18.01.2014

Chapter 13


Wyjechałam z garażu z piskiem opon. Byłam tak wściekła, że nie umiałam inaczej wyrazić swojego żalu i buntu. Chciałam pojeździć po okolicy i trochę się uspokoić, ale zdałam sobie sprawę, że to nie ma większego sensu. Kiedy zawracałam na najbliższym rondzie, wpadłam w nieoczekiwany poślizg.
*
Na miejsce wypadku przyjechały dwie karetki, śmigłowiec i straż pożarna. Dym, który kłębił się nad dwoma samochodami utrudniał pole widoczności na znacznej części drogi, więc została ona tymczasowo zablokowana przez policję.
Z czerwonego lamborghini wyjęto poturbowaną dziewczynę z poważną raną nogi, z raną głowy i prawdopodobnie złamanym obojczykiem. W drugim samochodzie jechało dwóch chłopaków, którzy mieli liczne złamania, ale nie ucierpieli znacząco. Mięli szczęście w nieszczęściu, bo młodszy z chłopaków kierował samochód pod wpływem alkoholu. Odrobina więcej gazu i prawdopodobnie cała trójka nie przeżyłaby tego uderzenia.
Rodzice Flo jako pierwsi dowiedzieli się o wypadku swojej córki. Przyjechali czym prędzej do szpitala w centrum Los Angeles i przekrzykiwali się nawzajem, co doprowadziło do interwencji jednej z pielęgniarek. Próbowali przekupić lekarza, by udzielił im jakiś informacji na jej temat, ale ten milczał jak zaczarowany. Sam nie wiedział, musiał zlecić wpierw listę badań.
Po kilku godzinach do szpitala wpadła zapłakana Patricia. Kiedy zauważyła ojca dziewczyny na korytarzu od razu do niego podbiegła.
- Co z nią? – krzyknęła.
- Jej stan jest stabilny. Podtrzymują ją w śpiączce, żeby nie odczuwała bólu. Przed chwilą przeszła operację, ale prognozy lekarzy są dobre. Mamy czekać. – odpowiedział cicho.
- To Twoja wina! – wrzasnęła matka na cały korytarz. – Gdybyś nie upierał się przy swoim to nie doszłoby do tego wypadku!
Wyzywali się nawzajem od najgorszych, aż musiał zainterweniować ochroniarz, którego wezwała pielęgniarka.
Cała trójka siedziała jak na szpilkach czekając na jakiekolwiek informacje od lekarzy. Nie mogli oni jednak niczego obiecać, czy prognozować. Czas miał sam zadecydować oraz waleczność pacjentki.
Patricia długo zwlekała z telefonem do Marc’a. Nie wiedziała co ma powiedzieć, bo lekarze odpowiadali na ich pytania zdawkowo i nie miała żadnych potwierdzonych informacji. Wiedziała tylko tyle, że żyje i walczy, ale nic konkretnego.
- Halo? Pat? Wiesz, że w Hiszpanii jest 3 w nocy? – usłyszała w słuchawce zachrypnięty głos piłkarza. – Nie chciałaś czasami zadzwonić do Alexisa i pomyliłaś numery?
- Nie, nie. Dzwonię do Ciebie i przepraszam za pobudkę w środku nocy.
- Stało się coś? – poderwał się z łóżka. Jego głos momentalnie się zmienił i było słychać, że jest zaniepokojony.
- Chodzi o Florence. Miała wypadek samochodowy. – powiedziała jednym tchem.
- Co z nią? – spytał po chwili.
- Stan stabilny, ale jeszcze się nie wybudziła. Uznałam, że powinieneś o tym wiedzieć. – westchnęła do słuchawki. – Zderzyła się z jakimiś pijanymi dzieciakami, które wracały z imprezy w centrum. – usłyszała wiązankę przekleństw z ust chłopaka. – Wszystko będzie dobrze. To silna dziewczyna.
- Wiem, że będzie.  Zaraz zamawiam bilet i będę tam w przeciągu doby. – powiedział pospiesznie uruchamiając laptopa.
- Nie, to nic nie da. Masz ważny mecz i zostań w kraju. Będę Cię informować na bieżąco o jej stanie, ok.?
- Muszę ją zobaczyć. - powiedział dobitnie.
- Nawet jej rodzice nie mogą, więc Ty również nie mógłbyś do niej wejść. Uspokój się i nie martw. Wszystko będzie dobrze.
- Kiedy i gdzie to się stało?
- Kilka godzin temu w Beverly Hills. Wszyscy jesteśmy w szoku, ale na szczęście nie uszkodziła organów wewnętrznych i pomyślnie przeszła operację.
- Dziękuję, że do mnie zadzwoniłaś. To dla mnie wiele znaczy.
- Wiem, Marc. Kochasz ją i wiem, że chcesz dla mojej przyjaciółki jak najlepiej. Kiedy tylko się obudzi dam Ci znać.
- Jeszcze raz dziękuję. Przylecę do Was zaraz po meczu. – blondynka próbowała wyperswadować mu ten pomysł z głowy, ale na próżne. Uparł się i koniec kropka. Rozłączyła się i po drodze kupiła w automacie kawę dla rodziców Florence. Wyglądali strasznie. Podkrążone oczy mieszały się z przeraźliwie białą cerą i zapadniętymi powiekami. Bardzo przeżyli wypadek córki i obwiniali siebie nawzajem o to kto jest bardziej winny. Poniekąd mięli rację. Gdyby nie ich zaborczość i dyktatura, nigdy nie wsiadłaby do samochodu i nie doszłoby do wypadku. Mogli jedynie czekać, aż lekarz obwieści, że zagrożenie minęło. To jednak nie nastało przez całą długą noc.

Z samego rana , kiedy tylko lekarz wyszedł na obchód po oddziale, został zaatakowany przez ojca Flo.
- Co z moją córką? – złapał go za ramiona i nie chciał puścić.
- Pana córka ma za sobą decydującą noc. Jej stan jest zadawalający, a prognozy dobre. Podtrzymujemy u niej śpiączkę farmakologiczną ze względu na operację usunięcia kawałka metalu, który utkwił w jej udzie oraz wstrząsu mózgu, który spowodowany był uderzeniem głowy w szybę pojazdu. Ma szczęście, że nie dostała wylewu krwi do mózgu, a naprawdę niewiele brakowało. Po południu zaczniemy ją wybudzać, jeżeli jej stan będzie się utrzymywać.
- Możemy do niej wejść?
- Jeszcze nie. Proszę odpocząć, wrócić do domu. – lekarz poklepał Amancio po ramieniu. – Kiedy córka się obudzi będzie potrzebować wsparcia. Konieczna będzie rehabilitacja lewej nogi, która najbardziej ucierpiała w wypadku. Metal prakycznie przeszedł przez jej nogę i uszkodził wiele komórek, które będą potrzebować wiele czasu by się odbudować.
- Czy złamała coś jeszcze? – wtrąciła się mama.
- Skręciła nadgarstek, ale to nic poważnego. Podejrzewaliśmy złamanie obojczyka, ale po zrobieniu prześwietlenia okazało się, że z nim wszystko w porządku. Przez długi czas będzie czuć się poturbowana i osowiała, ale z waszym wsparciem powinna wkrótce wrócić do pełni sił. – uśmiechnął się i wyminął zatroskanych rodziców.
- Wsparcie, tak? – usłyszeli za sobą głos Patricii. – To chyba jasne, że na nie nigdy nie mogła liczyć. - buknęła pod nosem.
- Nie mów tak, Pat. Robiliśmy wszystko dla jej dobra. – powiedział ojciec.
- Niech Pan nie mówi o niej w czasie przeszłym. Kiedy tylko się wybudzi, zabieram ją z powrotem do Barcelony i chyba już nie mają państwo nic na ten temat do dodania. – uśmiechnęła się pod nosem i złapała za telefon, by poinformować Marc’a o stanie jego dziewczyny, tak jak obiecała.

Godziny mijały, a państwo Ortega dalej nie mogli wejść do sali swojej córki. Czekali cierpliwie w korytarzu, a niewiedza dobijała ich jeszcze bardziej i boleśniej. Chcieli ją wreszcie zobaczyć i na własne oczy ocenić jak bardzo ucierpiała. Gdyby tylko nie wsiadła do tego przeklętego samochodu. Mogli sobie tylko pluć w brodę, ale nie byli w stanie cofnąć czasu.
Po 13:00 Florence została przewieziona z oiomu do zwykłej sali pooperacyjnej, gdzie zamierzano ją wybudzać. Patricia na widok wchodzącego na korytarz Marc’a wyłupiała oczy i otworzyła szeroko usta.
- Co Ty tu robisz? – podbiegła do niego i przytuliła go na powitanie.
- Nie mogłem siedzieć bezczynnie. Musiałem przylecieć.
- Wiedziałam, że tak zrobisz. – zaśmiała się pod nosem. Była w stu procentach pewna, że chłopak kochał jej przyjaciółkę całym swoim sercem. Bo jak inaczej mgła wytłumaczyć fakt, że nie został w Barcelonie, by zagrać bardzo ważny mecz, w którym wychodził w pierwszym składzie i rzucił wszystko dla Niej. To musiała być miłość.
*
Zanim podniosłam powieki poczułam ogromny ból, który przeszywał całe moje ciało. Nie mogłam się ruszyć, czułam, że umieram. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale byłam zbyt słaba, żeby otworzyć oczy. Słyszałam jedynie ciche pomruki czyjś głosów, ale wszystko było jakby za mgłą.
- Patrz na jej palce!
Patricia. Poznałam ją od razu. Ten przeraźliwy pisk i dotyk czyjejś dłoni na moim policzku wywołał u mnie znikome ruchy na twarzy.
Nie zdawałam sobie sprawy co się stało. Wszystko mnie bolało i pulsowało jakby miało ochotę odskoczyć od reszty mojego ciała. Ciche szepty zaczęły robić się coraz bardziej głośne i wyraźne, ale wciąż byłam zbyt słaba by otworzyć oczy, a co dopiero by cokolwiek powiedzieć.
Znów zasnęłam. A może mi się tylko wydawało. Ból ustąpił i poczułam przyjemne ciepło w okolicach brzucha.
- Podaliśmy Ci dożylnie lek przeciwbólowy, Florence. – usłyszałam głos jakiejś kobiety. – Jesteś w szpitalu California Hospital Medical Center w Los Angeles. Miałaś wypadek samochodowy, ale Twojemu życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.
Nic z tego nie rozumiałam. Chciałam móc wreszcie otworzyć oczy i zobaczyć gdzie tak naprawdę jestem. Jaki szpital? Jaki wypadek?
Nie wiem ile minęło czasu, ale zapewne sporo. Poczułam czyjąś dłoń na mojej i wykrzywiłam twarz w bólu.
- Przepraszam, kochanie. Nie chciałem Cię skrzywdzić. – dłoń natychmiast odskoczyła od mojej ręki.
- To ta zwichnięta. – wytłumaczyła po chwili Patricia. Słyszałam ją gdzieś w pobliżu, ale nie mogłam zidentyfikować jej położenia. Mówiła coś jeszcze, ale nie mogłam jej zrozumieć.
Podniosłam powieki. Najpierw przytłoczyło mnie światło, które wpadało wprost w moje oczy. Znów się wykrzywiłam, ale mimika nie sprawiała mi już tyle bólu co jeszcze chwilę wcześniej.
- Florence. – usłyszałam z lewej strony głos mamy. – Tak się o Ciebie bałam!
- Proszę, ostrożnie! – powiedziała pielęgniarka do matki, która o mało co nie wskoczyła na łóżko, na którym leżałam.
Nie byłam w stanie powiedzieć ani słowa. Próbowałam rozpoznać zamazane sylwetki ludzi, którzy stali wokół mnie. Głos Patricii dochodził z prawej strony, tak to była zdecydowanie ona. Mama z ojcem przegadywali się z lewej strony. Dokładnie wprost mnie, na końcu łóżka stała postać opierająca się obiema dłońmi o metalową ramę.
- Flo, Marc przyleciał do Ciebie. – usłyszałam radosny głos przyjaciółki. Wydawało mi się, że mówiła jeszcze głośniej i jeszcze bardziej skrzecząco, ale w pewnym stopniu tęskniłam za jej popiskiwaniem.
- Proszę jej nie męczyć. Ledwo co się przebudziła. – do pokoju wszedł wysoki mężczyzna w białym kitlu z jakimiś papierami w rękach. – Flo? – nachylił się nade mną. – Wiem, że czujesz ból, ale on powinien niebawem ustąpić. Daliśmy Ci leki przeciwbólowe, które zaraz zadziałają.
Przymknęłam z powrotem powieki. Westchnęłam cicho, ledwie słyszalnie, ale nie umknęło to uszom mojej przyjaciółki.
- Odezwij się, mała. Wszyscy są tu z Tobą.
- Proszę już nie męczyć pacjentki. Wrócicie do niej jak tylko poczuje się lepiej. A teraz proszę zostać na korytarzu.
- Ale panie doktorze! – usłyszałam przerażony głos matki. – Nie mogę zostać z własną córką?
- Miała wypadek i ciężkie uszkodzenia ciała. Musi mieć spokój i ciszę, żeby w pełni dojść do siebie. – popchnął ich w kierunku drzwi, ku wyraźnym niezadowoleniu Patricii i mojej matki.
Kiedy wyszli w pokoju zrobiło się strasznie cicho. Ale potrzebowałam tego. Nie chciałam, żeby widzieli, że wszystko mnie przeraźliwie boli. Pulsująca noga dawała o sobie znać przy każdej nawet najmniejszej próbie poruszania się. Najlepiej, abym leżała prosto i nie robiła nawet najmniejszego ruchu, by nie wywołać przy okazji bólu.
Po kilku godzinach do pokoju wpadła pielęgniarka. Widząc, że nie śpię i bacznie ją obserwuję, uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
- Jak ból?
- Do przeżycia. – odpowiedziałam chrypiącym głosem.
- Przyniosłam Ci obiad. – wskazała na przezroczysty woreczek, który zmieniła w stojącym obok stojaku i zmieniła mi wenflon. – Wiele osób siedzi na korytarzu pod Twoimi drzwiami. Zawołać kogoś?
- Jest tam Marc? – spojrzałam na nią przenikliwie.
- Nie wiem. Zaraz zapytam. – wyminęła moje łóżko i zniknęła za drzwiami prowadzącymi na korytarz.
Po chwili dostrzegłam mój ulubiony widok na całym świecie. Źrenice Marc’a błyszczały z przerażenia. Chłopak podszedł bliżej do mojego łóżka i usiadł na krześle nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Jak się czujesz? – spytał po chwili.
- Jest ok. – odpowiedziałam. Chciałam, żeby mnie pocałował, dotknął… cokolwiek. On siedział i wiercił dziurę we mnie swoim spojrzeniem. – Nie pocałujesz mnie nawet na powitanie?
- Nie chcę sprawić Ci bólu.
- Sprawiasz go tym, że mnie nie całujesz.
Nie musiałam długo czekać na jego reakcję. Najdelikatniej jak się dało dotknął dłonią mojego policzka i złożył na moich ustach pocałunek. Podniosłam rękę, co sprawiło mie trochę trudu i zatopiłam dłoń w jego włosach. Całował mnie bardzo lekko, jakby miał wrażenie, że każdy mocniejszy całus zrobi mi krzywdę. 
- Co robisz w Stanach? – spytałam kiedy oderwał się ode mnie na kilka centymetrów.
- Przyleciałem jak tylko dowiedziałem się o wypadku.
- Nie wiem co się stało. Mam pustkę w głowie i nie pamiętam nic prócz wczorajszego lotu do LA do mojej matki. – dłoń Marc’a dotknęła mojego policzka. – Jak doszło do wypadku?
- Wpadłaś w poślizg i zderzyłaś się z pijanymi chłopakami jadącymi 140 km/h podrasowanym subaru. Masz szczęście, że przeżyłaś.
- Od kogo dowiedziałeś się, że tu jestem? - spojrzałam na niego podejrzanie.
- Od Pat. - uśmiechnął się szeroko widząc moją reakcję.
- Rozmawiałeś z moimi rodzicami?
- Wymieniłem kilka zdań, ale to wszystko. Faktycznie nie są zbyt… rozmowni. – uśmiechnął się do mnie i pocałował moją zabandażowaną dłoń. Po kilku minutach do pokoju wpadł lekarz. Przywitał mnie z uśmiechem i przegonił Marc’a. Miałam wypoczywać, a nie „flirtować”. Dostałam specjalne zalecenie, że mam spać jak najwięcej, a on zajmie się moją nadgorliwą rodzinką. Polubiłam go od razu. Miał około sześćdziesiątki i nie pozwalał mojej matce nawet dojść do głosu. W ogóle to nikomu nie pozwalał, nawet Pat, co było wielkim szokiem, bo w zasadzie nikt nie potrafił powtrzymać jej gadania. Wyrzucił z mojego pokoju wszystkich. Choć Marc’a mógł mi zostawić, on zdecydowanie mógł mi pomóc w powrocie do normalości.



********************************************************** 
Hej. Zdałam sobie sprawę, że nie nadaję się do pisania większej ilości opowiadań na raz, bo to nie ma szans na jakiekolwiek przetrwanie. Rozdrabniam się na wiele historii, a potem tracę wenę i zapał do pisania czegokolwiek. Póki co skupiam się tylko i wyłącznie na tym opowiadaniu. Jeżeli najdzie mnie kiedyś ochota na coś nowego, to poczekam aż zakończę to, a później się zobaczy ;-)
Za dwa tygodnie zaczyna się sesja i powiem szczerze, że mam niezłego stresa. Jak widać robię wszystko, żeby tylko się nie uczyć, co pewnie zaowocuje nowym rozdziałem już wkrótce ;-)