19.04.2014

Epilog


To niewiarygodne jak czas szybko płynie. Nim się spostrzegłam świętowaliśmy Boże Narodzenie, później Wielkanoc i zaczynały się kolejne wakacje. Wróciłam do pracy w knajpie Louis’a, ponieważ najbardziej na świecie ceniłam sobie niezależność. Nie chciałam żyć na garnuszku rodziców do końca swojego życia, a oni chyba mieli wrażenie, że tak właśnie będzie. I że będę im posłuszna. Wolałam mieć swoje pieniądze i zdanie.
Rodzice rozwiedli się przed Bożym Narodzeniem. Czas spędzaliśmy wspólnie, ponieważ sprawa była na tyle świeża, że stare przyzwyczajenia wzięły górę. Marta urodziła prześlicznego synka, którego nazwała Matteo, na cześć naszego dziadka.
Patricia wróciła na stałe do Barcelony. Nie mogła żyć bez Alexis’a, w co nie mogłam tak szybko uwierzyć, ale jeszcze bardziej byłam w szoku, kiedy dowiedziałam się, że spodziewają się dziecka. Owoc ich miłości miał być odpowiedzią na odwiedziny Chilijczyka w Stanach Zjednoczonych, kiedy Pat zajmowała się swoją matką. Cieszyłam się ich szczęściem. Alexis wprost skakał ze szczęścia. Dobrze wiedziałam, że będzie najlepszym ojcem pod słońcem.
Moja relacja z Marc’iem układała się przeróżnie. Raz skakaliśmy sobie do gardła, raz umieraliśmy z miłości, ale to chyba normalna rzecz w każdym związku. Układaliśmy sobie plany na przyszłość. Chcieliśmy być razem i to było najważniejsze. Byliśmy razem ponad rok, ale nie zakładaliśmy, że musimy szybko zmienić swój stan cywilny. Było nam razem dobrze i nie chcieliśmy tego zmieniać. Więc jakież było moje zaskoczenie, kiedy pewnego zimowego wieczoru Marc ukląkł na kolano i poprosił mnie o rękę. Zgodziłam się bez zawahania. Nie ustaliliśmy daty ślubu, o którą wypytywali rodzice, i daliśmy sobie pół roku na jakiekolwiek planowanie.
Kontuzja została wyleczona, mimo iż czasami odczuwałam dyskomfort. Mogłam swobodnie się poruszać, bez pomocy innych, a to była kolosalna różnica i progress. Praca w knajpie dawała mi satysfakcję, ponieważ odnalazłam tam przyjaciół i pracowało mi się z nimi naprawdę świetnie.
Wyczekiwałam każdego dnia z utęsknieniem. Byłam szczęśliwa i nie chciałam niczego więcej zmieniać. Najlepszą decyzją jaką podjęłam był wyjazd do Barcelony. To właśnie tam odnalazłam swoje miejsce na ziemi, miłość i prawdziwych przyjaciół. Czego potrzeba więcej do szczęścia?


******************************************* 
Sama nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, że zakończę to opowiadanie w takim momencie, ale nie miałam już siły i pomysłów. Nie mówię „nie”, że nie wrócę itp., ale nie zakładam powrotu jakoś bardzo szybko. Chciałabym dokończyć to co zaczęłam i będę dążyć do tego, by tak się stało. Przepraszam, że to takie niespodziewane, ale mam nadzieję, że zrozumiecie. Tymczasem zapraszam na mój drugi blog, gdzie można mnie częściej spotkać. Pozdrawiam wszystkich :-)