7.12.2013

Chapter 9


Obudzenie się w ramionach osoby, która wypełnia całkowitą pustkę w życiu, jest najpiękniejszym momentem jaki mogłabym sobie wyobrazić. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na śpiącego na brzuchu Marc’a. Wyglądał obłędnie i uśmiechał się nawet przez sen. Mimowolnie na mojej twarzy zagościł uśmiech. Tak właśnie na mnie działał. Nawet gdy nie był tego świadomy, poprawiał mi humor.
Założyłam na siebie koszulkę piłkarza, która wyglądała na mnie jak sukienka i zeszłam na dół do kuchni. Psina Marc’a leżała na swoim posłaniu. Na mój widok pomerdała wesoło ogonkiem i przybiegła wprost pod moje nogi.
- Jesteś głodna? – wyjęłam z lodówki opakowanie z narysowanym szczeniakiem, co uznałam za idealny posiłek dla niej i wysypałam zawartość do miseczki koło jej posłania. Uzupełniłam miseczkę z wodą i włączyłam ekspres do kawy.
Kiedy poczułam znajome dłonie na mojej talii od razu uśmiechnęłam się szeroko. Marc obrócił mnie do siebie i złożył na moich ustach pocałunek.
- Widzę, że zakumplowałaś się z Niną. – wskazał na psiaka, który nie odrywał mordki od miski z jedzeniem.
- Gdybym wiedziała, że wystarczy jej dać jedzenie to przyszłabym tutaj z workiem karmy dla psów. – wspięłam się na palcach i dotknęłam nosem jego ust.
Marc podsadził mnie na szafkę kuchenną i kontynuował pocałunek.
- Mogłabym się do tego przyzwyczaić. – szepnęłam. Chłopak uśmiechnął się szeroko i przysunął mnie do siebie jeszcze bliżej. Gdyby nie sygnał ekspresu do kawy to prawdopodobnie tkwilibyśmy w takiej pozycji przez resztę dnia.
- I niby jak mam Cię zostawić na pięć długich dni? – wzruszyłam ramionami i skierowałam się po filiżankę świeżo zaparzonej kawy.
Zjedliśmy wspólnie śniadanie, które przygotował dla nas Marc, później pomogłam mu spakować walizkę. Byłam pod wrażeniem tego jak miał wszystko pod kontrolą. Był przyzwyczajony do częstych podróży, które gwarantowały mu zobaczenie każdego zakątku (nawet bardzo odległego) świata. Nie musiał spędzać godzin na pakowaniu, bo doskonale wiedział czego potrzebuje na dany wyjazd. Oczywiście w przeciwieństwie do mnie. Każda moja nawet najmniejsza podróż, która przykładowo trwała dwa dni, zmuszała mnie do zabrania tabunu walizek i mnóstwa niepotrzebnych mi rzeczy.
- Mam pytanie. – brunet zamknął walizkę i przesunął pod ścianę, by nie przeszkadzała mu przez resztę dnia. – Mogłabyś się zająć Niną przez ten tydzień?
Spojrzałam na niego zaskoczona. Byłam w szoku, bo to było jego oczko w głowie i to, że chciał oddać ją w moje ręce (mimo, że w ogóle nie miałam styczności ze zwierzętami) było dla mnie nie lada wyzwaniem.
- No jasne. – kiwnęłam głową, ale nie byłam  do końca przekonana czy jednak to był dobry pomysł. Chciałam spędzić z nim jak najwięcej czasu, a zbliżająca się rozłąka, wcale nie poprawiała mi humoru.
Resztę niedzieli spędziłam z Marc’iem. Pat kilkukrotnie próbowała się do mnie dodzwonić, ale stwierdziła, że jednak nie będzie nam przeszkadzać i wysłała krótkiego sms: „Nie zamęczcie się nawzajem, łobuziaki.”. Uśmiechnęłam się pod nosem i pokazałam telefon piłkarzowi, który w odpowiedzi zaśmiał się głośno. Coś w tym jednak było. Wtuliłam się w jego ramię i przymknęłam z zadowoleniem oczy.

Nazajutrz odwiozłam Marc’a jego samochodem na lotnisko z zamiarem pożegnania się z resztą chłopaków. Thiago, Sergi i Alexis byli zszokowani moim widokiem, ale wyciskali mnie i kiedy zobaczyli jak Marc łapie mnie za rękę, równo zagwizdali.
Pożegnałam się ze wszystkimi i pomachałam na widok odchodzących chłopców. Wróciłam do mieszkania Marc’a i zabrałam Ninę, która niezbyt pałała na mój widok entuzjazmem. Spakowałam jej kilka zabawek i złapałam taksówkę, która zawiozła mnie do mieszkania ciotki Sof.
- Zajmiesz się Niną, tak? – zwróciłam się do Patricii, która przywitała mnie w progu mieszkania z szerokim uśmiechem na twarzy i miną mówiącą więcej niż tysiąc słów o moim nocowaniu u Marc’a. – Ja zaraz lecę do knajpy i nie mogę jej ze sobą zabrać.
- Ty mi lepiej opowiedz o Twoim tajemniczym zniknięciu i zaszyciu się w mieszkaniu naszego kochanego piłkarza? – poruszała znacząco brwiami i zamknęła za mną frontowe drzwi. Odpięłam Ninę ze smyczy i ruszyłam w stronę łazienki.
- Nie ma o czym mówić. – odpowiedziałam krótko.
- To jesteście razem czy nie? – zatarasowała mi drogę. – I najważniejsze… powiedziałaś mu o wszystkim?
- Powiedziałam. Przyjął to lepiej niż się spodziewałam. – przecisnęłam się koło jej ramienia. – I tak… jesteśmy razem.
Patricia pisnęła i klasnęła głośno w ręce. Jej reakcja przebiła moje oczekiwania. Wiedziałam dobrze, że nam kibicowała, a jej uśmiech mnie tylko w tym utwierdził. Zamknęłam się w łazience i wzięłam szybki prysznic, po którym od razu poczułam się rześko. Założyłam dżinsy, czarną koszulkę i trampki. Miałam niewiele czasu, więc zadzwoniłam po taksówkę, która zawiozła mnie do knajpy Lou.
Apo przywitał mnie jak zwykle onieśmielającym uśmiechem. Miałam wrażenie, że za każdym razem uśmiechał się jeszcze szerzej. Jego brat przeglądał jakieś papiery, popijając przy tym czarną kawę. Pracowałam na zmianie z Lolą i Alicią, które nie tryskały humorem jak to miały w zwyczaju. Podobno posprzeczały się o jakiegoś chłopaka, który obie je zaprosił na randkę. To było do przewidzenia, że dziewczyny dotrą do prawdy i będą wściekłe. Sama bym była nieźle rozjuszona.
Założyłam czarny fartuch, który przewiązałam na biodrach i stanęłam za barem obok Apo. Zaparzył mi herbatę, a sam zajął się rozpakowaniem nowej dostawy alkoholu. Pomogłam mu z chęcią, bo po mojej stronie usiadła zaledwie jedna para, która zażyczyła sobie jedynie dwóch filiżanek kawy.
- Dostałem bilety na piątkowy mecz Realu. Nie chciałabyś się przejść? – zwrócił się do mnie szatyn znad baru pod którym wycierałam półki.
- To bardzo miłe z Twojej strony, Apo. Ale chyba będę musiała odmówić. Nie tylko dlatego, że kibicuję drużynie przeciwnej. – odpowiedziałam. Nie chciałam wtajemniczać go w moje życie prywatne, ale moje słowa go nie do końca usatysfakcjonowały. – Skoro masz wolny bilet to może zabrałbyś Patricię? Z chęcią pójdzie.
Chłopak był trochę onieśmielony, ale kiwnął głową. Nie chciałam owijać w bawełnę, a wiedziałam dobrze, że brat mojego szefa wpadł w oko mojej przyjaciółce. Chciałam, żeby zrobili wreszcie jakiś pierwszy krok.
Po południu zaczął się istny boom na naszą knajpę. Pogoda nie sprzyjała spacerowaniu po plaży, więc większość zatrzymała się u nas by nacieszyć się kubkiem gorącej czekolady bądź herbaty.  Mimo, że był początek kwietnia, to pogoda zupełnie nie sprzyjała moim oczekiwaniom. Przez większość dnia było niebo było pochmurne, by przez nie więcej niż kwadrans cieszyć nas przebłyskiem słońca. Wieczorem zbierało się na deszcz, ale ostatecznie kończyło się na kilku kroplach. Miałam wrażenie, że nie jestem w słonecznej Hiszpanii, a na Alasce. Chciałam wreszcie wskoczyć w stój kąpielowy i nacieszyć się nieograniczoną ilością witaminy D.
Tęskniłam za Marc’iem bardziej niż się tego spodziewałam. Wysyłał mi sms, gadaliśmy przez wideo konferencje, ale to nie to samo co kontakt w cztery oczy. Zawsze wtrącał się Alexis, który dzielił pokój z Marc’iem i kończyło się na tym, że rozmawialiśmy w trójkę o pogodzie. Nie miałam mu tego za złe, bo przez ten krótki czas zdążyłam się z nim zaprzyjaźnić. Był wesołym i szczerym chłopakiem o złotym sercu. Czasami palnął jakąś komiczną gafę, ale i tak to nie zmieniało faktu jak bardzo go polubiłam.
Musiałam pogadać z ciotką i podziękować jej za uratowanie mi tyłka. Sama stała się numerem jeden na czarnej liście mojego ojca, więc szczera rozmowa była co najmniej wskazana.
Po pracy pojechałam taksówką prosto do mieszkania. Ciotki jeszcze nie było, ale postanowiłam na nią zaczekać. Pat bawiła się z Niną, co było zabawnym widokiem, bo psiak całkowicie rozczulił moją przyjaciółkę. To ona zawsze była miłośnikiem zwierząt, roślin i wszystkiego co da się kochać, więc od razu zakochała się w suczce Marc’a i nie chciała jej oddać.
Czekałam cierpliwie na Sof, która jak na złość nie wracała do domu punktualnie. Kiedy się pojawiła od razu poprosiłam ją do swojego pokoju i zamknęłam za nami drzwi.
- Sof, chyba musimy pogadać. – powiedziałam słowem wstępu. -  Moje życie jest pogmatwane, przez to i Twoje zaczęło się pieprzyć.
- Myślisz, że moje życie zanim się pojawiłaś w Barcelonie było usłane różami? Kochanie, cieszę się, że jesteście tutaj. Twój ojciec, Amancio, w ogóle mnie nie obchodzi. Może mi grozić niewiadomo czym, a ja i tak Ci zawsze pomogę. – wyciągnęła do mnie ręce.
- Mój ojciec Ci groził? – spojrzałam na nią z przerażeniem i usiadłam na łóżku.
- Nie raz, nie dwa. On już taki jest. Ma się za niewiadomo kogo, a prawda jest taka, że przechodzi kryzys wieku średniego… może nawet wieku starczego… i może sobie podskakiwać, ale nie mi, czy nam. Twoja matka się z nim prędzej czy później rozwiedzie, bo nikt nie może żyć w takim domu. Wiem dobrze, dlaczego uciekłaś i wcale Ci się nie dziwię. Nie zmienia to jednak faktu, że powinnaś z nimi szczerze porozmawiać. Masz dwadzieścia lat i możesz wreszcie postawić się ojcu.
- Już się postawiłam, ale i tak mnie tu odnalazł.
- Musisz pojechać do Nowego Jorku i odbyć z nimi poważną i dorosłą rozmowę. Twój ojciec ma dwójkę dzieci z poprzedniego małżeństwa, dodatkowo Martę, która wyszła za mąż. Ty jesteś najmłodsza i on próbuje za wszelką cenę sprawić, byś nie dorosła. Ale na to jest już trochę za późno. – zmrużyła oczy.
- Myślisz, że nie zamknie mnie w pokoju, gdy tylko się tam pojawię? Wiele razy to przerabialiśmy.
- Kochanie, musisz im pokazać, że jesteś dorosłą kobietą i muszą liczyć się z Twoim zdaniem. – złapała mnie za rękę. - Póki co pokazałaś wybryk nastolatki, która uciekła z domu. Kiedy wrócisz tam i pokażesz im swoim zachowaniem jak dojrzałaś przez ten czas, to daję Ci słowo, że wrócisz tutaj w jednym kawałku. – puściła mi oczko.
- Chciałabym Ci wierzyć, ale dobrze znam swojego ojca.
Rozmowa z ciotką bardzo mi pomogła, by wreszcie podjąć decyzję co do przyszłości. Chciałam za wszelką cenę nie myśleć o całej tej chorej sytuacji i żyć chwilą, ale ile można?
Późnym wieczorem odwiedził nas Apo. A raczej Patricię i zaproponował jej wypad na mecz. Cieszyłam się, że się na to zdecydował, bo po mojej odmowie, równie dobrze mógł unieść się dumą.
- Cześć… - powiedziałam rozmarzonym głosem do słuchawki, podczas spoglądania na Apo i Pat, którzy zachowywali się uroczo. Co chwile rzucali sobie spojrzenia, wymieniali uśmiechy i widać było, że byli trochę speszeni. Ja natomiast siedziałam z drugiej strony pokoju i wzdychałam na ich widok.
- Florence, dobrze się czujesz? – usłyszałam głos Marc’a, który nie krył zaskoczenia. – Rozumiem, że dzwonię nie w porę?
- A skądże. W samą porę. – wreszcie miałam pretekst, żeby zostawić milusińskich samych. Zamknęłam się w pokoju i zaśmiałam się pod nosem. – Załatwiłam Paricii randkę.
- Z kim? – zapytał zaskoczony Marc.
- Z Apo. Nawet nie masz zielonego pojęcia jak oni pięknie razem wyglądają.
- Lepiej od nas?
- Od nas? Jasne, że nie, ale są blisko ideału. – uśmiechnęłam się pod nosem słysząc śmiech Marc’a w słuchawce.
- A co będzie z Alexisem? Wydawało mi się, że Pat mocno mu się spodobała.
- Co? – pisnęłam. – Nie gadaj!
- Mówię poważnie. Cały czas o niej mówi, więc uznałem, że chyba go wzięło.
- Czyli okazuje się, że niepotrzebnie namieszałam?
- Dajmy Pat zdecydować. A teraz powiedz mi, moja droga, jak Ci minął dzień?
- To chyba ja o to powinnam zapytać.
- U mnie jest 6 rano, więc dzień dopiero się zaczyna.
- Aj tam. Więc… byłam w pracy, bawiłam się trochę z Niną… Marc, moje życie nie jest tak fascynujące jak Twoje. Jesteś w Chinach! Jak wrażenia?
- Na każdym kroku atakuje nas cała chmara fanów, którzy przeraźliwie krzyczą, żądają zdjęć i autografów. Dziś mamy otwarty trening, później odwiedzamy szpital dziecięcy w stolicy.
- Jestem z Was dumna, moje gwiazdeczki futbolu.
- Tęsknię za Tobą... – przerwał na moment. – Chciałbym być teraz z Tobą.
- Ja za Tobą też. Jeszcze kilka dni.
- Tylko to mnie pociesza.
- …ej lowelasie! Przestań już wisieć na telefonie! Spadamy do autokaru! – usłyszałam gdzieś w pobliżu Marc’a głos Thiago. – Pozdrów Flo!
- Dzięki, jego też pozdrów. – zaśmiałam się. – W takim razie życzę miłego dnia, a ja kładę się spać.
- Śpij dobrze. Tęsknię.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na szafkę. Byłam piekielnie ciekawa jak potoczyła się rozmowa Pat z Apo. Sama nie wiedziałam komu miałabym kibicować: Alexisowi, którego ubóstwiałam od pierwszego spotkania, czy Apo, którego polubiłam dzięki wspólnej pracy. Oboje byli dla mnie w pewien sposób bliscy i nie wyobrażałam sobie, bym to ja była na miejscu Pat i musiała decydować.
Po wyjściu Apo długo zastanawiałam się nad tym czy opowiedzieć przyjaciółce o tym, co powiedział mi Marc. Aż ściskało mnie w brzuchu na samą myśl, ale miałam zacząć zachowywać się jak dorosła osoba. Łatwo mówić, gorzej zrobić.

*************************************************

Hej. No i kolejny rozdział za nami. Hm postanowiłam trochę rozruszać to opowiadanie, bo zaczynało się robić strasznie nudne. No przynajmniej takie jest moje zdanie. Hmmm jestem chora (tak, tak na umyśle to już od dawna), ale ogólnie złapałam grypę i umieram. Nie życzę nikomu, bo dawno mnie tak nie powaliło na łopatki. Jeszcze dwa tygonie do świąt. Szczerze to już wyczekuję, bo chcę się wreszcie porządnie wyspać... Pozdrawiam serdecznie wszystkich i do następnego :*

8 komentarzy:

  1. Cudeńko! Coś zaczyna się dziać, oczywiście na korzyść. Może faktycznie trzeba to rozruszać, bo zaczynało się robić przygnębiająco.
    Ale o jej, ale będzie się działo Pat i Apo, i Alexis. I wielka miłość Flo i Marca! Czego by chcieć więcej? :D
    A ty tam zdrowiej! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, ojej, ojej :O
    Pat ma problemos ;-;
    Ale bedzie (bo musi byc) dobrze i ja w to wierze :D
    Taaa, za dwa tygodnie swieta, tez sie juz nie moge doczekac! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :) Zapraszam do siebie :)
    http://walecznosc.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*
    Błyskotka ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka! Zapraszam na moje blogi, jeżeli chcesz oczywiście ;P
    http://espanyol-love.blogspot.com/
    http://fist-love.blogspot.com/
    Pozdrawiam, Blanaa :D

    OdpowiedzUsuń
  5. No to Pat będzie miała mały problem. Według mnie Flo powinna powiedzieć dziewczynie czego się dowiedziała, przyjaźń przecież polega na szczerości.
    Mnie chyba niedługo dopadnie zapalenie ucha jak to zazwyczaj bywa przy silniejszym wietrze.
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  6. cudnie! ahh, love story i Patricia z dwoma "facetami" hahaha. no ładnie i Alexis wpadł po uszy ihihihihih. I ten boski Marc. <3
    Sof i tekst " przezywa kryzys wieku średniego a raczej starszego" haha
    czekam na nowość <3
    Inszaaaa

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny rozdział! :)
    czekam na kolejny i zapraszam na
    pomimowszystkokocham.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Uf, zdołałam nadrobić zaległe rozdziały, przepraszam, ze tyle to trwało. Opowiadanie jest cudowne! Czekam na nowosć ;*

    OdpowiedzUsuń