Długo
dochodziłam do siebie. Za każdym razem kiedy zdawało mi się, że wszystko jest w
jak najlepszym porządku, lekarze decydowali się na nowy zabieg nogi. Nie mogłam
samodzielnie się poruszać, ale nie narzekałam. Wszyscy skakali koło mnie jak
marionetki i byli na każde moje zawołanie. Nie przywykłam do bycia zależną od
kogoś, ale musiałam pogodzić się z tym, że minie poro czasu nim znów będę
poruszać się samodzielnie. To było frustrujące, kiedy chciałam wyjść na spacer
do ogrodu i za każdym razem musiałam prosić o to mamę, bądź ojca.
Co do ojca.
Kupił mi dom w Barcelonie. Kiedy się o
tym dowiedziałam, o mało nie spadłam z krzesła. Stwierdził, że lepiej mi będzie
dochodzić do siebie w miejscu, które kocham. Chyba naprawdę wziął
odpowiedzialność za mój wypadek i chciał mi to jakoś wynagrodzić. Gdyby nie
kłótnia z nimi, to nie wsiadłabym do tego cholernego samochodu i wszystko
potoczyłoby się inaczej.
Marc spędzał
dużo czasu na treningach, ale przylatywał do mnie kiedy tylko mógł. Czasami
nawet dwa razy w tygodniu. Nim miałam przenieść się z powrotem do Barcelony,
lekarz zalecił mi bym przez jakiś czas poprzebywała z rodzinom i choć trochę
wróciła do normalności. Chciał mieć pewność, że po wyjeździe dam sobie sama
radę i nie będę od nikogo zależna. W sumie miał rację. W Barcelonie spędzałabym
całe dnie w domu przed telewizorem, czekając aż Marc lub któryś z przyjaciół
mnie odwiedzi. W Los Angeles miałam pod ręką mamę, która ostatnimi czasy bardzo
się zmieniła. Na korzyść, zdecydowanie. Chyba przez rozstanie z ojcem, ale nie
chciałam w to wnikać. W każdym bądź razie, rozmawiałam z nią sporo i mogłam z
czystym sumieniem powiedzieć, że nie jest tą samą apodyktyczną osobą co kiedyś.
Marta
odwiedziła mnie kilka razy. Po ślubie stała się jeszcze bardziej zdystansowana
do otoczenia, ale w dalszym ciągu była moją jedyną siostrą i martwiła się o
moje zdrowie. Ja natomiast martwiłam się o nią, bo była w ciąży, a zdecydowanie
pracowała zbyt dużo. Powinna się oszczędzać, a w rzeczywistości wylewała siódme
poty w firmie ojca.
Patricia
latała pomiędzy Nowym Jorkiem, a Los Angeles. Chciała być zarówno przy mnie,
jak przy mamie. Pani Louisa z każdym dniem wyglądała coraz lepiej i
prognozowano jej powrót do zdrowia. Cieszyłam się, bo wiedziałam doskonale jak
to zniszczyło od wewnątrz Pat. Kiedyś była bardziej szalona, rozrywkowa. Kiedy
dowiedziała się o chorobie mamy, na jej twarzy rzadko pojawiał się uśmiech, no
chyba, że rozmawiała przez telefon z Alexis’em.
*
Wszystko
wracało do normy. Po dwóch miesiącach nastał dzień, w którym mogłam wsiąść do
odrzutowca ojca i powrócić do Barcelony, za którą tęskniłam bardziej niż
przypuszczałam.
Dom był
oszałamiający. Miał mnóstwo pokoi, zakamarków i wspaniały widok na morze. Na
plażę schodziło się po drewnianych schodach, a mimo to był dość mocno
odseparowany od innych domów na plaży.
Dwóch
pracowników mojego ojca miało za zadanie przetransportowanie mnie do domu i
pomoc w dźwiganiu moich walizek. Byłam im niesamowicie wdzięczna, ale nie
pozwoliłam by wyręczali mnie we wszystkim.
- Kim pani
jest? – w salonie siedziała dziewczyna o krótkich czarnych włosach i okularach
na nosie. Na mój widok zerwała się z miejsca i pospiesznie do mnie podeszła.
- Nazywam się
Nelly Montoya. Zatrudnił mnie Pani ojciec. – podałam jej rękę i dzięki dwóm
kulom pod pachami przedostałam się na kanapę.
- Jak to
zatrudnił? Jako kogo? – nie spodziewałam się zastania w moim domu kogoś
zupełnie obcego. Mimo, że dziewczyna wyglądała na sympatyczną, w dalszym ciągu
byłam zaskoczona jej obecnością.
- Do pomocy.
Mam panią zawozić na rehabilitację, gotować i sprzątać. Wiem, że nie jest pani
zadowolona… ale pani ojciec…
- Tak, znam
dobrze mojego ojca. – przerwałam jej. – Ile Ci płaci? Podwoję stawkę.
- Podpisałam z
nim umowę. Pani Ortega, ta praca jest mi naprawdę potrzebna, a ja nie chcę mieć
kłopotów. – powiedziała pospiesznie. – Mam wynajęte mieszkanie za rogiem, więc
nie będę sprawiać żadnych kłopotów.
- Nie o to
chodzi. – westchnęłam głośno. – Niby ojciec dał mi wolną rękę i kupił nawet
dom, ale stale chce mieć nade mną kontrolę. Nie zniosę tego dłużej.
- Potrzebuje
Pani pomocy. – wskazała na kule opierające się o kanapę. – Proszę pozwolić mi
wykonywać swoje obowiązki.
Nie wiedziałam
co mam więcej powiedzieć. Ojciec jak zwykle postawił mnie przed faktem
dokonanym i nie miałam wpływu na to w żadnym wypadku. Dostałam pomoc domową bez
żadnej konsultacji i to naprawdę mnie zdenerwowało. Gdyby nie to, że Pat
musiała zostać w Nowym Jorku przy mamie, to byłaby moją niańką na pełen etat.
Już chciałam zadzwonić do ojca, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi.
Chciałam się
podnieść, ale wyręczyła mnie Nelly. Wpuściła do środka zdezorientowanego
Marc’a, który początkowo obawiał się wejścia do środka, bo sądził, że pomylił
adresy.
- Jak lot? –
podszedł do mnie i kucnął przy moich nogach.
- W porządku.
– kątem oka dostrzegłam jak Nelly kieruje się do kuchni. – Wiesz, że ojciec
zatrudnił tę dziewczynę do pomocy? Nie powiedział mi ani słowa, dopiero
dowidziałam się o tym jak weszłam do domu.
- Przyda Ci
się pomoc. – odgarnął kosmyk moich włosów z policzka i delikatnie musnął mnie w
usta. – Tęskniłem za Tobą.
- Ja za Tobą
też. – pogładziłam go po policzku. – Co tutaj robisz o tak wczesnej porze? –
spojrzałam na zegarek, który wskazywał jedenastą. – Nie masz treningu?
- Właśnie z
niego wracam. Byłem dwie godziny na siłowni, a wieczorem mecz. Przyjdziesz? –
spojrzałam na niego zdezorientowana. – Nie pamiętasz? Obiecałaś.
- Nie pamiętam
czegoś takiego. Ostatnio miałam wiele na głowie.
- Jeszcze
nigdy nie byłaś na moim meczu. Dziś musisz przyjść. – wyjął z torby dwa bilety
i pomachał mi nimi przed twarzą. – To jak będzie?
- No niech
będzie. – wzięłam od niego bilety i spojrzałam na plakietki vipowskie. – O
której mam tam być?
- Pojedziesz z
Alexisem. Pat przyleciała z Tobą?
- Nie. Sama
nie wie kiedy przyjedzie. Ostatnimi czasy unikała odpowiedzi. – powiedziałam. –
A co u mojego ulubionego Sanchez’a?
- Jak to on…
papla co mu ślina na język przyniesie. Dziś w szatni tańczył w samych
bokserkach i wrzucał zdjęcia na instagram.
- Patricia
dużo o nim mówiła. W sensie w samych superlatywach, że przez cały ten czas,
kiedy jej mama była w szpitalu, on dzwonił do niej, wysyłał smsy na poprawę
humoru. To bardzo miłe z jego strony. – chłopak usiadł obok mnie na kanapie i
objął ramieniem. – Myślisz, że dalej mu zależy?
- A jej?
Wzruszyłam w
odpowiedzi ramionami. Pat zawsze przebierała w facetach. Była w tym
zdecydowanie lepsza ode mnie. Ale nie zazdrościłam jej tego, bo w efekcie
zawsze ich rzucała i w ich miejsce znajdywała kolejnego chętnego.
Jednak jej
relacja z Alexis’em była zdecydowanie inna niż jej poprzednie związki. O ile
tak w ogóle można było je nazwać. Promieniała na sam dźwięk jego głosu, a jego
widok przyspieszał bicie jej serca. Cieszyłam się, że wreszcie się zakochała.
Bez pamięci, bez zwracania uwagi na cokolwiek.
- Alexis jest
zaangażowany w ten związek na sto procent. Jeżeli ona go oleje, to złamie mu
serce. – westchnęłam na jego słowa. Nie chciałam do tego dopuścić, ale nie
mogłam zbyt mocno ingerować w ich sprawy. To była sprawa między nimi i nie
zamierzałam się wtrącać. Przynajmniej teoretycznie nie zamierzałam. – Kocham
Cię. – musnął delikatnie mój policzek.
- A ja Ciebie.
– uśmiechnęłam się szeroko. To było niesamowite uczucie. Z dnia na dzień było
coraz mocniejsze, a to zaledwie trzy miesiące. W tym dwa spędzone w Stanach.
Chciałam jakoś odreagować czas kiedy dzień wypełniały mi wizyty u przeróżnych
lekarzy, ale za każdym razem, gdy chciałam być spontaniczna, moja noga dawała
mi się we znaki. Szyna, która unieruchamiała mi nogę była okropnie niewygodna i
miałam wielkie trudności poruszaniu się, ponieważ sięgała od uda aż po samą
kostkę. Kule zdecydowanie poprawiały mi koordynację, ale wciąż potrzebowałam
kogokolwiek by pomógł mi wyjść po schodach. To było naprawdę irytujące.
Jeszcze
bardziej wkurzał mi fakt, że ojciec zatrudnił Nelly. Niby to sympatyczna
dziewczyna i nie miałam prawa wyrobić sobie o niej opinii, bo znałam ją kilka
godzin, ale na litość boską… ojciec w dalszym ciągu chciał mnie kontrolować.
Jak nie osobiście, przez swoją ochronę, to przez niewinną dziewczynę, która
zapewne nie wiedziała, że współpraca z moim ojcem nie należy do
najprzyjemniejszych. Musiałam ją jakoś zdzierżyć, ale nie chciałam zachowywać
się wobec niej jak rozkapryszona panienka z bogatego domu.
Kiedy wyszła z
kuchni z filiżankami świeżo zaparzonej kawy, od razu zaprosiłam ją by usiała
razem z nami. Z początku nie chciała, ale po namolnym dręczeniu przez Marc’a,
zmieniła zdanie.
- Mam bilety
na dzisiejszy mecz. Masz ochotę iść ze mną? – spytałam dziewczynę, która nie
czuła się swobodnie w naszym towarzystwie. Wcale się jej nie dziwiłam, bo nas
była dwójka, a ona siedziała naprzeciwko nas, niczym na przesłuchaniu o pracę.
- Nie wiem czy
to dobry pomysł. – odpowiedziała po namyśle. – Nie wiem nawet gdzie jest
stadion. Jestem tutaj pierwszy raz.
- To idealny
czas na poznawanie najciekawszych zakątków Barcelony. – powiedział Marc. – A z
drugiej strony nie pozwolisz chyba, żeby Florence sama poszła na zatłoczony
stadion z nogą w szynie i z kulami pod rękoma? – zaśmiał się do niej.
- No, nie mogę
na to pozwolić. – uśmiechnęła się. Najwyraźniej czuła się głupio z tym, że
miała wejść z nami w relacje bardziej koleżeńskie niż tylko na polu pracownik i
pracownica. Mi to w żadnym wypadku nie przeszkadzało. Ba, chciałam nawet poznać
ją lepiej skoro miałam spędzać z nią bardzo dużo czasu.
Z drobną
pomocą Marc’a wydreptałam na górę do swojego pokoju i znalazłam coś wygodnego
do założenia na wieczór. Chłopak pędził na ostatni trening, pożegnał się ze mną
całusem i wybiegł z telefonem komórkowym przy uchu. Alexis żalił się, że znów
nie zagra, a dyżurującego psychologa na pokładzie miał odgrywać tym razem mój
chłopak. Zawsze mi się wydawało, że w te klocki najlepszy był Sergi Roberto,
który miał niesamowitą zdolność słuchania, albo wyłączania się w odpowiednim
czasie i rozmyślaniu nad różowymi jednorożcami. Jak faktycznie było, sama nie
wiedziałam. W każdym bądź razie Marc spełniał się doskonale w swoim zadaniu i
chyba całkiem na poważne myślał, że mógłby zajmować się tym na co dzień. Nie
byłam jednak pewna, czy bym to psychicznie przeżyła.
Koło
osiemnastej zaczęłam się zbierać. Założyłam koszulkę Marc’a, którą wręczył mi
przy którejś z okazji oraz czarne szorty, które odsłaniały moją pokiereszowaną
nogę w całej okazałości. Miałam to w nosie, bo miało mi być wygodnie, a nie
modnie. Włosy rozpuściłam i na nos nasunęłam czarne okulary. Musiałam
całkowicie przyzwyczaić się do torebek zakładanych na ramię, ponieważ nie
mogłam sobie pozwolić na noszenie żadnej w rękach. Mama wysłała mi kilka
ślicznych i małych kopertówek od prady, które idealnie pasowały do każdej
okazji.
Nelly wyglądała
na zadowoloną, że zaproponowaliśmy jej wypad na mecz. Co mogła robić sama w
piątkowy wieczór bez znajomych i w dodatku w obcym mieście? W sumie miałam
wrażenie, że gdy pozna chłopaków to jednak wolałaby siedzieć w domu i nie mieć
takich „atrakcji”. O latających gaciach Alexis’a w szatni (i poza nią) krążą
już legendy.
Kiedy nasz przystojny Chilijczyk zajechał pod
mój dom z piskiem opon, miałam wrażenie, że sąsiedzi dostali zawału serca.
Ochrzaniłam go od razu, że płoszy nowych sąsiadów, a jeszcze ich nawet nie
poznałam.
- A kim jest
Twoja znajoma? – zsunął okulary na czubek nosa i zmierzył Nelly z góry na dół.
- Alexis! –
szturchnęłam go w bok. – Bez takich!
- No co? –
spojrzał na mnie zszokowany. – Może Patricia jest w Stanach, ale wiedz, że ja
mam na Ciebie oko. – zaśmiał się głośno na moje słowa i otworzył drzwi od
samochodu. Pomógł mi wejść na przednie siedzenie i usiadł za kierownicą.
Przez całą
drogę gadał jak szalony i wcale się temu nie dziwiłam, bo zawsze się tak
zachowywał. Nelly natomiast obserwowała go uważnie i co chwilę kiwała z
niedowierzaniem głową.
Pod stadionem
były już tłumy. Na szczęście Alexis wjeżdżał na strzeżony parking z drugiej
strony, ale nie uszło to oczywiście fleszom paparazzi, którzy koczowali przy
bramie na świeże mięso. Pewnie myśleli, że jestem jego nową panienką, ale nie
obchodziło mnie to w ogóle. Kiedy pomógł mi wysiąść z auta zaczęło się
całkowite piekło. Flesze dosłownie świeciły mi po oczach z każdej możliwej
strony. Dziennikarze wyprzedali nas z nadzieją, że wypytają nas o jakiś intymny
szczegół, bądź zrobią nam pikantne zdjęcie. Szliśmy w trójkę unikając aparatów
jak ognia, ale kiedy jakiś paparazzo krzyknął coś do Alexis’a, ten nie wytrzymał.
- Tak,
jesteśmy razem, od dwóch lat, planujemy ślub i piątkę dzieci. – spojrzałam na
niego zaskoczona, ale w tamtym momencie pragnęłam ich szybko wyminąć i wejść na
stadion. Całkowicie oparłam cały swój ciężar ciała na ramieniu Sanchezja, który
strasznie szybko przepychał się pomiędzy dziennikarzami. Nelly szła przed nami
i próbowała jakoś zrobić tunel, ale wydawało mi się, że aparaty o mało co nie
uderzają mnie w głowę. O jakiś kosmos. Jak można tak żyć? Ciągle pod presją
prasy? Nie zdzierżyłabym tego nawet za milion dolarów.
Ochrona
zaczęła rozganiać paparazzi, ale dopiero kiedy weszliśmy do budynku. To było
straszne. Czułam się jak w klatce i dopiero kiedy usiadłam w wygodnym fotelu na
stadionie mogłam swobodnie oddychać.
Alexis
przyniósł nam wodę i usiadł obok nas w fotelu. Byliśmy w dalszym stopniu w
szoku, ale dopiero po chwili zaczęło do nas tak naprawdę docierać to co
powiedział Alexis. Zrobił z nas parę i to w dodatku planującą ślub! Kiedy Nelly
pokazała mi w telefonie jakąś stronę internetową z naszym zdjęciem i wymownym
podpisem: „Sanchez z narzeczoną w drodze na Camp Nou”, natychmiastowo
pobladłam.
Nie chciałam
jednak zacząć panikować. To przecież tylko prasa, kto uwierzy im w jakieś tam
plotki wyssane z palca? Plotki, które rozsiewa sam Alexis?
Gdybym miała pistolet,
to użyłabym go natychmiastowo. Na Alexisie. Na jego spalonej skórze i sztucznym uśmiechu.
****************************************************
Nie gadaj , bo rozdział jest świetny < 3
OdpowiedzUsuńEh , na początku myślałam , że ojciec Flo zrozumiał , że ona potrzebuje prywatności , ale najwidoczniej się pomyliłam :D
Cieszy mnie , że Marc i Florence świetnie się dogadują i mam nadzieję , że tak zostanie :*
No i Alexis musiał coś palnąć , no bo inaczej nie byłby Alexisem XD
Czekam z niecierpliwością na następny < 3
Pozdrawiam :*
Hah, a się uśmiałam. Kocham Marca i Flo razem <3 A Alexis to Alexis. Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńhahahahha, Tekst Alexisa do prasy, padłam z krzesła! hahahaha. Ciekawe co na to Marc, hmmmm :D
OdpowiedzUsuńFajnie, że tyle już wytrzymali, on ją koooooooooooooocha <3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) z niecierpliwoscią czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) z niecierpliwoscią czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńCholera..znowu przegapiłam ;______; ale cicho juz nadrabiam :* hahahaha ten tekst Alexisa xdd Ty to potrafisz rozsmieszyc czlowieka ;) kiedy następny? ;) nie moge sie doczekac ;) i wpadnij do mnie na 16 ;) kazda opinia sie dla mnie liczy ;) calusy :*
OdpowiedzUsuńTo ja xd o ktorego goscia z krotkimi wlosami Ci dokladniej chodzilo? :3
OdpowiedzUsuńNo to ten z krotkimi wlosami to Andy wlasnie <3
OdpowiedzUsuńSluze pomoca :3 Moge Ci ich poopisywac :3
OdpowiedzUsuńTo od kogo zaczac? :3
OdpowiedzUsuńAndy Dennis Biersack- urodzony 26 grudnia 1990 roku, wokalista i zalozyciel Black Veil Brides :3 o nim moge w sumie najwiecej gadac :3 chodzil do szkoly katolickiej :x ale mimo tego kiedy dorosl przestal wierzyc w Boga i obecnie jest ateista :3 w szkole byl przesladowany, jego historie opowiada piosenka ,,Knives and pens" kiedy byl maly wystepowal w reklamach :3 obecnie mieszka w Cincinatti podejrzewam ze niedaleko lotniska :3 swoj pierwszy zespol zalozyl kiedy mial 14 lat byl w sumie z malo oryginalna nazwa ,,Biersack" no ale o tym trzeba poczytac hehe ;) uwielbia tatuaze, i oczywiscie batmana, ktory jest jego ulubiona komiksowa postacia z dziecinstwa. Jest uzalezniony od palenia papierosow :( uwielbia zwierzeta, szczegolnie koty ;3 pisze wiersze o.o sam sobie scina wlosy. I uwaga Andy jest naturalnym blondynem! :3 aha. I jeszcze. Ma dziewczyne ;( Juliet Simms
OdpowiedzUsuńŁadnemu we wszystkim ładnie <3 Teraz Ashley Purdy :) Urodzony 28 stycznia 1984.Jest basista Black Veil Brides:3 zaskoczenie: z zawodu jest grafikiem. Projektuje ciuchy ;3 ma wlasny sklep internetowy do ktorego adres wczesniej podawalam ;) Twierdzi ze to fani sa zboczeni ale on sam...cuz xdd lubi sie zabawic ^^ z tego co mi wiadomo przepada za swoimi kuzynami ;) kiedy jest nawalony to wlacza sie u niego ADHD xdd aktualnie chyba nie ma dziewczyny
OdpowiedzUsuńHehe ^^ o to chodzilo ^^ no to teraz Jeremy ,,Jinxx" Ferguson- urodzony 7 stycznia 1686. Z wyksztalcenia jest muzykiem i autorem piosenek. Tutaj mile zaskoczenie: oprocz gitary gra na skrzypcach (przecudnie trzeba tylko posluchac), wiolonczeli, fortepianie... robi straszne miny podczas koncertow i normalnie czasami sie go boje xdd jest po rozwodzie z Sammi rozstali sie bo podobno Jinxx ja zdradzal :x szkoda bo byli taka urocza para ;( Christian ,,CC" Coma- urodzony 21 kwietnia 1984-1985 w Los Angeles. Jest chyba najaktywniejszym czlonkiem BVB. Jego ulubiony kolor to zielony o.o zaczynal jako perkusista jezzowy :3 uwielbia swoich fanow, z zespolu chyba najlepiej dogaduje sie z Ashem i rowniez kocha zwierzeta ^^ ma psa :) Jacob Pitts- urodzony 21 sierpnia 1988, gitarzysta, pisarz i producent muzyczny. Nagrywa filmiki z nauka grania piosenek BVB na yt :) niedawno zmarla mu mama ;( jest zareczony z Ellą, zrobil jej nawet urocza niespodzianke na walentynki ^^ ma psa- Trixie. Moze. Cos jeszcze wycisne z wywiadow. Na razie tyle :3
OdpowiedzUsuńJesli chodzi o piosenki zacznij od ,,In the end" ;) kolezanka zaczynala od ,,Perfect Weapon" i niestety sie zniechecila :c
OdpowiedzUsuń