20.02.2014

Chapter 15


Przez cały mecz siedziałam jak na szpilkach. Tylko przez chwilę, kiedy na boisku był Marc, zapomniałam o tej chorej sytuacji z paparazzi. O mało nie doszło do rękoczynów na linii ja-Alexis, ale Nelly skutecznie mnie powstrzymała. Jak on mógł powiedzieć coś takiego prasie? Przecież oni żyją plotkami i rozsiewają je po całym bożym świecie.
Nie miałam pojęcia jak na to wszystko zareaguje Marc. Znał dobrze swojego kumpla z drużyny i wiedział, że czasami lubi palnąć jakieś głupstwo, ale to była lekka przesada. Nie chciałam ujawnić się przed wszystkimi, że jestem w zawiązku z Bartrą, który źle to znosił, bo chciał wygłosić to dosłownie wszystkim, a nagle stałam się narzeczoną Alexis’a. Cały wszechświat o tym wiedział.
Po wygranym meczu, pojechałam do swojego domu razem z Nelly, która złapała nam taksówkę. Nie chciałam jechać z Alexis’em, choć paparazzi przy wyjściu wypatrywali nas razem. Nie chciałam dać im znów satysfakcji. Wysłałam Marc’owi sms, by przyjechał do mnie, kiedy tylko zbierze swoje rzeczy. Jeszcze o niczym nie wiedział, ale czułam, że plotka krążąca z prędkością światła, dotrze do niego prędzej czy później.
- Hej. Jak Ci się podobał mecz? – wszedł do środka i znalazł mnie na kanapie w salonie. Leżałam przeglądając kanały w telewizji i ze złością zaciskałam pięści na poduszce. Byłam wprost wściekła.
- Świetnie się bawiłam. – odpowiedziałam zaraz po jego wejściu. Usiadł obok mnie i pocałował mnie w policzek. – Musimy pogadać.
- Co jest? – spojrzał na mnie badawczo. Jego szeroki uśmiech nagle zgasł i pojawiło się zaintrygowane spojrzenie.
- Alexis powiedział jakiemu dziennikarzowi, że jestem jego narzeczoną. – w odpowiedzi piłkarz zaśmiał się głośno, ale kiedy zdał sobie sprawę, że nie żartuję, mina mu całkowicie zrzedła. – Mówię poważnie. Wchodziliśmy na stadion i dorwali nas paparazzi. Ktoś krzyknął kim jestem, a Alexis odpowiedział, że jestem jego narzeczoną i spodziewamy się dzieci.
- Co? – po chwili Marc wybuchł głośnym śmiechem. – Żartujesz sobie?
- Nie. – wyjęłam swój telefon z kieszeni i podałam mu artykuł na jakiejś stronie z naszym zdjęciem i dwuznacznym podpisem.
- Jak go tylko spotkam to daję słowo, że go zamorduję. – przysunął się bliżej i położył głowę na moim dekolcie. – Jestem taki zmęczony, że nawet nie chcę o nim słyszeć.
- Już nic nie mówię. – dotknęłam dłonią jego włosów. – Idziemy spać?
- Przez dwa miesiące myślałem tylko i wyłącznie o tym, żeby być z Tobą sam na sam. Nie zaśniesz tak prędko, gwarantuję Ci to.
Odpowiedziałam mu śmiechem. Złapał mnie na ręce i zaniósł bez żadnych kłopotów do sypialni. Miał rację. Przez ostatnie dwa miesiące, kiedy mieszkałam w Stanach, za każdym razem gdy mnie odwiedzał, zawsze ktoś nas pilnował. Jak nie mama, to tata. Zachowywali się jak surowi rodzice i pilnowali swojej nastoletniej córki, ale chyba zapomnieli o tym, że już dawno nie byłam pod ich kontrolą. Miałam swoje lata i sama decydowałam o tym co robię i z kim. Marc był mój i chciałam spędzać z nim każdą możliwą chwilę. Fakt, że przez ca y czas towarzyszyli nam i wydzielali osobny dla niego pokój, sprawiał, że byłam wściekła. Ale wreszcie po tak długim czasie mogliśmy być razem. Sami.
Opadłam na łóżko dysząc i próbując złapać oddech. Mimo, że Marc był zmęczony po meczu, wcale nie próżnował. To była chyba najpiękniejsza noc w moim życiu. Miałam wrażenie, że brunet chciał przez to pokazać, że to ON jest moim chłopakiem, a nie Alexis. I pokazał to bardzo dobrze.
*
Wstał najciszej jak tylko się dało, by nie zbudzić śpiącej dziewczyny. Wyglądała przekomicznie. Jej włosy powykręcane były w każdą możliwą stronę, ręce włożone pod poduszkę i naciągnięta kołdra, która zakrywała każdy najmniejszy kawałeczek jej ciała. Uśmiechnął się do niej i naciągnął na siebie bokserki, które leżały gdzieś po drugiej stronie pokoju. Sam nie wiedział jak tam wylądowały, ale prawdopodobnie ich wczorajsza gra wstępna, która zaczęła się już na parterze, wywołała niezły huragan, który przeszedł przez cały dom. Schodząc po schodach dostrzegł poprzewracane książki, które początkowo ułożone były symetrycznie na półce wzdłuż barierki, wywrócony stolik i ubrania, które wskazywały ich wczorajszy szlak prosto do sypialni.
Przetarł zaspane oczy i wszedł do kuchni. Z początku nie zauważył dziewczyny siedzącej przy stole, wszedł nieskrępowanie do pomieszczenia i włączył ekspres do kawy. Fakt, że był w samych bokserkach, wprawił Nelly w zakłopotanie i chęć natychmiastowej ucieczki, ale zakryła się jedynie poranną gazetą i próbowała w spokoju kontynuować śniadanie.
- Nelly? – brunet zauważył ją dopiero po chwili, kiedy zamknął lodówkę. – Nie zauważyłem Cię.
- Dzień dobry. Przyszłam posprzątać i zrobić śniadanie Florence. – powiedziała po chwili nie opuszczając gazety.
- Muszę się napić kawy. – odrzekł Marc i wyjął z szafki filiżankę. Nalał sobie świeżo zaparzonego naparu i usiadł naprzeciwko niej. – Wyspałaś się? Jak Ci się podobał mecz?
- Było świetnie. Naprawdę dawno się tak dobrze nie bawiłam. – uśmiechnęła się promiennie. – Robię omlety. Może masz ochotę?
- Nie, nie. Sam sobie zrobię śniadanie. A Ty dokończ swoje, bo ledwo co skubnęłaś. Coś ciekawego w gazecie? – zajrzał jej przez ramię i dostrzegł zdjęcie Alexis’a. Od razu domyślił się co tam pisze. – Nie czytaj tych bzdur.
- W zasadzie to nic ciekawego. Jak zwykle plotki wyssane z palca. – uśmiechnęła się pocieszająco i odłożyła gazetę na bok.
Marc odpowiedział jej uśmiechem i wrócił do gotowania. Dziewczyna skończyła swoje śniadanie w ekspresowym tempie i zabrała się za sprzątanie bałaganu, który był sprawką Flo i jej chłopaka.
Do domu wpadła rozentuzjazmowana Sofia, która trzasnęła drzwiami na dzień dobry. Kiedy dostrzegła sprzątającą dziewczynę zsunęła swoje designerskie okulary przeciwsłoneczne na czubek nosa i zmierzyła ją z góry na dół.
- A Ty kto? – podeszła do niej bliżej i rzuciła torebkę na kanapę.
- Nelly. Zajmuję się domem. – dziewczyna była trochę zawstydzona reakcją ciotki Flo, ale próbowała być najmilsza jak to tylko możliwe. – Zatrudnił mnie pan Amancio.
- Ah, no tak. – ciotka westchnęła na jej słowa i z dezaprobatą pokręciła głową. Usiadła na oparciu kanapy i spojrzała na wychodzącego z kuchni Marc’a. – Na litość boską załóż coś na siebie! Paradujesz półnagi w towarzystwie dwóch dam?
- Wybacz, Sof. – zaśmiał się. – Co Ty tu w ogóle robisz?
- To chyba ja powinnam o to zapytać. Jak zgaduję spędziłeś noc u mojej siostrzenicy. – chłopak nie krył rozbawienia. – Idź coś na siebie nałożyć. Proszę, nie chcę by Nelly musiała Cię oglądać w takiej wersji.
Piłkarz wyszedł pospiesznie na górę i naciągnął na nogi dżinsy, które leżały na podłodze na korytarzu. Zarzucił na siebie koszulę i zerknął do sypialni. Flo obróciła się do niego przodem, ale z powrotem opadła na łóżko. Zaśmiał się i złożył na jej czole pocałunek. Oznajmił, że przyszła jej ciotka, która robi rewolucję na parterze. Dziewczyna przyciągnęła go do siebie mocniej i zamknęła z powrotem powieki.
*
Słowa Marc’a jakoś nie wywołały u mnie żadnej wielkiej reakcji, na jaką chyba czekał. To, że ciotka kierowała każdą możliwą osobą było dla mnie najnormalniejszą rzeczą na świecie. Szkoda było mi tylko Nelly, która nie znała jej „metod działania”.
Zeszłam z łóżka i z drobną pomocą Marc’a naciągnęłam krótkie spodenki na nogi. Miałam mały problem, żeby podnieść się z łóżka, ale przy moim boku miałam osobę najbliższą memu sercu. Czułam się fatalnie, że muszę na nim polegać w przejściu na parter, ale nie chciałam tego po sobie dać znać. Chciałam wreszcie ukończyć rehabilitację i móc wreszcie być zdana na samą siebie. Dopiero po wypadku doceniłam jaką szczęściarą byłam przez całe życie. Mogłam swobodnie się poruszać, a to chyba najpiękniejszy dar dla człowieka.
Przywitałam się z Sofią długim uściskiem. Strasznie za nią tęskniłam. Za nią i za jej ciętymi ripostami, śmiechem i wyluzowaniem. Miała niesamowity dar rozbawiania ludzi i kochałam ją całym swym sercem.
- Pozwalasz swojemu chłoptasiowi paradować w samych bokserkach przy obcej dziewczynie? – ciotka spojrzała na mnie badawczo, kiedy ja piorunowałam wzrokiem Marc’a. – Chyba się wygadałam.
- W porządku, Sof. Kocham Marc’a i mu ufam. Mam nadzieję, że jednak nie będzie paradować w bieliźnie. – złapałam go za rękę. Chłopak od razu zaczął się tłumaczyć, ale co mu z tego przyszło, że i tak byłam o to na niego zła. No może i nie wiedział, że Nelly będzie w kuchni, ale mógł od razu iść coś na siebie założyć. No chyba tak postępuje każdy normalny człowiek.
Kiedy ja robiłam mu wypominki, on użył o wiele cięższego argumentu, a mianowicie okładki najnowszej gazety, którą przyniosła Nelly. Byłam na niej ja i Alexis, gdy wchodzimy na stadion. Zajrzałam do środka i ujrzałam całkiem wielką fotorelację z tego jakże fascynującego wydarzenia. Jak siedzimy w fotelach, gadamy i śmiejemy się. Przecież to tylko przyjaciel, a oni zrobili z nas wielką parę. Wszystko przez niewyparzony język Alexis’a.
- To może Ty powinnaś się wytłumaczyć, skoro już zaczynamy się kłócić o bzdety? – Marc nachylił się nad stolikiem i spojrzał na mnie przepełnionym zazdrością wzrokiem. – To kiedy ten ślub? I który miesiąc? – wskazał na mój brzuch. Zasłoniłam się wpierw poduszką, by po chwili rzucić w niego najmocniej jak tylko mogłam.
- Jak możesz być taki? Przecież wiesz, że to nie moja wina.
- No dziubusie. Dajcie sobie buziaka i nie kłóćcie się więcej. – powiedziała ciotka. Miała rację. Po co kłócić się o Alexis’a, który więcej mówi niż myśli? Uśmiechnęłam się zachęcająco do Marc’a, który od razu to podchwycił. Przekroczył przez stolik i złożył na moich ustach długi pocałunek. Nie umiał się na mnie długo gniewać. Zresztą ja na niego też nie potrafiłam. Wystarczyło, że spojrzał na mnie i już miękły mi kolana.
- A co u Ciebie, ciociu? Wyglądasz znakomicie. – spytałam Sof, która na moje słowa zaśmiała się radośnie.
- Wróciłam z Tajlandii. – odpowiedziała dumnie.
- Z kim byłaś? – spojrzałam na nią uważnie.
- Z Sandro. – odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Dobrze wiedziała jakie mam zdanie na jego temat, ale ona sama musiała zdecydować, czy w to brnąć czy nie. Była dorosła, a ja nie mogłam za nią podejmować decyzji.
Sandro był w porządku, ale nie brał na poważnie mojej ciotki, która była na każde jego zawołanie. Miał żonę, z którą nie zamierzał się rozwieść i dzieci. Jeżeli chciała być „tą drugą” to droga wolna, ale najbardziej na świecie nie chciałam, żeby cierpiała. A wszystko na to wskazywało.
Wtuliłam się w ramię Marc’a i dopiłam kawę, którą mi wcześniej przyniósł. Nelly wymigała się od rozmowy z nami, jakąś ważną sprawą nie mogącą czekać. Chciałam się z nią zaprzyjaźnić, naprawdę, ale wydawała mi się trochę wyobcowana. Może to dlatego, że zatrudnił ją mój ojciec i stwierdziła, że pracownicy nie przystoi zaprzyjaźniać się z szefem. A guzik mnie to obchodziło. Nie chciałam, żeby czuła się w moim domu nieswobodnie, a właśnie tak było.
Alexis próbował się do mnie dodzwonić przez całe popołudnie, ale nie odbierałam jego telefonów. Już wystarczająco wiele powiedział i miałam serdecznie dość jego tłumaczeń. Najbardziej mi było żal Patricii, która przeczytała wiadomość o naszych rzekomych zaręczynach na jakiejś stronie internetowej. Była na mnie zła, ale spokojnie wytłumaczyłam jej całą sprawę. Cieszyłam się, że nie rzuciła słuchawką na dzień dobry, a chciała się dowiedzieć prawdy. Przyznała mi, że Alexis to plotkarz i pewnie temu chlapnął coś dziennikarzowi, który od razu podłapał sensację.
Sprawa nie wydawała mi się jakaś wielka, a mimo to, kiedy chciałam wyjść ze swojego domu, otoczyli mnie paparazzi. Nelly pomogła mi wsiąść do taksówki i razem pojechałyśmy na rehabilitację. Chciałam jakoś odkręcić tą całą plotkę, ale nie wiedziałam jak. Nie chciałam umawiać się z dziennikarzami na żaden wywiad, bo mogliby przekręcić moje słowa. Stwierdziłam, że skoro to wina Alexis’a, to on powinien ponieść konsekwencje.
Z pomocą przyszła mi Sofia, która zorganizowała konferencję prasową. Do końca byłam przekonana, że danie mikrofonu Sanchez’owi to najgorszy możliwy sposób na odkręcenie całej sprawy.
I nie przeliczyłam się.
Mój przyjaciel jak zwykle nie zawiódł.

********************************

Hej! Dawno nic nie dodawałam, ale serio nie miałam pomysłu na ten rozdział. Pisało mi się go strasznie :( Mam jednak nadzieję, że choć trochę się Wam podoba ;*

12.02.2014

Zaproszenie

Coś nowego ode mnie w ten zimowy i mroźny wieczór :-)
Zapraszam :*


11.02.2014

Chapter 14


Długo dochodziłam do siebie. Za każdym razem kiedy zdawało mi się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, lekarze decydowali się na nowy zabieg nogi. Nie mogłam samodzielnie się poruszać, ale nie narzekałam. Wszyscy skakali koło mnie jak marionetki i byli na każde moje zawołanie. Nie przywykłam do bycia zależną od kogoś, ale musiałam pogodzić się z tym, że minie poro czasu nim znów będę poruszać się samodzielnie. To było frustrujące, kiedy chciałam wyjść na spacer do ogrodu i za każdym razem musiałam prosić o to mamę, bądź ojca.
Co do ojca. Kupił mi dom w Barcelonie.  Kiedy się o tym dowiedziałam, o mało nie spadłam z krzesła. Stwierdził, że lepiej mi będzie dochodzić do siebie w miejscu, które kocham. Chyba naprawdę wziął odpowiedzialność za mój wypadek i chciał mi to jakoś wynagrodzić. Gdyby nie kłótnia z nimi, to nie wsiadłabym do tego cholernego samochodu i wszystko potoczyłoby się inaczej.
Marc spędzał dużo czasu na treningach, ale przylatywał do mnie kiedy tylko mógł. Czasami nawet dwa razy w tygodniu. Nim miałam przenieść się z powrotem do Barcelony, lekarz zalecił mi bym przez jakiś czas poprzebywała z rodzinom i choć trochę wróciła do normalności. Chciał mieć pewność, że po wyjeździe dam sobie sama radę i nie będę od nikogo zależna. W sumie miał rację. W Barcelonie spędzałabym całe dnie w domu przed telewizorem, czekając aż Marc lub któryś z przyjaciół mnie odwiedzi. W Los Angeles miałam pod ręką mamę, która ostatnimi czasy bardzo się zmieniła. Na korzyść, zdecydowanie. Chyba przez rozstanie z ojcem, ale nie chciałam w to wnikać. W każdym bądź razie, rozmawiałam z nią sporo i mogłam z czystym sumieniem powiedzieć, że nie jest tą samą apodyktyczną osobą co kiedyś.
Marta odwiedziła mnie kilka razy. Po ślubie stała się jeszcze bardziej zdystansowana do otoczenia, ale w dalszym ciągu była moją jedyną siostrą i martwiła się o moje zdrowie. Ja natomiast martwiłam się o nią, bo była w ciąży, a zdecydowanie pracowała zbyt dużo. Powinna się oszczędzać, a w rzeczywistości wylewała siódme poty w firmie ojca.
Patricia latała pomiędzy Nowym Jorkiem, a Los Angeles. Chciała być zarówno przy mnie, jak przy mamie. Pani Louisa z każdym dniem wyglądała coraz lepiej i prognozowano jej powrót do zdrowia. Cieszyłam się, bo wiedziałam doskonale jak to zniszczyło od wewnątrz Pat. Kiedyś była bardziej szalona, rozrywkowa. Kiedy dowiedziała się o chorobie mamy, na jej twarzy rzadko pojawiał się uśmiech, no chyba, że rozmawiała przez telefon z Alexis’em.
*
Wszystko wracało do normy. Po dwóch miesiącach nastał dzień, w którym mogłam wsiąść do odrzutowca ojca i powrócić do Barcelony, za którą tęskniłam bardziej niż przypuszczałam.
Dom był oszałamiający. Miał mnóstwo pokoi, zakamarków i wspaniały widok na morze. Na plażę schodziło się po drewnianych schodach, a mimo to był dość mocno odseparowany od innych domów na plaży.
Dwóch pracowników mojego ojca miało za zadanie przetransportowanie mnie do domu i pomoc w dźwiganiu moich walizek. Byłam im niesamowicie wdzięczna, ale nie pozwoliłam by wyręczali mnie we wszystkim.
- Kim pani jest? – w salonie siedziała dziewczyna o krótkich czarnych włosach i okularach na nosie. Na mój widok zerwała się z miejsca i pospiesznie do mnie podeszła.
- Nazywam się Nelly Montoya. Zatrudnił mnie Pani ojciec. – podałam jej rękę i dzięki dwóm kulom pod pachami przedostałam się na kanapę.
- Jak to zatrudnił? Jako kogo? – nie spodziewałam się zastania w moim domu kogoś zupełnie obcego. Mimo, że dziewczyna wyglądała na sympatyczną, w dalszym ciągu byłam zaskoczona jej obecnością.
- Do pomocy. Mam panią zawozić na rehabilitację, gotować i sprzątać. Wiem, że nie jest pani zadowolona… ale pani ojciec…
- Tak, znam dobrze mojego ojca. – przerwałam jej. – Ile Ci płaci? Podwoję stawkę.
- Podpisałam z nim umowę. Pani Ortega, ta praca jest mi naprawdę potrzebna, a ja nie chcę mieć kłopotów. – powiedziała pospiesznie. – Mam wynajęte mieszkanie za rogiem, więc nie będę sprawiać żadnych kłopotów.
- Nie o to chodzi. – westchnęłam głośno. – Niby ojciec dał mi wolną rękę i kupił nawet dom, ale stale chce mieć nade mną kontrolę. Nie zniosę tego dłużej.
- Potrzebuje Pani pomocy. – wskazała na kule opierające się o kanapę. – Proszę pozwolić mi wykonywać swoje obowiązki.
Nie wiedziałam co mam więcej powiedzieć. Ojciec jak zwykle postawił mnie przed faktem dokonanym i nie miałam wpływu na to w żadnym wypadku. Dostałam pomoc domową bez żadnej konsultacji i to naprawdę mnie zdenerwowało. Gdyby nie to, że Pat musiała zostać w Nowym Jorku przy mamie, to byłaby moją niańką na pełen etat. Już chciałam zadzwonić do ojca, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi.
Chciałam się podnieść, ale wyręczyła mnie Nelly. Wpuściła do środka zdezorientowanego Marc’a, który początkowo obawiał się wejścia do środka, bo sądził, że pomylił adresy.
- Jak lot? – podszedł do mnie i kucnął przy moich nogach.
- W porządku. – kątem oka dostrzegłam jak Nelly kieruje się do kuchni. – Wiesz, że ojciec zatrudnił tę dziewczynę do pomocy? Nie powiedział mi ani słowa, dopiero dowidziałam się o tym jak weszłam do domu.
- Przyda Ci się pomoc. – odgarnął kosmyk moich włosów z policzka i delikatnie musnął mnie w usta. – Tęskniłem za Tobą.
- Ja za Tobą też. – pogładziłam go po policzku. – Co tutaj robisz o tak wczesnej porze? – spojrzałam na zegarek, który wskazywał jedenastą. – Nie masz treningu?
- Właśnie z niego wracam. Byłem dwie godziny na siłowni, a wieczorem mecz. Przyjdziesz? – spojrzałam na niego zdezorientowana. – Nie pamiętasz? Obiecałaś.
- Nie pamiętam czegoś takiego. Ostatnio miałam wiele na głowie.
- Jeszcze nigdy nie byłaś na moim meczu. Dziś musisz przyjść. – wyjął z torby dwa bilety i pomachał mi nimi przed twarzą. – To jak będzie?
- No niech będzie. – wzięłam od niego bilety i spojrzałam na plakietki vipowskie. – O której mam tam być?
- Pojedziesz z Alexisem. Pat przyleciała z Tobą?
- Nie. Sama nie wie kiedy przyjedzie. Ostatnimi czasy unikała odpowiedzi. – powiedziałam. – A co u mojego ulubionego Sanchez’a?
- Jak to on… papla co mu ślina na język przyniesie. Dziś w szatni tańczył w samych bokserkach i wrzucał zdjęcia na instagram.
- Patricia dużo o nim mówiła. W sensie w samych superlatywach, że przez cały ten czas, kiedy jej mama była w szpitalu, on dzwonił do niej, wysyłał smsy na poprawę humoru. To bardzo miłe z jego strony. – chłopak usiadł obok mnie na kanapie i objął ramieniem. – Myślisz, że dalej mu zależy?
- A jej?
Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami. Pat zawsze przebierała w facetach. Była w tym zdecydowanie lepsza ode mnie. Ale nie zazdrościłam jej tego, bo w efekcie zawsze ich rzucała i w ich miejsce znajdywała kolejnego chętnego.
Jednak jej relacja z Alexis’em była zdecydowanie inna niż jej poprzednie związki. O ile tak w ogóle można było je nazwać. Promieniała na sam dźwięk jego głosu, a jego widok przyspieszał bicie jej serca. Cieszyłam się, że wreszcie się zakochała. Bez pamięci, bez zwracania uwagi na cokolwiek.
- Alexis jest zaangażowany w ten związek na sto procent. Jeżeli ona go oleje, to złamie mu serce. – westchnęłam na jego słowa. Nie chciałam do tego dopuścić, ale nie mogłam zbyt mocno ingerować w ich sprawy. To była sprawa między nimi i nie zamierzałam się wtrącać. Przynajmniej teoretycznie nie zamierzałam. – Kocham Cię. – musnął delikatnie mój policzek.
- A ja Ciebie. – uśmiechnęłam się szeroko. To było niesamowite uczucie. Z dnia na dzień było coraz mocniejsze, a to zaledwie trzy miesiące. W tym dwa spędzone w Stanach. Chciałam jakoś odreagować czas kiedy dzień wypełniały mi wizyty u przeróżnych lekarzy, ale za każdym razem, gdy chciałam być spontaniczna, moja noga dawała mi się we znaki. Szyna, która unieruchamiała mi nogę była okropnie niewygodna i miałam wielkie trudności poruszaniu się, ponieważ sięgała od uda aż po samą kostkę. Kule zdecydowanie poprawiały mi koordynację, ale wciąż potrzebowałam kogokolwiek by pomógł mi wyjść po schodach. To było naprawdę irytujące.
Jeszcze bardziej wkurzał mi fakt, że ojciec zatrudnił Nelly. Niby to sympatyczna dziewczyna i nie miałam prawa wyrobić sobie o niej opinii, bo znałam ją kilka godzin, ale na litość boską… ojciec w dalszym ciągu chciał mnie kontrolować. Jak nie osobiście, przez swoją ochronę, to przez niewinną dziewczynę, która zapewne nie wiedziała, że współpraca z moim ojcem nie należy do najprzyjemniejszych. Musiałam ją jakoś zdzierżyć, ale nie chciałam zachowywać się wobec niej jak rozkapryszona panienka z bogatego domu.
Kiedy wyszła z kuchni z filiżankami świeżo zaparzonej kawy, od razu zaprosiłam ją by usiała razem z nami. Z początku nie chciała, ale po namolnym dręczeniu przez Marc’a, zmieniła zdanie.
- Mam bilety na dzisiejszy mecz. Masz ochotę iść ze mną? – spytałam dziewczynę, która nie czuła się swobodnie w naszym towarzystwie. Wcale się jej nie dziwiłam, bo nas była dwójka, a ona siedziała naprzeciwko nas, niczym na przesłuchaniu o pracę.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. – odpowiedziała po namyśle. – Nie wiem nawet gdzie jest stadion. Jestem tutaj pierwszy raz.
- To idealny czas na poznawanie najciekawszych zakątków Barcelony. – powiedział Marc. – A z drugiej strony nie pozwolisz chyba, żeby Florence sama poszła na zatłoczony stadion z nogą w szynie i z kulami pod rękoma? – zaśmiał się do niej.
- No, nie mogę na to pozwolić. – uśmiechnęła się. Najwyraźniej czuła się głupio z tym, że miała wejść z nami w relacje bardziej koleżeńskie niż tylko na polu pracownik i pracownica. Mi to w żadnym wypadku nie przeszkadzało. Ba, chciałam nawet poznać ją lepiej skoro miałam spędzać z nią bardzo dużo czasu.
Z drobną pomocą Marc’a wydreptałam na górę do swojego pokoju i znalazłam coś wygodnego do założenia na wieczór. Chłopak pędził na ostatni trening, pożegnał się ze mną całusem i wybiegł z telefonem komórkowym przy uchu. Alexis żalił się, że znów nie zagra, a dyżurującego psychologa na pokładzie miał odgrywać tym razem mój chłopak. Zawsze mi się wydawało, że w te klocki najlepszy był Sergi Roberto, który miał niesamowitą zdolność słuchania, albo wyłączania się w odpowiednim czasie i rozmyślaniu nad różowymi jednorożcami. Jak faktycznie było, sama nie wiedziałam. W każdym bądź razie Marc spełniał się doskonale w swoim zadaniu i chyba całkiem na poważne myślał, że mógłby zajmować się tym na co dzień. Nie byłam jednak pewna, czy bym to psychicznie przeżyła.

Koło osiemnastej zaczęłam się zbierać. Założyłam koszulkę Marc’a, którą wręczył mi przy którejś z okazji oraz czarne szorty, które odsłaniały moją pokiereszowaną nogę w całej okazałości. Miałam to w nosie, bo miało mi być wygodnie, a nie modnie. Włosy rozpuściłam i na nos nasunęłam czarne okulary. Musiałam całkowicie przyzwyczaić się do torebek zakładanych na ramię, ponieważ nie mogłam sobie pozwolić na noszenie żadnej w rękach. Mama wysłała mi kilka ślicznych i małych kopertówek od prady, które idealnie pasowały do każdej okazji.
Nelly wyglądała na zadowoloną, że zaproponowaliśmy jej wypad na mecz. Co mogła robić sama w piątkowy wieczór bez znajomych i w dodatku w obcym mieście? W sumie miałam wrażenie, że gdy pozna chłopaków to jednak wolałaby siedzieć w domu i nie mieć takich „atrakcji”. O latających gaciach Alexis’a w szatni (i poza nią) krążą już legendy.
 Kiedy nasz przystojny Chilijczyk zajechał pod mój dom z piskiem opon, miałam wrażenie, że sąsiedzi dostali zawału serca. Ochrzaniłam go od razu, że płoszy nowych sąsiadów, a jeszcze ich nawet nie poznałam.
- A kim jest Twoja znajoma? – zsunął okulary na czubek nosa i zmierzył Nelly z góry na dół.
- Alexis! – szturchnęłam go w bok. – Bez takich!
- No co? – spojrzał na mnie zszokowany. – Może Patricia jest w Stanach, ale wiedz, że ja mam na Ciebie oko. – zaśmiał się głośno na moje słowa i otworzył drzwi od samochodu. Pomógł mi wejść na przednie siedzenie i usiadł za kierownicą.
Przez całą drogę gadał jak szalony i wcale się temu nie dziwiłam, bo zawsze się tak zachowywał. Nelly natomiast obserwowała go uważnie i co chwilę kiwała z niedowierzaniem głową.
Pod stadionem były już tłumy. Na szczęście Alexis wjeżdżał na strzeżony parking z drugiej strony, ale nie uszło to oczywiście fleszom paparazzi, którzy koczowali przy bramie na świeże mięso. Pewnie myśleli, że jestem jego nową panienką, ale nie obchodziło mnie to w ogóle. Kiedy pomógł mi wysiąść z auta zaczęło się całkowite piekło. Flesze dosłownie świeciły mi po oczach z każdej możliwej strony. Dziennikarze wyprzedali nas z nadzieją, że wypytają nas o jakiś intymny szczegół, bądź zrobią nam pikantne zdjęcie. Szliśmy w trójkę unikając aparatów jak ognia, ale kiedy jakiś paparazzo krzyknął coś do Alexis’a, ten nie wytrzymał.
- Tak, jesteśmy razem, od dwóch lat, planujemy ślub i piątkę dzieci. – spojrzałam na niego zaskoczona, ale w tamtym momencie pragnęłam ich szybko wyminąć i wejść na stadion. Całkowicie oparłam cały swój ciężar ciała na ramieniu Sanchezja, który strasznie szybko przepychał się pomiędzy dziennikarzami. Nelly szła przed nami i próbowała jakoś zrobić tunel, ale wydawało mi się, że aparaty o mało co nie uderzają mnie w głowę. O jakiś kosmos. Jak można tak żyć? Ciągle pod presją prasy? Nie zdzierżyłabym tego nawet za milion dolarów.
Ochrona zaczęła rozganiać paparazzi, ale dopiero kiedy weszliśmy do budynku. To było straszne. Czułam się jak w klatce i dopiero kiedy usiadłam w wygodnym fotelu na stadionie mogłam swobodnie oddychać.
Alexis przyniósł nam wodę i usiadł obok nas w fotelu. Byliśmy w dalszym stopniu w szoku, ale dopiero po chwili zaczęło do nas tak naprawdę docierać to co powiedział Alexis. Zrobił z nas parę i to w dodatku planującą ślub! Kiedy Nelly pokazała mi w telefonie jakąś stronę internetową z naszym zdjęciem i wymownym podpisem: „Sanchez z narzeczoną w drodze na Camp Nou”, natychmiastowo pobladłam.
Nie chciałam jednak zacząć panikować. To przecież tylko prasa, kto uwierzy im w jakieś tam plotki wyssane z palca? Plotki, które rozsiewa sam Alexis?
Gdybym miała pistolet, to użyłabym go natychmiastowo. Na Alexisie. Na jego spalonej skórze i sztucznym uśmiechu.

****************************************************  

 Hej! Rozdział trochę naciągany, ale wybaczcie... pisałam go jak najszybciej się go dało, bo chciałam dodać coś od razu po powrocie do domu. Dziękuję za miłe komentarze i do napisania ;-)