29.08.2013

Chapter 5


Na całe szczęście nie trzymałam niczego w dłoniach co mogłoby upaść i roztrzaskać się na milion małych kawałeczków. Upadła mi jedynie ścierka, którą wycierałam bar, co wybiło mnie z rytmu pracy.
Marc opierał się dłońmi o bar i przyglądał mi się uważnie, czekając na to, aż go zauważę. Przecież zauważyłam go od razu! Jak mogłabym tego nie zrobić? Jego nie da się nie zauważać. To niewykonalne.
- Pracujesz tu? – zwrócił się do mnie ponownie. Kiwnęłam głową i podniosłam ścierkę. Czułam, że piłkarz podąża za każdym moim ruchem i to naprawdę mnie dezorientowało. Byłam zażenowana, ponieważ doskonale zdawałam sobie sprawę, że zeszłej nocy zaszło pomiędzy nami do czegoś czego chciałam, ale nie będąc pod wpływem "niespodzianki" Thiago. Gdyby do tego doszło w normalnych warunkach, to prawdopodobnie nie miałabym niczego przeciw, ale w takim przypadku czułam się jedynie zawstydzona.
- Dziś jest mój pierwszy dzień. – odpowiedziałam po chwili. Apolinar obserwował nas z wyraźnym zaciekawieniem. Był przyzwyczajony do widoku piłkarzy, ale nie spodziewał się, że mogłam ich znać osobiście. Cóż, w zasadzie to mógł się domyślić, skoro po raz pierwszy spotkał mnie na imprezie branżowej klubu, którą zorganizował prezes Sandro Rosell. – Podać Ci coś? – spytałam.
- Może usiądziesz z nami przy stoliku? – podążyłam wzrokiem w kierunku stolika przy którym siedział Alexis, Thiago, Sergi i jeszcze ktoś. Odmachałam Chilijczykowi co zaciekawiło jego kolegów.
- Jestem w pracy. – spojrzałam na Apo. Sprzątał bar z wyraźnym skupieniem na twarzy i próbował nie podsłuchiwać, ale widać było, że był po prostu ciekaw o co może chodzić Bartrze.
Marc uśmiechnął się i wrócił do swojego stolika. Jak na złość siedział w takim miejscu, że mógł bez trudu mnie obserwować. Było to krępujące, ale widać jemu to nie przeszkadzało.
- Chłopcy z tamtego stolika domagają się Florence. – westchnęła Lola siadając na stołku po drugiej stronie baru.
- Jestem tutaj od dwóch godzin i to chyba zły pomysł. – spojrzałam na nią błagalnie. Rudowłosa kiwnęła jedynie głową i wróciła do Alexisa&spółki.
Podczas gdy Apo zdradzał mi tajniki działania ekspresu do kawy, piłkarze świetnie się bawili. Jedli kolację, pili drinki i nic nie wskazywało na to, by kiedykolwiek zamierzali opuszczać knajpę „Estrella”.
- Ok, Florence. – usłyszałam za sobą głos Louisa. – Wiesz już mniej więcej na czym będzie polegać Twoja praca, poznałaś załogę, więc na dziś to byłoby wszystko. Przyjdź jutro na godzinę 11:00. O 12:00 otwieramy knajpę. – kiwnęłam głową i zajęłam się rozwiązywaniem fartucha.
- Odwieźć Cię do domu? – spytał Apo, który wszedł za mną na zaplecze. – Dochodzi 22:00 i nie powinnaś sama spacerować po Barcelonie.
- Dzięki, ale jestem samochodem. – pomachałam mu kluczykami. Apolinar uśmiechnął się i wrócił za bar. Pożegnałam się z dziewczynami i wyszłam na zewnątrz. Było już ciemno i chłodno. Na szczęście miałam kilka kroków do samochodu cioci i mogłam wrócić do jej mieszkania.
- Flo! – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się na pięcie z myślą, że woła mnie Louis i ujrzałam biegnącego w moją stronę Marc’a. – Zaczekaj!
Spojrzałam na niego zaskoczona i odwróciłam się z powrotem w stronę auta. Odblokowałam go dzięki autopilotowi i otworzyłam drzwi od strony kierowcy.
- Stało się coś? – zatrzymałam się na chwilę. Marc zamknął z powrotem drzwi i oparł dłoń o samochód.
- Umówisz się ze mną? – nie wiedziałam jak mam zareagować na jego słowa. Zaśmiałam się pod nosem i ponownie otworzyłam drzwi od samochodu. – Kawa? Cokolwiek? Kiedy chcesz?
- Nie rozumiem o co Ci chodzi. – westchnęłam. – Wracaj do chłopaków do środka.
- To tylko kawa. Nic więcej. – ponownie zatrzasnął drzwi. – Nie daj się prosić. Wczoraj złapaliśmy ze sobą świetny kontakt i chyba sama to doskonale zauważyłaś.
- Przez większość nocy byłam na haju. – zauważyłam od razu. – W innych okolicznościach…
- …nie dałabyś się pocałować? – dokończył za mnie.
Westchnęłam głośno i ponownie próbowałam dostać się do samochodu. Usiadłam na miejscu kierowcy i opuściłam szybę.
- Czego oczekujesz? – spytałam po chwili.
- Spotkania, rozmowy. Przecież pijasz kawę? Spotykasz się z ludźmi? Prawda? – pokręciłam głową na znak, że kończy mi się cierpliwość. – Jutro?
- Jutro pracuję.
- Daj mi swój numer. – zaśmiałam się pod nosem i uruchomiłam samochód. Włączyłam wsteczny i powoli wyjechałam na ulicę. Widziałam w lusterku piłkarza, który nie mógł zrozumieć jak mogłam tak po prostu odjechać. Był pewny, że rzucę mu się na szyję, zacałuję i będę go wielbić za to, że do mnie podszedł. Niedoczekanie!
W mieszkaniu opowiedziałam o wszystkim Pat, która nie kryła ekscytacji. Była chyba bardziej zachwycona Marc’iem, niż ja powinnam być. Sof skomentowała jego zachowanie tym, że nigdy nie widziała by tak biegał za dziewczyną. Uznałam to za komplement i poszłam wziąć prysznic.
Później opowiedziałam im o pierwszym dniu w pracy. O nalocie piłkarzy, wszystkich pracownikach, zapleczu i o tym, że bardzo mi się tam spodobało. Zasnęłam bardzo szybko, mimo, że rozmyślałam nad Marc’iem przez cały wieczór. Nie wiedziałam jak „ugryźć” tę sprawę. Stwierdziłam jednak, że wolę się porządnie wyspać, bo czekał mnie kolejny dzień pełen wrażeń.

*

Obudziłam się po ósmej, a raczej zostałam brutalnie obudzona przez Patricię, która z impetem skoczyła na łóżko. Nigdy bym nie przypuściła, że była takim rannym ptaszkiem. Może dlatego, że nie mieszkałam z nią wcześniej i widywałyśmy się jedynie na mieście. Kto wie co robiła w domowym zaciszu.
- Wieczór opowiedziałaś wersję dla ciotki Sof, a teraz proszę o jakieś pikantne szczegóły. – naciągnęłam na siebie kołdrę i jęknęłam, żeby dała mi święty spokój. – Dałaś mu ten numer czy nie?
- Nie. – odpowiedziałam stanowczo. – Niby po co? Chce mnie zaciągnąć do łóżka, bo na imprezie nie było ku temu okazji. Zbyt mocno nas pilnowałaś. – zaśmiałam się.
- Weź! Nawet tak nie mów! – uderzyła mnie pięścią w bok. – To był horror. Masz szczęście, że tego nie pamiętasz!
- Tak... wiem, wiem. Istna orgia, pijaństwo i szaleństwo.
- Marc zachowywał się poprawnie. Raz tylko Cię od niego odciągnęłam, ale to było wtedy jak Thiago pokiereszował sobie dupę na szklanym stoliku. Potem byłam nim zajęta, a jak wróciłam to szalałaś na mieście.
- Ale nie było takiej dwuznacznej sytuacji… no wiesz…?
- Nie, nie. To był zwykły pocałunek. Od kiedy Ty się tak tym przejmujesz? W Nowym Jorku byś się z tego śmiała i nie zadręczała, a tu?
- On jest naprawdę miły i to mnie właśnie przeraża. Wcześniej trafiałam na samych idiotów i nie chciałabym go do siebie zrazić.
- O, złotko… uwierz, nie zraziłaś. – poruszała znacząco brwiami. – A teraz wstawaj. Szykuj się do pracy! Jesteś w końcu moim sponsorem!
- Co?! Kim jestem? - powtórzyłam po niej.
- No co, jesteś moim sponsorem do czasu, aż nie znajdę pracy. – wyszczerzyła zęby za co uderzyłam ją z całej siły poduszką.
Założyłam czarny podkoszulek, szare dżinsy i granatowe trampki. Włosy upięłam i mogłam stwierdzić, że idealnie wpasowałam się w dress-code w „Estrella”. Tego właśnie wymagał Louis i nie zamierzałam robić tam jakieś kuchenno-odzieżowej rewolucji.
Sofia pojechała do pracy swoim samochodem, więc zabrałam się do knajpy razem z sąsiadem z piętra wyżej. Nie narzucałam mu się. To Louis wysłał mi sms z propozycją, którą z chęcią przyjęłam.
Założyłam czarny fartuch, który zawiązałam na biodrach i dołączyłam do Apolinara, który pomagał Alanowi kroić owoce na sałatkę.  Niedługo później dołączyła do nas Alicia, która skarżyła się na narastającą migrenę. Połknęła jakąś tabletkę i siedziała na stołku oparta obiema dłońmi o bar.
- Wychodzisz dziś na salę po zamówienia? – zwróciła się do mnie, kiedy pojawiłam się za barem.
- Tak. To będzie mój debiut i strasznie się tym stresuję. – odpowiedziałam odkładając serwetki na swoje miejsce.
- Nie przejmuj się. Na początku będziesz się czuć nieswojo, ale pod koniec dnia gwarantuję, że będziesz pracować jak maszyna. – uśmiechnęła się do mnie szeroko i zwróciła się do Apo. – Kto się dziś zajmuje lewą stroną sali? Martin i Lola?
- Martin wraca w poniedziałek. – odpowiedział szatyn. Chciałam go poznać, bo w sumie znałam już wszystkich oprócz właśnie niego. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Apo opisał go w kilku kluczowych słowach: pewny siebie, pracowity, lojalny, ale przesadnie perfekcyjny. Miałam to uznać za wadę czy zaletę?
Pracę zaczęłam dokładnie o 12:00, kiedy na mojej stronie sali pojawiła się miła starsza para. Usiedli w moim rewirze, więc od razu do nich podeszłam. Czułam, że reszta mnie bacznie obserwuje. Wiedziałam, że jeżeli nie dałabym sobie rady to oni pognaliby mi z pomocą. To było bardzo budujące i dodało mi otuchy. Nie rozlałam ani zupy, ani kawy, ani nawet nie zadrgała mi ręka. Byłam z siebie dumna i dostałam swój pierwszy w życiu napiwek!
Popołudnie przeleciało mi w szybkim tempie. Miałam wrażenie, że wszyscy goście skłaniają się bardziej do mojej strony sali, niż Loli. Ale nikt nie mógł narzekać na brak pracy. Kelnerki biegały tam i z powrotem, w tym wszystkim ja próbowałam się połapać w zamówieniach i również podbiegałam do baru. Apolinar za każdym razem kazał mi brać głęboki wdech i powoli wypuszczać powietrze z płuc. To mi bardzo pomagało.
- Zasłużyłaś na pochwałę. – zaśmiał się Apo po wyjściu ostatniego klienta. – Nie dałaś się porwać emocjom, byłaś miła i pracowita. Lou powinien być z siebie dumny, że Cię zatrudnił.
- Przestań mi już tak słodzić. – szturchnęłam go w bok. – Bo jeszcze Ci uwierzę. – puściłam mu oczko.
- Mamy już zamknięte. Proszę przyjść jutro. – swoje słowa Apolinar skierował do drzwi wejściowych.
- Ja do Florence. – usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się i ujrzałam Marc’a stojącego w wejściu. – Wiem od Pat, że skończyłaś pracę.
- Zgadza się. Zaraz jadę do domu. – zeskoczyłam z baru i weszłam na zaplecze by zdjąć fartuch. Złapałam torebkę i udałam się do wyjścia. – Gadałeś z Pat?
- Odwiedziłem ją razem z Alexisem. Od niej dowiedziałem się, że pracujesz do dziesiątej. – razem skierowaliśmy się do wyjścia. Pożegnałam się z współpracownikami i zamknęłam za nami drzwi.
- Jeżeli się z Tobą nie umówię będziesz mnie nachodzić w pracy? – syknęłam naburmuszona. – Tak nie można!
Podszedł bliżej i kiedy podniosłam wzrok by na niego spojrzeć, on złapał mnie za oba policzki i złożył na moich ustach krótki pocałunek. Nie odepchnęłam go od razu. Oddałam pocałunek, ale kiedy zorientowałam się, że sprawa wymyka się spod mojej kontroli, momentalnie go odepchnęłam.
- Ej! – odpowiedział mi jedynie uśmiechem. – Czego Ty oczekujesz?
- Jak już mówiłem. Chcę Cię zabrać na randkę. - uśmiechnął się zalotnie.
- To chodźmy od razu. – ruszyłam w stronę jego auta. – Na co czekasz? – zwróciłam się do niego, kiedy stałam obok samochodu i czekałam, aż odblokuje drzwi.
- To nie ten samochód. – zaśmiał się i wskazał na samochód dalej, czyli białe sportowe audi. Nie wiem dlaczego założyłam, że należy do niego czarne porsche cayenne. Kiedy zauważyłam, że wsiada do niego Apo uśmiechnęłam się do niego. Czyżby to auto odzwierciedlało jego osobowość? Miałam taki sam samochód w Stanach, ale rozbiłam go po miesiącu użytkowania. Najwidoczniej miałam do niego jakiś sentyment.
Wsiadłam do audi od strony pasażera i zapięłam pasy. Marc zawiózł nas na nieopodal znajdujący się plac zabaw. Po 22:00 raczej nie załapalibyśmy się na kolację w jakiejkolwiek restauracji w okolicy. Plac zabaw był przyjemną alternatywą i odskocznią od masy ludzi, z którymi miałam do czynienia przez cały dzień.
Usiadłam na jednej z huśtawek i delikatnie odepchnęłam się od ziemi.
- Więc co tak naprawdę robisz w Hiszpanii? – spytał siadając na huśtawce obok.
- Nie mówiłam? Przyjechałam do ciotki Sofii… ot, cała historia. – westchnęłam.
- I zatrudniłaś się u Louisa w „Estrella”. - próbował informacje złączyć w całość.
- Dokładnie tak. Znasz Lou?
- Jadamy u niego od czasu do czasu. Mamy blisko z Camp Nou. – odpowiedział. – A Pat? Od dawna się przyjaźnicie?
- Prawie całe życie. Poznałam ją w piaskownicy i od czasu kiedy zdzieliłam ją łopatą po głowie, trzymamy się razem. Niczym siostry.
- Masz rodzeństwo?
- Mam starszą siostrę, Martę. Niedawno wyszła za mąż.
Dokładnie w dniu jej ślubu wyleciałam z Nowego Jorku i zamknęłam za sobą dawne życie. Oczywiście pominęłam ten mały, ale jakże istotny szczegół.
- Ja mam brata bliźniaka. Ma na imię Eric. Mieszka w Madrycie. – nie mogłam uwierzyć w jego słowa. Podwójne szczęście? Dwie pary pięknych oczu? Za dużo piękna na raz! – Z czego się śmiejesz?
- Nie, nic… z niczego. – posłałam mu uśmiech. – Plac zabaw. Czyli to Twoja definicja randki?
Zeskoczył ze swojej huśtawki i oparł się dłońmi o łańcuchy mojej. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Masz niesamowite oczy. – westchnęłam nie odwracając od niego wzroku. Delikatnie odpychał moją huśtawkę przez co bujałam się jak małe dziecko.
Przybliżył twarz i dotknął nosem mój policzek. Złożył na nim krótki pocałunek i usiadł z powrotem na swojej huśtawce. Nie byłam zawiedziona takim obrotem sprawy. No... może troszeczkę. 


*************************************************

Hej! Ostatnie dni wakacji przywitały nas paskudną pogodą! Co to ma być?? Myślałam, że znowu będzie lato, a tu jesień na całego. Może i to dobrze, bo mam trochę pracy, a tak to miałabym lenia (jakbym kiedykolwiek go nie miała...). Mam nadzieję, że usatysfakcjonowała Was dawka Marc'a w tym rozdziale :-) Zastanawiałam się ostatnio ile chciałabym tutaj notek umieścić i chyba koło dziesięciu. Nie wiem czy jest sens wymyślać i wymyślać. Zawsze powyżej dziesiątki łapie mnie lenistwo i brak weny, więc nie ma co pisać na siłę. A może jeszcze kiedyś coś zacznę... kto wie ;-)
PS: za wszystkie błędy przepraszam, ale nie chciało mi się czytać rozdział po raz setny.
Pozdrawiam! :*

2 komentarze:

  1. Aashagsjagsjagsjga, tyle pięknego Marca! <3 <3 <3
    Piękna randka, też chcę taką, no!
    W ogóle odcinek świetny, dobrze, że dziewczyna ma dobrą pracę z fajnymi ludźmi. Aczkolwiek ciekawy mnie ten cały Martin. Nie wiem, ale coś mi mówi, że on może namieszać, hehe.
    Czekam na kolejny odcinek i pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwww, Marc jest taki słodki, oni razem są cudowni!
    Oh i tak na głos o jego oczach *o* Zapadłabym się pod ziemię!
    Czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń