23.12.2013

Chapter 10


Patricia siedziała w kuchni z wyraźnie zadowoloną miną. Oparłam się o futrynę drzwi i obserwowałam jej poczynania. Próbowała posłodzić herbatę, ale zamyślenie wzięło nad nią górę i posłodziła ją o sześć łyżeczek za dużo. Zaśmiałam się pod nosem, na co zareagowała wzburzeniem, by po chwili śmiać się w najlepsze.
- Musimy chyba pogadać. – westchnęłam i usiadłam naprzeciwko niej, za wyspą kuchenną. Nalałam sobie soku do szklanki i spojrzałam na zaciekawioną przyjaciółkę. – Więc jak tam Apo?
- Zaprosił mnie na mecz. Powiem Ci, że jestem w szoku, bo wydawało mi się, że leci na Ciebie od pierwszego spotkania!
- No widzisz, to chyba dobrze? – zmrużyłam oczy.
- W sumie to nie wiem. – nerwowo zatrzepotała rzęsami. – Mam wrażenie, że to dzieje się zbyt szybko. Zamieniłam z nim zaledwie kilka zdań, a on dwa dni później wpada z propozycją wyjścia.
- Czemu to zbyt mocno interpretujesz? Może Cię lubi i chce lepiej poznać? Nie wyszukuj w tym niewiadomo czego.
- Kotku, znam takich jak on. A raczej znałam i to wielu. Większość z nich chciała zaciągnąć mnie do łóżka, a nie bawić się w randkowanie. – zawiesiła głos na moment. – No może oprócz Marc’a, on jest wyjątkiem. Nigdy nie widziałam faceta, który tak lata za dziewczyną.
- Życiowe mądrości panny Patricii. – zaśmiałam się. Faktycznie miała rację. Nikt wcześniej tak o mnie nie zabiegał i dlatego tak bardzo wpadłam po uszy w relacji z piłkarzem. Tęskniłam za nim każdą komórką ciała, a rozłąka którą zaserwował nam klub tuż po tym jak się zeszliśmy była nie do wybaczenia.
- A no, ja zawsze mówię same mądrości.
- Niczym Alexis. – sama nie wiem, dlaczego wkręciłam go do tej rozmowy. Chciałam jej powiedzieć o jego rzekomym zauroczeniu jej osobą, ale nie wiedziałam jak może na to zareagować. Z drugiej jednak strony miała prawo wiedzieć, sama chciałabym gdybym była na jej miejscu.
- Co Alexis? – spojrzała na mnie znad kubka Her baty. To jej nie ogarnięcie idealnie odzwierciadlało chilijskiego piłkarza. Byli identyczni, dlatego miałam wrażenie, że mogliby stworzyć związek idealny.
- Pstro. – puściłam jej oczko. Nie miałam się kogo poradzić. Sofia poszła spać, Marc szarżował po Chinach z resztą pijackiej zgrai, która tylko i wyłącznie oficjalnie była w tourne. Bardziej ogarnięci w temacie wiedzieli dobrze, że wódka lała się strumieniami, a play station działała przez 24h/dobę. Czy to nie powtórka z rozrywki?
Patricia poszła spać cała w skowronkach. Machnęłam ręką na jej odchyły i postanowiłam porozmawiać z nią gdy dojdzie do porządku ze swoim mózgiem. Oznaczało to odłożenie tej sprawy na bardzo, bardzo długo. Jednak próbowałam. I to jak.

Tydzień minął mi na bieganiu z pracy do mieszkania, później joggingu z Niną, która całkowicie zaaprobowała moje towarzystwo i zakupach z Pat w wolnym czasie. Sofia odwoływała się na problem z żołądkiem, co miało być oficjalną przyczyną tego, że nie towarzyszyła klubowi w wyjeździe na Daleki Wschód. Faktem było jednak to, że posprzeczała się z Sandro o jakąś bzdetę i nie chciała go widzieć. No przynajmniej nie przez tydzień.
Patricia pochłonięta była przygotowaniami do przyjęcia dla chłopców z okazji ich powrotu do ojczyzny. Miała z tym niezły polot, nie liczyła się z kosztami, a moje trzeźwe spojrzenie nanosiło poprawki na jej dziwne pomysły, jak np. łabędzie pływające w basenie Marc’a.
Już wprost nie mogłam doczekać się spotkania z piłkarzem. Odliczałam godziny i minuty, aż wreszcie będę mogła rzucić mu się na szyję. Kiedy wreszcie ujrzałam ochroniarzy, którzy prowadzili piłkarz przez wyjście lotniska moje serce poskoczyło do góry. Marc wyglądał jeszcze lepiej, a jego uśmiech wydawał mi się jeszcze szerszy i szczerszy. Szukał mnie wzrokiem, bo odpowiednio wcześniej dałam mu znać, że skoczę po niego na lotnisko i kiedy wreszcie nasze spojrzenia się zetknęły miałam jego uśmiech tylko i wyłącznie dla siebie. Nie robiliśmy ceregieli z naszego powitania. Pocałowałam go w policzek i razem z ciągnącym za sobą wielką walizkę (oraz Alexisem, który chciał podwózkę) Marc’iem wsiedliśmy do jego samochodu. Kilku paparazzi zdążyło nam zrobić zdjęcia, ale zbytnio nas to nie obeszło.
- Jak lot? – zapytałam w trakcie jazdy. – Jesteście zmęczeni?
- Stęsknieni. – poprawił mnie od razu Marc i złapał mnie za rękę, którą pocałował.
- Trzeba było mi powiedzieć, że chcecie tutaj się na siebie rzucić, to nie wepchałbym się wam do auta. – zaśmiał się Chilijczyk.
- Nikt się na nikogo nie rzuca, słońce. – posłałam mu uśmiech w lusterku. – Poza tym z chęcią Cię podwiozę do domu i osobiście zaproszę na imprezę, którą organizuje Pat.
- Jaką imprezę? – dopytywał chłopak.
- Z okazji waszego szczęśliwego powrotu. – odpowiedziałam od razu. – To chyba logiczne.
- Nie mów takiego słowa przy moim przyjacielu. – zaśmiał się Marc. – Chyba przed imprezą będę musiał trochę się przespać, bo szczerze powiedziawszy to nie będę później w stanie się bawić.
- Kac? – spojrzałam na niego spod byka.
- Kac morderca. – odpowiedzieli chórem z Alexisem.
- W takim razie prześpisz się u mnie. Taki mały szczegół… - złapałam go ponownie za rękę. - …impreza jest u Ciebie w domu. – reakcja chłopaków była nie do opisania. Alexis śmiał się w niebogłosy, o mało nie dławiąc się własną śliną, Marc natomiast pobladł z wrażenia. Nie lubił imprez organizowanych u siebie, ale niestety posiadałam tylko klucze do jego domu, więc przyjęcie chcąc nie chcąc musiało się tam odbyć.
Odwiozłam Alexisa do jego domu na obrzeżach i skierowałam się do centrum do mieszkania Sof. Nikogo nie było w środku, więc mogłam położyć chłopaka w swoim łóżku, bez zbędnych tłumaczeń.
- Tęskniłem za Tobą. – odgarnął kosmyk włosów z mojego policzka, poczym jeszcze bliżej mnie do siebie przyciągnął. Czekałam na jego pocałunek przez pięć długich dni, więc kiedy wreszcie to uczynił, ugięły mi się kolana.
- Ja za Tobą też. – naciągnęłam na niego kołdrę i siedząc na kraju łóżka trzymałam go za rękę. – Odpoczywaj. Potrzebujesz czegoś? Może jesteś głodny?
- Chcę Ciebie. – odpowiedział stanowczo. – Zostań, proszę. – położyłam się obok niego i wtuliłam w jego ramię. Znów czułam się bezpiecznie.
- Wziąć Ci coś z domu? Pat dzwoniła już do mnie kilka razy i mam jej w czymś pomóc.
- Jakieś ciuchy na wieczór. – pogłaskał mnie po policzku. Nie chciałam go opuszczać, ale obiecałam Patricii, która zaczynała sobie rwać włosy z głowy. Pocałowałam go delikatnie i kiedy upewniłam się, że niczego mu nie brakuje, wyszłam.
To co zastałam w domu Marca wywołało u mnie napad histerycznego śmiechu. Wypiłam duszkiem drinka, którego podała mi przyjaciółka i pobladłam z wrażenia.
- Skąd wzięłaś to wszystko? – jęknęłam przyglądając się zielonym lianą, które oplatały każdy możliwy centymetr pokoju.
-  Mam swoje kontakty. – puściła mi oczko.
- Czy Ty aby nie przesadzasz? To miało być małe przyjęcie. – odłożyłam kieliszek na stolik i rozejrzałam się dookoła. – Brakuje tylko striptizerów! – powiedziałam zbulwersowana.
- Kochanie, aż tak nie będziemy szaleć. Mamy kolorowe drinki, które będzie serwować niezawodny Apo, catering ze świetnej knajpy w centrum, skoczną muzykę i mnóstwo ludzi potwierdziło swoje przyjście.
- Pat… - złapałam ją za ramiona, kiedy zaczęła paplać bez opamiętania. – Weź głęboki wdech i wydech. To nie impreza dla papieża, tylko zwykła posiadówka ze znajomymi, jasne? – dziewczyna kiwnęła niepewnie głową. – Odwołaj co się da.
- Nie mogę! Wszystko jest opłacone i nikt nie zgodzi się na zwroty. – pod moje nogi skoczyła Nina, która o mało nie wywołała u mnie zawału serca. Na serio przestraszyłam się, że to jakieś zwierze wynajęte przez moją niesforną przyjaciółkę. Wzięłam psiaka na ręce i usiadłam na kanapie.
- To w czym mam Ci pomóc? – spytałam kiedy wreszcie miała moment, żeby zaszczycić mnie odpowiedzią dłuższą niż tylko: tak, nie, bo tak.
- Dogadasz się z Apo i powiesz gdzie ma się rozkładać z mini barem. Będzie tutaj… - spojrzała na zegarek na ręku. - …za kwadrans.
Westchnęłam zrezygnowana i opadłam z powrotem na kanapę. O wiele bardziej wolałam być w łóżku ze swoim chłopakiem, niż pomagać jej w organizacji „wydarzenia roku”. Towarzystwa dotrzymywała mi Nina, która również tęskniła za Marc’iem.
Kiedy Apolinar wreszcie pojawił się w domu Bartry pobladł z wrażenia, niczym ja wcześniej. Później zaczął się śmiać, a na końcu z niedowierzaniem pytać jak to możliwe, że to wszystko nie „pierdyknęło”.
- Marc ma bar w salonie, ale trzeba go odpowiednio ustawić. – pociągnęłam kolegę z pracy za rękaw. Pomogłam mu wypakować z kartonów setki butelek, które znając życie miały zostać opróżnione w trybie natychmiastowym, zaraz po pojawieniu się chłopaków z drużyny. Przetarłam bar, ustawiłam kieliszki i z uśmiechem na twarzy pociągnęłam Ninę na schody. W między czasie wrzuciłam jakieś ciuchy piłkarza to podręcznej torby i byłam gotowa do wyjścia.
Miałam mały problem ze złapaniem taksówki, bo dom Marc’a położony był z dala od ruchliwej ulicy. Musiałam przejść z psem kilka przecznic, a po drodze dziękowałam Bogu, że chłopak mieszka w spokojnej dzielnicy.
W mieszkaniu ciotki Sof było całkowicie ciemno. Po zapaleniu światła odpięłam Ninę ze smyczy i najciszej jak się dało weszłam do swojego pokoju. Marc spał jak zabity. Nie miałam serca go budzić, bo przecież nie musieliśmy być punktualnie na imprezie organizowaną przez Pat. Wystarczy, że przyjaciółka zorganizowała balangę bez zgody Barty w jego domu, co moim zdaniem było lekkim przegięciem. Ale kto odważyłby się sprzeciwić panience Camarillo? No właśnie: nikt.
Chciałam być cicho. Nie trzaskałam drzwiami, szafkami, a mimo to po niedługim czasie w kuchni pojawił się piłkarz.
- Obudziłam Cię? – spojrzałam na niego zaskoczona.
- Nina wskoczyła na łóżko. – zaśmiał się i objął mnie w pasie. Wyglądał cudownie. Jego rozczochrane włosy, zaspane oczy i chrypka, wszystko było idealne.
- Przyniosłam Ci coś do ubrania, ale w sumie nie wiem czy trafiłam w twój gust. A… i jeszcze jedno. – musiałam zrobić chwilę przerwy, by kontynuować. – To co zobaczysz u siebie w domu… nie było moim pomysłem.
Chłopak momentalnie się obudził i spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem.
- Co mam zobaczyć?
- To był pomysł Particii. Jak weszłam to wszystko było już gotowe. – pogłaskałam go po policzku. Dobrze wiedziałam, że lepiej powiedzieć mu zawczasu, niż widzieć jak umiera na zawał na imprezie. – Ale gwarantuję Ci, że Pat wszystko własnoręcznie posprząta.
- Jest źle? – zmrużył oczy. Zaśmiałam się, co uznał za dostateczną odpowiedź. Oparł głowę o moje ramię i jeszcze mocniej się we mnie wtulił, a jako że był dużo wyższy ode mnie, musiał się znacznie wygiąć, co potęgowało jego naburmuszenie.
Chciałam jakoś poprawić mu humor. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to własnoręcznie zrobiona gorąca czekolada, która kiedyś robiła mi mama. Minęło sporo czasu nim składniki się połączyły, ale zdecydowanie było warto czekać.
- Uwielbiam Cię. – Marc posadził mnie na swoich kolanach i musnął delikatnie w usta. – Musimy tam iść? Tak strasznie mi się nie chce. – westchnął wprost do mojego ucha.
- Pomyśl na to z innej strony: jeżeli tu zostaniemy, to będziemy musieli pomieścić się w trójkę w jednym łóżku z Patricią.  Ciotka Sofia zrobi nam rano pobudkę swoją suszarką, a tak… to w Twoim wielkim łóżku… nasza dwójka może się… zgubić. – zaśmiałam się pod nosem.
- Zgubić? Niedoczekanie Twoje. – uśmiechnął się szeroko. – Ale masz rację. Twój argument mi całkowicie wystarczy.
Aby wyrobić się w miarę o rozsądnej porze, musieliśmy zacząć się zbierać. Chcąc, nie chcąc. Kiedy Marc brał prysznic, ja zajęłam się makijażem, który obejmował jedynie zrobienie kreski na powiece, przejechaniem rzęs tuszem i pomalowaniu ust na czerwono. Włosy rozpuściłam i delikatnie podkręciłam na lokówce, żeby dodać im objętości. Założyłam małą czarną, która idealnie opięła moje ciało i beżowe szpilki. Na wierzch zarzuciłam szale poletko i do ręki wzięłam kopertówkę. Oczywiście mogłam się tego spodziewać, że Marc będzie wyglądać obłędnie. Czarna dopasowana koszulka, szare spodnie i czerwone trampki wyglądały na nim świetnie. Niby minimalizm, a mogłabym pożreć go na dzień dobry.
Bałam się reakcji chłopaka na to co działo się u niego w domu. Kiedy taksówka zatrzymała się tuż pod bramą wejściową, okręciłam się na pięcie i chciałam uciekać, ale Marc złapał mnie w odpowiednim momencie. Musiałam zmierzyć się z kreatywnością Patricii. O więcej gustu posądziłabym hipopotama, ale to była w końcu moja najlepsza przyjaciółka i rodzina. Zacisnęłam zęby i otworzyłam wejściowe drzwi.


************************************************* 

Hej! Wesołych Świąt moi drodzy!!!
Wszystkiego, wszystkiego, wszystkiego najlepszego!
Dużo zdrowia, szczęścia i miłości.
Dużo pysznego jedzenia i wylegiwania się do upadłego!
Masy prezentów i uśmiechu na twarzy :-)
Pozdrawiam i ściskam Was! Do kolejnego rozdziału :*
PS: zapraszam na mój drugi blog :-)

5 komentarzy:

  1. "O więcej gustu posądziłabym hipopotama..." hahahah, wygrałaś tym wszystko! Świetny odcinek, zabawny, lekki, idealny na święta. A propos świąt, to życzę Ci szczęścia, zdrowia, radości, uśmiechu (jak najwięcej), żadnych łez (oprócz tych szczęścia) i tyyyyyyyyyyyle weny (chociaż, jak widze, o to nie ma co się martwić :d)
    Gorąco pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że Marc nie padnie na zawał kiedy zobaczy jak pięknie ma "ozdobiony" dom. Chciałabym zobaczyć jak Pat sprząta później ten burdel :D
    Kochana, zazdroszczę Ci tych pomysłów, sama bym chyba nigdy na to nie wpadła :P
    Pozdrawiam, oraz zapraszam do siebie na nowość:
    http://betweenourhearts.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. jak mogłas w takim momencie przerwać! Biedny Marc zejdzie nam tu na zawał! Przez nieokiełznaną Patricię xD
    impreza za imprezą widzę :D
    Tobie też Wesołych Świąt życzę <3

    OdpowiedzUsuń