31.12.2013

Chapter 12


              W Nowym Jorku wylądowałyśmy po piętnastej miejscowego czasu. Kiedy tylko wyszłam na zewnątrz poczułam zapach mojego miasta. Te same zatłoczone uliczki, pełne milionów ludzi spieszących się w bliżej nieokreślonym kierunku. Te same budki z hot dogami i wielkie postery z reklamami wszelkiej maści.
Wysłałam sms do Marc’a, bo wiedziałam dobrze, że czekał na moją wiadomość. Napisałam, że wylądowałyśmy i że jestem zestresowana spotkaniem z rodzicami. W odpowiedzi wysłał buźkę i krótki tekst dodający mi otuchy.
Rozdzieliłam się z Pat i wsiadłyśmy do dwóch różnych taksówek. Nasze mieszkania położone były dokładnie naprzeciwko siebie, pomiędzy nimi rozciągał się Central Park.
Pan Joe, odźwierny, otworzył mi zamaszyście główne drzwi do piekielnie wysokiego wieżowca z apartamentami. Powitał mnie z uśmiechem na twarzy i w pośpiechu przywołał windę. Ktoś inny zabrał moją walizkę i postarał się by trafiła wprost do mojego mieszkania.
- Halo? Jest tu ktoś? – krzyknęłam w progu. Usłyszałam jakiś popłoch w jednym z pokoi, a kiedy nie usłyszałam od razu odpowiedzi, postanowiłam tam podejść.
Tata zapinał guziki w swojej błękitnej koszuli, jakaś kobieta naciągała na siebie granatową sukienkę od Armaniego.
- Co jest grane? – oparłam się o futrynę drzwi. Tata machnął jedynie ręką i pociągnął mnie za sobą do swojego gabinetu. Byłam zdezorientowana, ale chyba wolałam nie znać prawdy. Albo przynajmniej nie poznać ją w takich okolicznościach.
- To Alicia. Nie znasz jej. – zamknął za mną drzwi i podszedł do wielkiego biurka, które stało dokładnie na środku pokoju pod przeszkloną ścianą, za której wyłaniał się Manhattan.
- Gdzie mama? – spiorunowałam go wzrokiem i zajęłam miejsce dokładnie naprzeciwko niego.
- W Los Angeles. Nie mieszkamy razem od jakiegoś czasu. – zajął się zapinaniem mankietów, by tylko za wszelką cenę uniknąć mojego wzroku.
- I nie zamierzaliście mi o tym powiedzieć? – zbulwersowana uderzyłam pięścią w blat biurka. – Jak mogłeś ją zdradzić?!
- A Ty jak mogłaś wyjechać na dugi koniec świata, by zabawiać się z jakimś piłkarzyną? Huh? W ogóle po co wracałaś? Żeby robić mi wymówki?
Dobrze wiedziałam, że próbował odwrócić kota ogonem i zająć się mną, niż rozmawiać na temat swojej długonogiej kochanki o platynowych włosach.
- Barcelona nie jest na końcu świata. Przypominam Ci, że urodziłeś się w Madrycie i mieszkałeś tam przez większość swojego życia.
- To nie zmienia faktu, że nie powinnaś uciekać jakby nigdy nic. Nie mówiąc nic o tym swojej matce, mi, a nawet siostrze! Jesteś nieodpowiedzialna i powinnaś ponieść za to konsekwencje!
- Mam dwadzieścia lat i mogę robić co mi się żywnie podoba. – burknęłam pod nosem. – Ty masz żonę, którą podobno kochasz... kochałeś, a zabawiasz się z jakąś blond cizią, tylko dlatego, że mama wyjechała na drugi koniec kraju?
- Rozwodzimy się.
Ta informacja gruchnęła na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie spodziewałam się takiego wyznania, bo nic nie wskazywało na to, by rodzicom źle się układało przez ostatnie lata. Ba! Myślałam, że odnowią przysięgę małżeńską i pojadą w drugą podróż poślubną. Tak przynajmniej planowali jeszcze niedawno temu.
- Wszystko popsuło się po Twoim wyjeździe. Mama obwiniła mnie za Twoją ucieczkę i rozgoryczenie tylko się w nas pogłębiało. Wspólnie podjęliśmy świadomą decyzję, że weźmiemy rozwód bez orzeczenia o winie. – powiedział spokojnie. Zapalił papierosa i oparł się wygodnie w swoim skórzanym fotelu. – Chcesz coś powiedzieć?
- Nie wiem w zasadzie co mogłabym powiedzieć.
- Wróciłaś na stałe? – zabrzmiało to jak pytanie retoryczne, ale kiedy pokiwałam gwałtownie głową, tata podniósł się znad biurka. – To po co wróciłaś?
- Żeby z Tobą porozmawiać… i z mamą… Nie chcę się z wami kłócić, wrzeszczeć czy coś w tym stylu. Chyba powinniśmy szczerze pogadać.
- Jak to sobie wyobrażasz? Że poślę odrzutowiec po matkę? Wyleciała ledwie dwa dni temu i nie zechce tu wrócić.
- Zawsze to my możemy skoczyć tam.
Nie takiej odpowiedzi spodziewał się ojciec. Myślał pewnie, że dam za wygraną, ale nie po to leciałam przez kilka godzin w nerwach, płaczu i histerii, by teraz się wymigać. Musiałam załatwić to raz, a dobrze.
*
W Barcelonie wybiła dokładnie ósma wieczorem. Marc zajęty był nadzorowaniem ostatnich szlifów w swoim domu, które wykonywane były przez profesjonalną firmę sprzątającą. Alexis siedział na kanapie w salonie z miną wyrażającą więcej niż tysiąc słów. Rozpaczliwie pożerał kolejną gumę mambę, kiedy to zadzwonił dzwonek do drzwi. Pospiesznie podbiegł do wejścia i gestem ręki zaprosił do środka Sergi’ego, Muniesę, Tello, Thiago oraz jego brata Rafinha.
- Bywasz tu częściej niż dziewczyna Marc’a. – zaśmiał się Thiago na widok Chilijczyka i podał mu zgrzewkę piwa, którą trzymał w rękach.
- Zgadzam się! – krzyknął z kuchni Marc, co wywołało śmiech u jego przyjaciół.
Zaraz po wyjściu ekipy sprzątającej, chłopcy usiedli w salonie przed wielkim telewizorem i włączyli play station. Każdy miał w ręku piwo i zawziętością gwałcił joysticka.
- A Ty gdzie masz Flo? – zauważył po chwili Sergi. – To niby męski wieczór? To co robi tu Alexis? – spojrzał na chłopaka i wybuchnął śmiechem.
- Ej! Bez takich, Amigo! – uderzył go w bark Chilijczyk.
- Poleciała do USA do rodziny. – odpowiedział Bartra wciskając jeszcze mocniej przyciski joysticka.
- To wy jesteście razem? – spytał zaskoczony Rafinha. – Serio?
- Od jakiś dwóch tygodni. – odpowiedział bez wyrazu Marc.
- Lepiej nie używaj przy niej słów „od jakiś’… kiedy wypomni Ci, że zapomniałeś o rocznicy to będziesz miał przesrane. – zauważył od razu Thiago. – Znam ten ból!
- Postaram się zapamiętać. – zaśmiał się Marc.
Po wymianie setki lub i nawet dwóch porad dla chłopaka, przyszła pora na otwarcie kolejnej puszki alkoholu. Chłopcy nie chcieli uwalić się w trupa, bo następnego dnia mięli mieć ciężki trening przed meczem wyjazdowym, ale pokusa była większa.

Po kilku godzinach, kiedy cały asortyment się skończył, Alexis zaproponował, że wyskoczy do pobliskiego sklepu. Był już trochę podchmielony, co dodało mu odwagi, by zadzwonić do Patricii. Nie dbał o to, że siedzi na skraju chodnika i że nie ma na sobie koszuli, którą zdjął w bliżej nieokreślonym czasie i niewiadomym celu.
- Halo? – kiedy w słuchawce usłyszał głos blondynki, serce zabiło mu mocniej. Był pewny tego, że czuje do niej coś więcej niż tylko zwykłą przyjaźń, jak do tej pory. – Alexis? To Ty?
- Yyy… - nie wiedział co ma powiedzieć. – Skąd wiesz?
- Mam zapisany Twój numer w komórce, ciołku. – zaśmiała się serdecznie. Uwielbiał gdy się śmiała. Była wtedy taka piękna, że nie mógł oderwać od niej wzroku. – Stało się coś?
- Dzwonię, żeby zapytać Cię kiedy wracasz do domu. – wymamrotał.
- Ale ja właśnie jestem w domu.
- Chodzi mi o to kiedy wrócisz do nas, do Barcelony. Do Twojego prawdziwego domu. – blondynka nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Od razu w jej oczach pojawiły się łzy i załamał głos. – Pat? Nie płacz, proszę.
- Nie płaczę. Jest mi tylko smutno, że musiałam wracać. Moja mama leży w szpitalu, nie jest z nią najlepiej.
- Ale wyjdzie z tego?
- Lekarze są dobrej myśli, albo przynajmniej starają się być. Mojego tatę to mało obeszło, bo nawet nie wrócił z delegacji z Tajlandii.
- Kiedy będzie Ci smutno to dzwoń do mnie, ok.? – w słuchawce usłyszał śmiech. – Mówię poważnie.
- Ok., Alex. Dzięki, że do mnie zadzwoniłeś. To naprawdę miłe z Twojej strony.
- Cholera… - westchnął do słuchawki.
- Co? – zdziwiła się dziewczyna. – Jesteś tam?
- Muszę Ci coś powiedzieć… - przerwał na chwilę, by wziąć głęboki wdech. – Może to głupie, ale… ale lubię Cię, nawet bardzo.
- To nie jest głupie. Ja też Cię lubię, Alex.
- Ale nie rozumiesz mnie. Nie chcę się z Tobą przyjaźnić. Chyba to zauważyłaś.
- Nie?
- Nie.
- Więc czego oczekujesz?
- Chcę żebyś wróciła. Wtedy pogadamy.
- Ale ja nie wiem kiedy wrócę. Muszę być przy mamie.
- Wierzę w to, że szybko wróci do siebie, a Ty wrócisz do nas… do mnie.
Blondynka uśmiechnęła się pod nosem. Nie musiała więcej słuchać. Chłopak poprawił jej humor kilkoma zdaniami. Uwielbiała go od pierwszego spotkania. To właśnie on sprawiał, że na jej twarzy zawsze gościł szeroki uśmiech.
Alexis rozłączył się i wszedł do sklepu. Ekspedientka zlustrowała go z góry na dół i nie dało się nie zauważyć, że zaniemówiła na widok jego wyrzeźbionej klaty. Piłkarz kupił nowy zapas alkoholu i z kilkoma reklamówkami wrócił do domu Bartry.
- Coś długo Cię nie było. – powiedział Tello na widok obładowanego siatkami Chilijczyka. Chłopak jedyne wzruszył ramionami i położył na stole reklamówki.
- I tak byłeś w sklepie? – zwrócił się do niego Marc. – Pani Maria musiała przeżyć zawał.
- Chyba jej się podobało. – zaśmiał się Alex i zasiadł wygodnie na kanapie.
Po północy można było wyczuć, że chłopcy ponownie zaszaleli z trunkami i konieczna była interwencja dziewczyny Muniesy, która zadbała o to, by każdy piłkarz położył się we własnym łóżku.
*
Po przylocie do serca Kalifornii, czułam się fatalnie. Miałam wrażenie, że rozkłada mnie grypa lub jakaś inna choroba, ale chciałam się spotkać z matką. Była bardzo podobna do ciotki Sofii, wręcz identyczna, ale miała w sobie więcej powściągliwości i dystansu do świata. Nie zadawalało ją byle co, była wymagająca, szczególnie wobec ludzi.
- Florence? – krzyknęła na mój widok. Zlustrowała mnie wzrokiem, poczym uściskała. – Co Ty u robisz? – zauważyła obecność ojca.
- Przylecieliśmy, bo dobrze wiedziałem, że nie zaszczycisz nas swoją obecnością w Nowym Jorku. – mruknął pod nosem ojciec i wyminął ją w drzwiach. Mama pociągnęła mnie za rękę do środka. Dawno nie byłam w tym domu i całkowicie zapomniałam jaki jest piękny i ogromny. Ma dwa piętra, setki korytarzy i ogromny basen w ogrodzie. Gdyby tego było mało z tarasu rozlega się przepiękny widok na ocean.
- Widziałaś się ostatnio z Martą? – pokiwałam przecząco głową. – Będziesz ciocią.
- Serio? – otworzyłam szerzej oczy. – To wspaniale.
- Ale nie o tym chciałaś zapewne porozmawiać, prawda? Co was tu sprowadza? – spojrzała gniewnym wzrokiem na ojca.
- Nie chcę uciekać w nieskończoność. – zaczęłam niepewnie. – Jestem dorosła. Mam dwadzieścia lat i chcę na stałe zamieszkać w Barcelonie.
- Zwariowałaś, tak? – zwrócił się do mnie ojciec.
- Daj mi dokończyć. Chcę kupić tam dom, pracować, albo pójść na studia… Nie chcę być ciągle kontrolowana.
- Nie jesteś kontrolowana. – powiedziała mama. – To, że się o Ciebie martwimy, nie powinno Cię dziwić. Nie jesteś anonimowa, moja droga. Wiesz, że ojciec dostaje wiele listów z pogróżkami, a my chcemy Cię tylko chronić.
- Mama ma rację. – stwierdził ojciec.
- Nie chcę żyć z ochroniarzami! – podniosłam się z miejsca. – Ten czas kiedy mieszkałam w Hiszpanii był niesamowity. Wiecie czemu? Bo nie budził mnie głos ochroniarza i nie kładł mnie do snu. Nie musiałam się nikomu spowiadać z tego gdzie jestem i co robię.
- Nigdy się nie spowiadałaś. Zawsze miałaś swoje ścieżki razem z Patricią i musieliśmy odbierać was z komisariatu policji.
- To zdarzyło się tylko jeden raz. Będziesz mi to wypominać do końca życia?
- Będę, bo to zachowanie nie było odpowiednie dla dziewczyny z Twoim statutem. Myślałam, że przywykniesz do takiego życia, bo nie możesz liczyć na inne.
- W Barcelonie jestem całkowicie anonimowa. Nikt nie śle mi pogróżek, że mnie zabije, porwie czy okradnie. Tam mogę być sobą, czy to trudne do zrozumienia, że chcę mieszkać sama?
- Pod warunkiem, że pojadą z Tobą ochroniarze.
- Nie! – krzyknęłam kategorycznie. – Nic mi nie będzie, jasne? Jestem dorosła i odpowiedzialna. Mam tam swoje życie i nie zamierzam z niego tak łatwo rezygnować.
- Chcesz znów lecieć tam na wakacje? Pobądź tam dwa tygodnie, znudzi Ci się i prędzej czy później wrócisz do imprezowania na Manhattanie. – stwierdził spokojnie ojciec.
- Nie. Zamierzam tam zamieszkać na stałe. Z waszą aprobatą lub bez. Chcecie mieć ze mną jakikolwiek kontakt, to dajcie mi drogę wolną w moim postępowaniu. Może się sparzę, może będę mieć złamane serce, ale na litość boską… to serce jest moje!
- Będziesz jeszcze płakać przez tego piłkarza. Nie wiesz, że znani są z tego, że zmieniają panienki jak rękawiczki? – zwróciła się do mnie mama.
- To samo można powiedzieć o milionerach z Upper East Side, a za takiego właśnie wyszłaś za mąż. – fuknęłam. Matka złapała się za głowę i wskazała na pusty kieliszek, który stał na stoliku obok. Ojciec otworzył whiskey i nalał ją do szklanki. Mamie nalał wina, a ja musiałam obejść się jedynie szklanką soku pomarańczowego. Byłam wściekła jak nigdy dotąd. Miałam wrażenie, że powoli zaczyna coś do nich docierać, że nie mogą zamknąć mnie w mieszkaniu i odseparować od reszty świata. Za każdym razem jednak utwierdzali mnie w przekonaniu, że się myliłam, a oni nie są tak wyrozumiali na jakich się kreują.
Rodzice wymienili kilka zdań na osobności i wrócili do salonu z nietęgimi minami.
- Możesz wrócić do Barcelony, ale pod warunkiem. – zaczął ojciec.
- Jakim? – podniosłam się z miejsca i spojrzałam na nich wyczekująco.
- Nie możesz spotykać się z tym piłkarzyną. – dokończyła za niego matka.
Opadłam bezsilnie na kanapę i tępo spojrzałam w sufit. Myślałam, że dadzą mi wreszcie wolną rękę, a tak naprawdę zamierzali mnie kontrolować do końca moich dni. Na ich słowa zaśmiałam się gorzko, złapałam kluczyki od lamborghini matki i wybiegłam z domu.



*************************************************************

Hej! Wszystkiego dobrego w nowym 2014 roku!
Aby każde Wasze marzenie się spełniło, a na Waszych twarzach zawsze gościł szeroki uśmiech!
Wytrwałości w realizacji noworocznych postanowień ;-)
Pozdrawiam!

5 komentarzy:

  1. co to w ogóle ma być za warunek!? Czy oni na głowę upadli?! ja miałabym ich gdzieś i robiłabym swoje :D
    Ne chcą zaakceptować decyzji to niech spadają na drzewo, delikatnie mówiąc
    Pozdrawiam i wszystkiego dobrego w nowym roku <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby mi postawili taki warunek wyśmiałabym ich, naprawdę. Do cholery nie mają prawa wybierać znajomych swojej córce, a już tym bardziej chłopaka, oni serio musieli na głowę upaść.
    Mam nadzieję, że Flo oleje ich warunek i postawi na swoim.
    Czekam na kolejny i życzę dużo weny w nowym roku! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wkurzają mnie rodzice Flo . Myślą , że mogą jej rozkazywać i całe życie decydować za nią . ; < Mam nadzieję, że Florence postawi na swoim i wróci do Marca , bo oni są tacy słodcy < 3 A rozdział świetny , zresztą jak wszystkie :* Czekam na następny < 3 I zapraszam na : http://el-amor-es-la-poesia-de-los-sentidos.blogspot.com/ ;3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. ale mnie wkurzają ci rodzice od Flo xD Co za ludzie.
    PISZ NASTĘPNY !!! <3
    PS. Długo nie komentowałam, ale nadrobiłam i nie mogę się doczekać nexta.

    OdpowiedzUsuń