ramieniu. – Kiedy
córka się obudzi będzie potrzebować wsparcia. Konieczna będzie rehabilitacja
lewej nogi, która najbardziej ucierpiała w wypadku. Metal prakycznie przeszedł przez jej nogę i uszkodził wiele komórek, które będą potrzebować wiele czasu by się odbudować.
- Czy złamała
coś jeszcze? – wtrąciła się mama.
- Skręciła
nadgarstek, ale to nic poważnego. Podejrzewaliśmy złamanie obojczyka, ale po
zrobieniu prześwietlenia okazało się, że z nim wszystko w porządku. Przez długi czas
będzie czuć się poturbowana i osowiała, ale z waszym wsparciem powinna wkrótce
wrócić do pełni sił. – uśmiechnął się i wyminął zatroskanych rodziców.
- Wsparcie,
tak? – usłyszeli za sobą głos Patricii. – To chyba jasne, że na nie nigdy nie
mogła liczyć. - buknęła pod nosem.
- Nie mów tak,
Pat. Robiliśmy wszystko dla jej dobra. – powiedział ojciec.
- Niech Pan
nie mówi o niej w czasie przeszłym. Kiedy tylko się wybudzi, zabieram ją z
powrotem do Barcelony i chyba już nie mają państwo nic na ten temat do dodania.
– uśmiechnęła się pod nosem i złapała za telefon, by poinformować Marc’a o
stanie jego dziewczyny, tak jak obiecała.
Godziny
mijały, a państwo Ortega dalej nie mogli wejść do sali swojej córki. Czekali
cierpliwie w korytarzu, a niewiedza dobijała ich jeszcze bardziej i boleśniej.
Chcieli ją wreszcie zobaczyć i na własne oczy ocenić jak bardzo ucierpiała.
Gdyby tylko nie wsiadła do tego przeklętego samochodu. Mogli sobie tylko pluć w
brodę, ale nie byli w stanie cofnąć czasu.
Po 13:00
Florence została przewieziona z oiomu do zwykłej sali pooperacyjnej, gdzie
zamierzano ją wybudzać. Patricia na widok wchodzącego na korytarz Marc’a
wyłupiała oczy i otworzyła szeroko usta.
- Co Ty tu
robisz? – podbiegła do niego i przytuliła go na powitanie.
- Nie mogłem
siedzieć bezczynnie. Musiałem przylecieć.
- Wiedziałam,
że tak zrobisz. – zaśmiała się pod nosem. Była w stu procentach pewna, że
chłopak kochał jej przyjaciółkę całym swoim sercem. Bo jak inaczej mgła
wytłumaczyć fakt, że nie został w Barcelonie, by zagrać bardzo ważny mecz, w
którym wychodził w pierwszym składzie i rzucił wszystko dla Niej. To musiała
być miłość.
*
Zanim
podniosłam powieki poczułam ogromny ból, który przeszywał całe moje ciało. Nie
mogłam się ruszyć, czułam, że umieram. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje,
ale byłam zbyt słaba, żeby otworzyć oczy. Słyszałam jedynie ciche pomruki czyjś
głosów, ale wszystko było jakby za mgłą.
- Patrz na jej
palce!
Patricia.
Poznałam ją od razu. Ten przeraźliwy pisk i dotyk czyjejś dłoni na moim
policzku wywołał u mnie znikome ruchy na twarzy.
Nie zdawałam
sobie sprawy co się stało. Wszystko mnie bolało i pulsowało jakby miało ochotę
odskoczyć od reszty mojego ciała. Ciche szepty zaczęły robić się coraz bardziej
głośne i wyraźne, ale wciąż byłam zbyt słaba by otworzyć oczy, a co dopiero by
cokolwiek powiedzieć.
Znów zasnęłam.
A może mi się tylko wydawało. Ból ustąpił i poczułam przyjemne ciepło w
okolicach brzucha.
- Podaliśmy Ci
dożylnie lek przeciwbólowy, Florence. – usłyszałam głos jakiejś kobiety. –
Jesteś w szpitalu California Hospital Medical Center w Los Angeles. Miałaś
wypadek samochodowy, ale Twojemu życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.
Nic z tego nie
rozumiałam. Chciałam móc wreszcie otworzyć oczy i zobaczyć gdzie tak naprawdę
jestem. Jaki szpital? Jaki wypadek?
Nie wiem ile
minęło czasu, ale zapewne sporo. Poczułam czyjąś dłoń na mojej i wykrzywiłam
twarz w bólu.
- Przepraszam,
kochanie. Nie chciałem Cię skrzywdzić. – dłoń natychmiast odskoczyła od mojej
ręki.
- To ta zwichnięta.
– wytłumaczyła po chwili Patricia. Słyszałam ją gdzieś w pobliżu, ale nie
mogłam zidentyfikować jej położenia. Mówiła coś jeszcze, ale nie mogłam jej
zrozumieć.
Podniosłam
powieki. Najpierw przytłoczyło mnie światło, które wpadało wprost w moje oczy.
Znów się wykrzywiłam, ale mimika nie sprawiała mi już tyle bólu co jeszcze
chwilę wcześniej.
- Florence. –
usłyszałam z lewej strony głos mamy. – Tak się o Ciebie bałam!
- Proszę,
ostrożnie! – powiedziała pielęgniarka do matki, która o mało co nie wskoczyła
na łóżko, na którym leżałam.
Nie byłam w
stanie powiedzieć ani słowa. Próbowałam rozpoznać zamazane sylwetki ludzi,
którzy stali wokół mnie. Głos Patricii dochodził z prawej strony, tak to była
zdecydowanie ona. Mama z ojcem przegadywali się z lewej strony. Dokładnie
wprost mnie, na końcu łóżka stała postać opierająca się obiema dłońmi o
metalową ramę.
- Flo, Marc
przyleciał do Ciebie. – usłyszałam radosny głos przyjaciółki. Wydawało mi się,
że mówiła jeszcze głośniej i jeszcze bardziej skrzecząco, ale w pewnym stopniu
tęskniłam za jej popiskiwaniem.
- Proszę jej
nie męczyć. Ledwo co się przebudziła. – do pokoju wszedł wysoki mężczyzna w
białym kitlu z jakimiś papierami w rękach. – Flo? – nachylił się nade mną. – Wiem,
że czujesz ból, ale on powinien niebawem ustąpić. Daliśmy Ci leki
przeciwbólowe, które zaraz zadziałają.
Przymknęłam z
powrotem powieki. Westchnęłam cicho, ledwie słyszalnie, ale nie umknęło to
uszom mojej przyjaciółki.
- Odezwij się,
mała. Wszyscy są tu z Tobą.
- Proszę już
nie męczyć pacjentki. Wrócicie do niej jak tylko poczuje się lepiej. A teraz
proszę zostać na korytarzu.
- Ale panie
doktorze! – usłyszałam przerażony głos matki. – Nie mogę zostać z własną córką?
- Miała
wypadek i ciężkie uszkodzenia ciała. Musi mieć spokój i ciszę, żeby w pełni
dojść do siebie. – popchnął ich w kierunku drzwi, ku wyraźnym niezadowoleniu
Patricii i mojej matki.
Kiedy wyszli w
pokoju zrobiło się strasznie cicho. Ale potrzebowałam tego. Nie chciałam, żeby
widzieli, że wszystko mnie przeraźliwie boli. Pulsująca noga dawała o sobie
znać przy każdej nawet najmniejszej próbie poruszania się. Najlepiej, abym
leżała prosto i nie robiła nawet najmniejszego ruchu, by nie wywołać przy
okazji bólu.
Po kilku
godzinach do pokoju wpadła pielęgniarka. Widząc, że nie śpię i bacznie ją
obserwuję, uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
- Jak ból?
- Do
przeżycia. – odpowiedziałam chrypiącym głosem.
- Przyniosłam
Ci obiad. – wskazała na przezroczysty woreczek, który zmieniła w stojącym obok
stojaku i zmieniła mi wenflon. – Wiele osób siedzi na korytarzu pod Twoimi
drzwiami. Zawołać kogoś?
- Jest tam
Marc? – spojrzałam na nią przenikliwie.
- Nie wiem.
Zaraz zapytam. – wyminęła moje łóżko i zniknęła za drzwiami prowadzącymi na
korytarz.
Po chwili
dostrzegłam mój ulubiony widok na całym świecie. Źrenice Marc’a błyszczały z
przerażenia. Chłopak podszedł bliżej do mojego łóżka i usiadł na krześle nie
spuszczając ze mnie wzroku.
- Jak się
czujesz? – spytał po chwili.
- Jest ok. –
odpowiedziałam. Chciałam, żeby mnie pocałował, dotknął… cokolwiek. On siedział
i wiercił dziurę we mnie swoim spojrzeniem. – Nie pocałujesz mnie nawet na
powitanie?
- Nie chcę
sprawić Ci bólu.
- Sprawiasz go
tym, że mnie nie całujesz.
Nie musiałam
długo czekać na jego reakcję. Najdelikatniej jak się dało dotknął dłonią mojego
policzka i złożył na moich ustach pocałunek. Podniosłam rękę, co sprawiło mie trochę trudu i zatopiłam dłoń w
jego włosach. Całował mnie bardzo lekko, jakby miał wrażenie, że każdy
mocniejszy całus zrobi mi krzywdę.
- Co robisz w
Stanach? – spytałam kiedy oderwał się ode mnie na kilka centymetrów.
- Przyleciałem
jak tylko dowiedziałem się o wypadku.
- Nie wiem co
się stało. Mam pustkę w głowie i nie pamiętam nic prócz wczorajszego lotu do LA
do mojej matki. – dłoń Marc’a dotknęła mojego policzka. – Jak doszło do wypadku?
- Wpadłaś w
poślizg i zderzyłaś się z pijanymi chłopakami jadącymi 140 km/h podrasowanym
subaru. Masz szczęście, że przeżyłaś.
- Od kogo
dowiedziałeś się, że tu jestem? - spojrzałam na niego podejrzanie.
- Od Pat. - uśmiechnął się szeroko widząc moją reakcję.
- Rozmawiałeś
z moimi rodzicami?
- Wymieniłem
kilka zdań, ale to wszystko. Faktycznie nie są zbyt… rozmowni. – uśmiechnął się
do mnie i pocałował moją zabandażowaną dłoń. Po kilku minutach do pokoju wpadł
lekarz. Przywitał mnie z uśmiechem i przegonił Marc’a. Miałam wypoczywać, a nie
„flirtować”. Dostałam specjalne zalecenie, że mam spać jak najwięcej, a on
zajmie się moją nadgorliwą rodzinką. Polubiłam go od razu. Miał około sześćdziesiątki i nie pozwalał mojej matce nawet dojść do głosu. W ogóle to nikomu nie pozwalał, nawet Pat, co było wielkim szokiem, bo w zasadzie nikt nie potrafił powtrzymać jej gadania. Wyrzucił z mojego pokoju wszystkich. Choć Marc’a mógł mi
zostawić, on zdecydowanie mógł mi pomóc w powrocie do normalości.
**********************************************************
Hej. Zdałam sobie sprawę, że nie nadaję się do pisania większej ilości opowiadań na raz, bo to nie ma szans na jakiekolwiek przetrwanie. Rozdrabniam się na wiele historii, a potem tracę wenę i zapał do pisania czegokolwiek. Póki co skupiam się tylko i wyłącznie na tym opowiadaniu. Jeżeli najdzie mnie kiedyś ochota na coś nowego, to poczekam aż zakończę to, a później się zobaczy ;-)
Za dwa tygodnie zaczyna się sesja i powiem szczerze, że mam niezłego stresa. Jak widać robię wszystko, żeby tylko się nie uczyć, co pewnie zaowocuje nowym rozdziałem już wkrótce ;-)
Za dwa tygodnie zaczyna się sesja i powiem szczerze, że mam niezłego stresa. Jak widać robię wszystko, żeby tylko się nie uczyć, co pewnie zaowocuje nowym rozdziałem już wkrótce ;-)
wypadek, ałć ;c
OdpowiedzUsuńAle Marca mógł lekarz zostawić! Nikomu nie wadzi a pomaga, hihih ^^
Szkoda Flo , że miała ten wypadek : c Ale jej rodzice , to są strasznie wkurzający . Mam wrażenie , że wcale ich nie obchodzi zdrowie ich córki ; ( A Marc jest taki kochaany < 3 Przyjechał specjalnie z Barcelony , widać , że bardzo kocha Flo :* Mam nadzieję , że ułoży im się jak najlepiej . <3 Czekam na następny ^^ :*
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Flo, ale cieszę się, że żyje. Irytują mnie jej rodzice, naprawdę nie dziwię się, że uciekła od nich do Hiszpanii. Widać, że Marc kocha Flo. Mógł go lekarz zostawić w tej sali, na pewno by pomógł dojść do zdrowia dziewczynie. Mam nadzieję, że bohaterka będzie się czuła tylko lepiej i nie dojdzie do żadnych komplikacji.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!
W ramach przeprosin za długą nieobecność zapraszam na prolog nowego opowiadania :)
http://deniaal.blogspot.com/
Przez brak czasu byłam u Ciebie 4 rozdziały w tył! Ja nie wiem jak pozwoliłam na takie zaległości, ale najpierw święta, potem szkoła, potem byłam chora, potem szkoła i teraz, gdy nareszcie mam ferie mogłam na spokojnie wszystko przeczytać.
OdpowiedzUsuńBiedna Flo, tyle musi się nacierpieć, jeszcze jej rodzina, ehh. Na szczęście ma Pat i Marca, bez nich pewnie by sobie nie poradziła, są naprawdę wspaniali. Hiszpan musi ją mocno kochać, że zrezygnował dla niej z meczu. Takiego chłopaka to ze świecą szukać.
Mam nadzieję, że zgodnie z zapowiedzą Pat zabierze ją później z powrotem do Barcelony, gdzie jest jej miejsce u boku chłopaka. Stany nie są dla niej, co doskonale widać po wypadku. Zdecydowanie za dużo rodziców w jej życiu, szczególnie ojca.
Czekam na kolejny.
Buziaki! :*
Dobrze, że Patricia powiadomiła Marca o wypadku Flo, świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńjejku jaki słodki Marc <3
OdpowiedzUsuńTyle dramatu ;o Marc jest cudowny, że specjalnie dla ukochanej przyjechał z Barcelony! Tak, mnie również rodzice Flo wkurzają. Mam nadzieję, ze z dziewczyną będzie coraz lepiej ;*
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na http://resumen-de-la-vida.blogspot.com/ Czy Fernando w końcu odważy się powiedzieć o wszytskim Colin? Jak zareaguje Juan, kiedy dowie się, że przyjaciel powoli wraca do siebie? Zapraszam również na pierwszy rozdział http://he-was-gone.blogspot.com/ Jak będzie wyglądać pogrzeb Erica? Czy Rose zaakceptuje uczucia Marca?
Na Twojego bloga trafiłam przez przypadek i nie mogę się oderwać ;) cudnie piszesz *o* czekam na kolejny i zapraszam do siebie moze sie spodoba: imnotafraidtodiebvb.blogspot.com ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam do siebie na nowość:
OdpowiedzUsuńhttp://betweenourhearts.blogspot.com/