Patricia
siedziała w kuchni z wyraźnie zadowoloną miną. Oparłam się o futrynę drzwi i
obserwowałam jej poczynania. Próbowała posłodzić herbatę, ale zamyślenie wzięło
nad nią górę i posłodziła ją o sześć łyżeczek za dużo. Zaśmiałam się pod nosem,
na co zareagowała wzburzeniem, by po chwili śmiać się w najlepsze.
- Musimy chyba
pogadać. – westchnęłam i usiadłam naprzeciwko niej, za wyspą kuchenną. Nalałam
sobie soku do szklanki i spojrzałam na zaciekawioną przyjaciółkę. – Więc jak
tam Apo?
- Zaprosił
mnie na mecz. Powiem Ci, że jestem w szoku, bo wydawało mi się, że leci na
Ciebie od pierwszego spotkania!
- No widzisz,
to chyba dobrze? – zmrużyłam oczy.
- W sumie to
nie wiem. – nerwowo zatrzepotała rzęsami. – Mam wrażenie, że to dzieje się zbyt
szybko. Zamieniłam z nim zaledwie kilka zdań, a on dwa dni później wpada z
propozycją wyjścia.
- Czemu to
zbyt mocno interpretujesz? Może Cię lubi i chce lepiej poznać? Nie wyszukuj w
tym niewiadomo czego.
- Kotku, znam
takich jak on. A raczej znałam i to wielu. Większość z nich chciała zaciągnąć
mnie do łóżka, a nie bawić się w randkowanie. – zawiesiła głos na moment. – No
może oprócz Marc’a, on jest wyjątkiem. Nigdy nie widziałam faceta, który tak
lata za dziewczyną.
- Życiowe
mądrości panny Patricii. – zaśmiałam się. Faktycznie miała rację. Nikt
wcześniej tak o mnie nie zabiegał i dlatego tak bardzo wpadłam po uszy w
relacji z piłkarzem. Tęskniłam za nim każdą komórką ciała, a rozłąka którą
zaserwował nam klub tuż po tym jak się zeszliśmy była nie do wybaczenia.
- A no, ja
zawsze mówię same mądrości.
- Niczym
Alexis. – sama nie wiem, dlaczego wkręciłam go do tej rozmowy. Chciałam jej
powiedzieć o jego rzekomym zauroczeniu jej osobą, ale nie wiedziałam jak może
na to zareagować. Z drugiej jednak strony miała prawo wiedzieć, sama chciałabym
gdybym była na jej miejscu.
- Co Alexis? –
spojrzała na mnie znad kubka Her baty. To jej nie ogarnięcie idealnie
odzwierciadlało chilijskiego piłkarza. Byli identyczni, dlatego miałam
wrażenie, że mogliby stworzyć związek idealny.
- Pstro. –
puściłam jej oczko. Nie miałam się kogo poradzić. Sofia poszła spać, Marc
szarżował po Chinach z resztą pijackiej zgrai, która tylko i wyłącznie
oficjalnie była w tourne. Bardziej ogarnięci w temacie wiedzieli dobrze, że
wódka lała się strumieniami, a play station działała przez 24h/dobę. Czy to nie
powtórka z rozrywki?
Patricia
poszła spać cała w skowronkach. Machnęłam ręką na jej odchyły i postanowiłam
porozmawiać z nią gdy dojdzie do porządku ze swoim mózgiem. Oznaczało to
odłożenie tej sprawy na bardzo, bardzo długo. Jednak próbowałam. I to jak.
Tydzień minął
mi na bieganiu z pracy do mieszkania, później joggingu z Niną, która całkowicie
zaaprobowała moje towarzystwo i zakupach z Pat w wolnym czasie. Sofia
odwoływała się na problem z żołądkiem, co miało być oficjalną przyczyną tego,
że nie towarzyszyła klubowi w wyjeździe na Daleki Wschód. Faktem było jednak
to, że posprzeczała się z Sandro o jakąś bzdetę i nie chciała go widzieć. No
przynajmniej nie przez tydzień.
Patricia
pochłonięta była przygotowaniami do przyjęcia dla chłopców z okazji ich powrotu
do ojczyzny. Miała z tym niezły polot, nie liczyła się z kosztami, a moje
trzeźwe spojrzenie nanosiło poprawki na jej dziwne pomysły, jak np. łabędzie
pływające w basenie Marc’a.
Już wprost nie
mogłam doczekać się spotkania z piłkarzem. Odliczałam godziny i minuty, aż
wreszcie będę mogła rzucić mu się na szyję. Kiedy wreszcie ujrzałam
ochroniarzy, którzy prowadzili piłkarz przez wyjście lotniska moje serce
poskoczyło do góry. Marc wyglądał jeszcze lepiej, a jego uśmiech wydawał mi się
jeszcze szerszy i szczerszy. Szukał mnie wzrokiem, bo odpowiednio wcześniej
dałam mu znać, że skoczę po niego na lotnisko i kiedy wreszcie nasze spojrzenia
się zetknęły miałam jego uśmiech tylko i wyłącznie dla siebie. Nie robiliśmy
ceregieli z naszego powitania. Pocałowałam go w policzek i razem z ciągnącym za
sobą wielką walizkę (oraz Alexisem, który chciał podwózkę) Marc’iem wsiedliśmy
do jego samochodu. Kilku paparazzi zdążyło nam zrobić zdjęcia, ale zbytnio nas
to nie obeszło.
- Jak lot? –
zapytałam w trakcie jazdy. – Jesteście zmęczeni?
- Stęsknieni.
– poprawił mnie od razu Marc i złapał mnie za rękę, którą pocałował.
- Trzeba było
mi powiedzieć, że chcecie tutaj się na siebie rzucić, to nie wepchałbym się wam
do auta. – zaśmiał się Chilijczyk.
- Nikt się na
nikogo nie rzuca, słońce. – posłałam mu uśmiech w lusterku. – Poza tym z chęcią
Cię podwiozę do domu i osobiście zaproszę na imprezę, którą organizuje Pat.
- Jaką
imprezę? – dopytywał chłopak.
- Z okazji
waszego szczęśliwego powrotu. – odpowiedziałam od razu. – To chyba logiczne.
- Nie mów
takiego słowa przy moim przyjacielu. – zaśmiał się Marc. – Chyba przed imprezą
będę musiał trochę się przespać, bo szczerze powiedziawszy to nie będę później
w stanie się bawić.
- Kac? –
spojrzałam na niego spod byka.
- Kac
morderca. – odpowiedzieli chórem z Alexisem.
- W takim
razie prześpisz się u mnie. Taki mały szczegół… - złapałam go ponownie za rękę.
- …impreza jest u Ciebie w domu. – reakcja chłopaków była nie do opisania. Alexis
śmiał się w niebogłosy, o mało nie dławiąc się własną śliną, Marc natomiast
pobladł z wrażenia. Nie lubił imprez organizowanych u siebie, ale niestety
posiadałam tylko klucze do jego domu, więc przyjęcie chcąc nie chcąc musiało
się tam odbyć.
Odwiozłam
Alexisa do jego domu na obrzeżach i skierowałam się do centrum do mieszkania
Sof. Nikogo nie było w środku, więc mogłam położyć chłopaka w swoim łóżku, bez
zbędnych tłumaczeń.
- Tęskniłem za
Tobą. – odgarnął kosmyk włosów z mojego policzka, poczym jeszcze bliżej mnie do
siebie przyciągnął. Czekałam na jego pocałunek przez pięć długich dni, więc
kiedy wreszcie to uczynił, ugięły mi się kolana.
- Ja za Tobą
też. – naciągnęłam na niego kołdrę i siedząc na kraju łóżka trzymałam go za
rękę. – Odpoczywaj. Potrzebujesz czegoś? Może jesteś głodny?
- Chcę Ciebie.
– odpowiedział stanowczo. – Zostań, proszę. – położyłam się obok niego i
wtuliłam w jego ramię. Znów czułam się bezpiecznie.
- Wziąć Ci coś
z domu? Pat dzwoniła już do mnie kilka razy i mam jej w czymś pomóc.
- Jakieś
ciuchy na wieczór. – pogłaskał mnie po policzku. Nie chciałam go opuszczać, ale
obiecałam Patricii, która zaczynała sobie rwać włosy z głowy. Pocałowałam go
delikatnie i kiedy upewniłam się, że niczego mu nie brakuje, wyszłam.
To co zastałam
w domu Marca wywołało u mnie napad histerycznego śmiechu. Wypiłam duszkiem
drinka, którego podała mi przyjaciółka i pobladłam z wrażenia.
- Skąd wzięłaś
to wszystko? – jęknęłam przyglądając się zielonym lianą, które oplatały każdy
możliwy centymetr pokoju.
- Mam swoje kontakty. – puściła mi oczko.
- Czy Ty aby
nie przesadzasz? To miało być małe przyjęcie. – odłożyłam kieliszek na stolik i
rozejrzałam się dookoła. – Brakuje tylko striptizerów! – powiedziałam
zbulwersowana.
- Kochanie, aż
tak nie będziemy szaleć. Mamy kolorowe drinki, które będzie serwować niezawodny
Apo, catering ze świetnej knajpy w centrum, skoczną muzykę i mnóstwo ludzi
potwierdziło swoje przyjście.
- Pat… -
złapałam ją za ramiona, kiedy zaczęła paplać bez opamiętania. – Weź głęboki
wdech i wydech. To nie impreza dla papieża, tylko zwykła posiadówka ze
znajomymi, jasne? – dziewczyna kiwnęła niepewnie głową. – Odwołaj co się da.
- Nie mogę!
Wszystko jest opłacone i nikt nie zgodzi się na zwroty. – pod moje nogi
skoczyła Nina, która o mało nie wywołała u mnie zawału serca. Na serio
przestraszyłam się, że to jakieś zwierze wynajęte przez moją niesforną
przyjaciółkę. Wzięłam psiaka na ręce i usiadłam na kanapie.
- To w czym
mam Ci pomóc? – spytałam kiedy wreszcie miała moment, żeby zaszczycić mnie
odpowiedzią dłuższą niż tylko: tak, nie, bo tak.
- Dogadasz się
z Apo i powiesz gdzie ma się rozkładać z mini barem. Będzie tutaj… - spojrzała
na zegarek na ręku. - …za kwadrans.
Westchnęłam
zrezygnowana i opadłam z powrotem na kanapę. O wiele bardziej wolałam być w
łóżku ze swoim chłopakiem, niż pomagać jej w organizacji „wydarzenia roku”.
Towarzystwa dotrzymywała mi Nina, która również tęskniła za Marc’iem.
Kiedy Apolinar
wreszcie pojawił się w domu Bartry pobladł z wrażenia, niczym ja wcześniej.
Później zaczął się śmiać, a na końcu z niedowierzaniem pytać jak to możliwe, że
to wszystko nie „pierdyknęło”.
- Marc ma bar
w salonie, ale trzeba go odpowiednio ustawić. – pociągnęłam kolegę z pracy za
rękaw. Pomogłam mu wypakować z kartonów setki butelek, które znając życie miały
zostać opróżnione w trybie natychmiastowym, zaraz po pojawieniu się chłopaków z
drużyny. Przetarłam bar, ustawiłam kieliszki i z uśmiechem na twarzy
pociągnęłam Ninę na schody. W między czasie wrzuciłam jakieś ciuchy piłkarza to
podręcznej torby i byłam gotowa do wyjścia.
Miałam mały
problem ze złapaniem taksówki, bo dom Marc’a położony był z dala od ruchliwej
ulicy. Musiałam przejść z psem kilka przecznic, a po drodze dziękowałam Bogu,
że chłopak mieszka w spokojnej dzielnicy.
W mieszkaniu
ciotki Sof było całkowicie ciemno. Po zapaleniu światła odpięłam Ninę ze smyczy
i najciszej jak się dało weszłam do swojego pokoju. Marc spał jak zabity. Nie
miałam serca go budzić, bo przecież nie musieliśmy być punktualnie na imprezie
organizowaną przez Pat. Wystarczy, że przyjaciółka zorganizowała balangę bez
zgody Barty w jego domu, co moim zdaniem było lekkim przegięciem. Ale kto
odważyłby się sprzeciwić panience Camarillo? No właśnie: nikt.
Chciałam być
cicho. Nie trzaskałam drzwiami, szafkami, a mimo to po niedługim czasie w
kuchni pojawił się piłkarz.
- Obudziłam
Cię? – spojrzałam na niego zaskoczona.
- Nina
wskoczyła na łóżko. – zaśmiał się i objął mnie w pasie. Wyglądał cudownie. Jego
rozczochrane włosy, zaspane oczy i chrypka, wszystko było idealne.
- Przyniosłam
Ci coś do ubrania, ale w sumie nie wiem czy trafiłam w twój gust. A… i jeszcze
jedno. – musiałam zrobić chwilę przerwy, by kontynuować. – To co zobaczysz u
siebie w domu… nie było moim pomysłem.
Chłopak
momentalnie się obudził i spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem.
- Co mam
zobaczyć?
- To był
pomysł Particii. Jak weszłam to wszystko było już gotowe. – pogłaskałam go po
policzku. Dobrze wiedziałam, że lepiej powiedzieć mu zawczasu, niż widzieć jak
umiera na zawał na imprezie. – Ale gwarantuję Ci, że Pat wszystko własnoręcznie
posprząta.
- Jest źle? –
zmrużył oczy. Zaśmiałam się, co uznał za dostateczną odpowiedź. Oparł głowę o
moje ramię i jeszcze mocniej się we mnie wtulił, a jako że był dużo wyższy ode
mnie, musiał się znacznie wygiąć, co potęgowało jego naburmuszenie.
Chciałam jakoś
poprawić mu humor. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to własnoręcznie zrobiona
gorąca czekolada, która kiedyś robiła mi mama. Minęło sporo czasu nim składniki
się połączyły, ale zdecydowanie było warto czekać.
- Uwielbiam
Cię. – Marc posadził mnie na swoich kolanach i musnął delikatnie w usta. –
Musimy tam iść? Tak strasznie mi się nie chce. – westchnął wprost do mojego
ucha.
- Pomyśl na to
z innej strony: jeżeli tu zostaniemy, to będziemy musieli pomieścić się w
trójkę w jednym łóżku z Patricią. Ciotka
Sofia zrobi nam rano pobudkę swoją suszarką, a tak… to w Twoim wielkim łóżku…
nasza dwójka może się… zgubić. – zaśmiałam się pod nosem.
- Zgubić?
Niedoczekanie Twoje. – uśmiechnął się szeroko. – Ale masz rację. Twój argument
mi całkowicie wystarczy.
Aby wyrobić
się w miarę o rozsądnej porze, musieliśmy zacząć się zbierać. Chcąc, nie chcąc.
Kiedy Marc brał prysznic, ja zajęłam się makijażem, który obejmował jedynie
zrobienie kreski na powiece, przejechaniem rzęs tuszem i pomalowaniu ust na
czerwono. Włosy rozpuściłam i delikatnie podkręciłam na lokówce, żeby dodać im
objętości. Założyłam małą czarną, która idealnie opięła moje ciało i beżowe
szpilki. Na wierzch zarzuciłam szale poletko i do ręki wzięłam kopertówkę.
Oczywiście mogłam się tego spodziewać, że Marc będzie wyglądać obłędnie. Czarna
dopasowana koszulka, szare spodnie i czerwone trampki wyglądały na nim
świetnie. Niby minimalizm, a mogłabym pożreć go na dzień dobry.
Bałam się
reakcji chłopaka na to co działo się u niego w domu. Kiedy taksówka zatrzymała
się tuż pod bramą wejściową, okręciłam się na pięcie i chciałam uciekać, ale
Marc złapał mnie w odpowiednim momencie. Musiałam zmierzyć się z kreatywnością
Patricii. O więcej gustu posądziłabym hipopotama, ale to była w końcu moja
najlepsza przyjaciółka i rodzina. Zacisnęłam zęby i otworzyłam wejściowe drzwi.
*************************************************
Hej! Wesołych Świąt
moi drodzy!!!
Wszystkiego,
wszystkiego, wszystkiego najlepszego!
Dużo zdrowia,
szczęścia i miłości.
Dużo pysznego
jedzenia i wylegiwania się do upadłego!
Masy prezentów i
uśmiechu na twarzy :-)
Pozdrawiam i ściskam
Was! Do kolejnego rozdziału :*
PS: zapraszam na mój drugi blog :-)
Wesołych Świąt :)
OdpowiedzUsuń"O więcej gustu posądziłabym hipopotama..." hahahah, wygrałaś tym wszystko! Świetny odcinek, zabawny, lekki, idealny na święta. A propos świąt, to życzę Ci szczęścia, zdrowia, radości, uśmiechu (jak najwięcej), żadnych łez (oprócz tych szczęścia) i tyyyyyyyyyyyle weny (chociaż, jak widze, o to nie ma co się martwić :d)
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam <3
żebyś nie wykrakała z tą weną! :P
UsuńMam nadzieję, że Marc nie padnie na zawał kiedy zobaczy jak pięknie ma "ozdobiony" dom. Chciałabym zobaczyć jak Pat sprząta później ten burdel :D
OdpowiedzUsuńKochana, zazdroszczę Ci tych pomysłów, sama bym chyba nigdy na to nie wpadła :P
Pozdrawiam, oraz zapraszam do siebie na nowość:
http://betweenourhearts.blogspot.com/
jak mogłas w takim momencie przerwać! Biedny Marc zejdzie nam tu na zawał! Przez nieokiełznaną Patricię xD
OdpowiedzUsuńimpreza za imprezą widzę :D
Tobie też Wesołych Świąt życzę <3