21.08.2013

Chapter 3. Kac Barcelona


W tłumie zamożnych gości znalazłam Sof. Była w swoim żywiole i mogłabym przysiąc, że była trochę zdenerwowana tym, że przerwałam jej wymianę zdań z zastępcą Sandro. Szepnęłam jej na ucho, że wybieram się z chłopakami na inną imprezę. Ciotka machnęła jedynie ręką i dała mi błogosławieństwo na dobrą (lepszą) zabawę.
Złapałam Patricię pod rękę i wyszłyśmy tylnym wyjściem w towarzystwie Alexisa. Jak się okazało miał malutkie porsche, które mogło pomieścić tylko dwie osoby. Stwierdziłam, że mogę ich zostawić i wsiadłam do samochodu Bartry. Było znacznie większe, terenowe i białe. Na litość boską, po co mu białe auto? Próbowałam nie myśleć o jego cacku, tylko o właścicielu, który raczył mnie rozmową.
- Macie teraz przerwę międzysemestralną? – zagaił po chwili ciszy.
- W zasadzie tak, ale po tej przerwie nie zamierzam wracać na studia. – westchnęłam co wychwycił od razu mój rozmówca. – Chcę zostać tu na stałe.
- Doprawdy? – rzucił mi krótkie spojrzenie. – Stało się coś?
- Nie, nie. – skłamałam od razu. – Chcę po prostu zmiany. Zbyt dużo czasu spędziłam w Nowym Jorku i musiałam zmienić klimat.
- Czuję, że nie mówisz do końca całej prawdy. – zmrużył oczy.
- Chyba nie znamy się na tyle długo, bym chwaliła się swoim życiem prywatnym. – uśmiechnęłam się delikatnie, na co Marc podniósł jeden kącik ust do góry.
- Masz rację, przepraszam.
Droga minęła nam dosyć szybko, a to za sprawą Marc’a, któremu praktycznie nie zamykała się buzia. Mimo, że ja nie spowiadałam mu się ze swojego życia, on paplał jakbyśmy znali się całe życie. Zaparkował samochód na posiadłości Alexisa i otworzył przede mną drzwi do jego domu.
W środku było już sporo ludzi. Alexis stał w towarzystwie mojej przyjaciółki i na nasz widok pomachał do mnie radośnie.
- Boli mnie żołądek. – odparła Patricia na widok kieliszka martini, który podsunął jej pod nos Alexis.
- Wszystko ok? – zwróciłam się do niej. Blondynka kiwnęła głową i wskazała na szklankę wody, którą trzymała w dłoni. Wiedziałam dobrze, że była wkurzona, bo nie potrafiła bawić się bez alkoholu. Popijała wodę mineralną i obserwowała jak reszta bawi się świetnie.
Odebrałam od Marc’a kieliszek szampana i z uśmiechem na twarzy udałam się za nim na kanapę. Nie wiem dlaczego tak mnie do niego ciągło. Poznałam go dzisiejszego ranka, a miałam wrażenie jakbym już go znała od lat.
Wokół nas tańczyli ludzie, pili, wznosili toasty, śmiali się i krzyczeli. Obserwowałam ich, choć wolałam skupiać swoją uwagę na wysokim brunecie, który siedział na kanapie obok mnie i streszczał mi ostatni mecz na Camp Nou.
- Mam dla Was niespodziankę! – krzyknął jeden z piłkarzy, który dopiero co wszedł do domu Alexisa. Trzymał w ręku wielki talerz, na którym poukładane były smakowicie wyglądające kawałki ciasta czekoladowego. – Coś słodkiego z okazji moich urodzin!
Śpiewaniu „sto lat” nie było końca. Mimo, że go nie znałam złożyłam mu najszczersze życzenia urodzinowe i uścisnęłam mocno. Ciasto było naprawdę pyszne i nie wierzyłam w zapewnienia solenizanta, że to właśnie on je upiekł. Smakowało jakby włożono do niego całe serce. Pamiętam ten smak z dzieciństwa i wizyt u babci w Sewilli.
Kilka piosenek później i wypiciu kilku kieliszków wina poczułam dziwne ciepło. Radość pojawiała się stopniowo.
*
Obudziłam się w nieznanym mi pokoju. Podniosłam się na łokciach, ale momentalnie opadłam bezsilnie na łóżko łapiąc się przy tym za głowę. Musiałam przez chwilę leżeć nieruchomo, bo nasiliły się zawroty i mdłości, ale po chwili mogłam się podnieść. Kosztowało mnie to wiele trudu, ale rozejrzałam się dookoła i dalej nie mogłam sobie przypomnieć gdzie i co ja tutaj właściwie robię.
Na szafce obok łóżka stała butelka wody mineralnej, tak jakby ktoś dokładnie wiedział, że właśnie jej potrzebowałam najbardziej na świecie. Czułam straszne pragnienie i po wypiciu kilku łyków wody poczułam się odrobinę lepiej.
Byłam w swoim ubraniu, buty stały obok łóżka, więc nie spędziłam tej nocy z kimś. Poczułam mimowolną ulgę. Odszukałam wzrokiem kopertówkę, w której miałam telefon komórkowy. Godzina 12:45. Miałam wysłać sms do Louisa, kiedy mogę z nim porozmawiać odnośnie mojej nowej pracy. Przeklęłam pod nosem i schowałam telefon z powrotem w torebce.
Wsunęłam szpilki na stopy i otworzyłam drzwi. Znajdowałam się na piętrze domu Alexisa. To właśnie tutaj w nocy odbyła się impreza. Pamiętałam, że bawiłam się świetnie, ale w pewnym momencie straciłam poczucie czasu. Nie pamiętałam jak znalazłam się w łóżku, nie pamiętałam drogi po schodach, niczego. W każdym bądź razie ktoś musiał mnie do niego jakoś dostarczyć i musiałam dowiedzieć się tego jak najszybciej.
W salonie na parterze znajdowało się istne pobojowisko. Butelki po piwie i innych używkach walały się po podłodze. Poprzewracane lampy, szklany stolik rozbity w drobny mak.
W kuchni, która znajdowała się tuż za nim odnalazłam Pat wesoło gaworzącą z panem tego domu.
- Hej… - jęknęłam czując ból gardła.
- Jest nasza gwiazdeczka. – blondynka zerwała się z miejsca i widząc grymas na mojej twarzy zaprowadziła mnie do kuchennej wyspy i krzesła, które stało z jednej strony. – jak się czujesz?
- Fatalnie. – momentalnie złapałam się za głowę.
- Masz to powinno Ci pomóc. – Alexis rzucił mi paczkę tabletek przeciwbólowych i butelkę wody. Zażyłam jedną pastylkę i popiłam ją dużą ilością płynu. Oparłam się o blat i jęknęłam głośno.
- Nawet nie wiesz jak Ci współczuję. Musisz mieć strasznego kaca. – uśmiechnęła się zachęcająco Pat.
- Nawet nie masz pojęcia jakiego wielkiego. Chyba nigdy w życiu nie przeżyłam czegoś podobnego.
- Czyli pamiętasz co wydarzyło się wczoraj wieczorem? – pokiwałam jedynie głową i oparłam głowę o rękę. – Niczego? Nawet Thiago, który nago tańczył na stole w salonie? Pękła szyba i cały się pokaleczył?
- Nie…
- Jak zawoziliśmy go na pogotowie? Założyli mu kilka szwów…
- Niczego takiego nie pamiętam. Nawet nie wiem kim jest Thiago.
- A wyprawę na miasto? Jak tańczyłaś razem z Sergim w fontannie? Jak krzyczałaś na jakiegoś chłopaka, że wygląda jak ciota, bo miał różową koszulkę?
- Co zrobiłam? – zasłoniłam usta dłońmi. – Żartujecie?
- Później jak przyssałaś się do Marc’a i nie mogliśmy Was od siebie odciągnąć? – westchnęła blondynka. Spojrzałam na nią przerażona i momentalnie zrobiło mi się głupio. – Nie przejmuj się. Byliście nawaleni w trzy dupy.
- A nawet gorzej. – dodał Alexis. – Pamiętasz ciasto od Thiago?
- To właśnie ten Thiago od stolika? – piłkarz przytaknął. – Pamiętam jak wszyscy mu śpiewali „sto lat”, bo przyniósł jakieś ciasto urodzinowe.
- To było ciasto z niespodzianką. Bolał mnie żołądek i nawet nie myślałam o próbowaniu, a widząc Was wszystkich później… miałam naprawdę niezły ubaw.
- Jak to z niespodzianką? – spojrzałam na nią z jeszcze większym przerażeniem.
- Z jakimś zielskiem. Bawiliście się naprawdę przednio, a gdyby nie Alexis, który postanowił zachować trzeźwość to chyba bym Was nie upilnowała sama.
- Było aż tak źle?
Moi rozmówcy wymienili się spojrzeniami i zaśmiali się głośno.

*Kac Barcelona, czyli noc pełna wrażeń oczyma Pat*

Wieczór rozpoczął się od szampana, który lał się strumieniami. Weszłam do towarzystwa dzięki Alexisowi i jego uprzejmość. A może zalotnemu uśmieszkowi Flo?
Usiadłam na kanapie w kącie wielkiego salonu i obserwowałam wszystkich. Byłam już trochę podchmielona po popijaniu drinków na pierwszej imprezie i trochę kręciło mi się w głowie, ale nie dawałam tego po sobie znać.
- Mam dla Was niespodziankę! – krzyknął jeden z piłkarzy, który dopiero co wszedł do środka. Był bardzo przystojny,  uśmiechnięty i trzymał w dłoniach wielki talerz z kawałkami jakiegoś ciasta. – Coś słodkiego z okazji moich urodzin!
Wszyscy śpiewali „sto lat” i ściskali solenizanta. Wymieniłam się z nim uśmiechem i postanowiłam złożyć życzenia.
- Wszystkiego najlepszego! – próbowałam przekrzyczeć muzykę.
- Dziękuję! – uśmiechnął się szeroko.
- Jestem Patricia. Przyszłam z Alexisem.
- Jestem Thiago. Jak się bawisz? – uśmiechnął się promiennie.
- O wiele lepiej niż na wcześniejszej imprezie. – rzuciłam zalotne spojrzenie.
- Poczęstujesz się? – wskazał na tacę z ciastem.
- Dziękuję, na pewno jest pyszne, ale boli mnie żołądek.
Mulat uśmiechnął się i usiadł obok mnie. Wspólnie obserwowaliśmy tańczących ludzi i plotkowaliśmy na ich temat. Dzięki niemu wiedziałam mniej więcej cokolwiek o każdym z nich.
- Znasz ją? – piłkarz wskazał na Florence.
- Tak, to moja przyjaciółka.
- Skądś ją kojarzę.
Zaśmiałam się i wymijająco uniknęłam odpowiedzi. Zdjęcia Flo czasami pojawiały się w mediach za sprawą jej bogatego ojca. Wszyscy myśleli, że skoro śpi na dolarach to prawdopodobnie jest bardzo podobna do Paris Hilton i często śledzili jej poczynania w celu złapania jakiejś pikantnej fotki. Flo nie była jednak taka. Miała swoje odchyły, nie powiem że nie, ale potrafiła się zachować i uniknąć rozgłosu. Przyjechałyśmy do Barcelony, żeby uniknąć tego całego szumu i wreszcie czuć się anonimowo. Nie mogłam pozwolić na to by ktokolwiek dowiedział się o nas.
- Może ją spotkałeś u was w klubie. Jest siostrzenicą Sofii, więc prawdopodobnie tam była i to nie raz.
Wiedziałam dobrze, że Flo była tam po raz pierwszy i bardzo jej się spodobało. Nie umiałam jednak wymyślić na szybko innej wymówki.
- Pewnie masz rację. – stuknęliśmy się kieliszkami. – Pozwól, że Cię na chwilę zostawię, ale idę się przywitać z resztą.
Uśmiechnęłam się i podążałam za nim wzrokiem. Był naprawdę przystojny i wysportowany. Tyłek też niczego sobie.
- Z czego się tak cieszysz? – zaśmiała się Flo i usiadła obok mnie.
- To chyba ja powinnam o to zapytać. – spojrzałam na nią badawczo. Miała szeroki uśmiech na twarzy i nieco poszerzone źrenice. – Co brałaś?
Moja przeszłość i mocne przeżycia, pobyt na odwyku i inne tego typu bzdety, wyczuliły mnie nawet na minimalną ilość narkotyków.
- Nic. – zaprzeczyła od razu. Podrygiwała w takt piosenki Pitbulla i posyłała szerokie uśmiechy Bartrze, który stał naprzeciwko salonu.
- Florence, powiedz mi dokładnie co wzięłaś. Nigdy się tak nie zachowujesz. – złapałam ją za nadgarstek.
- Dobrze się bawię!
- Właśnie widzę.
Zmarszczyłam brwi i próbowałam pozbierać do siebie fakty. Doszłam do wniosku, że ciasto musiało być tego główną przyczyną, bo reszta również zachowywała się jakby była na haju i to wielkim.
Tańce, hulanki, swawole. Wszyscy tańczyli, śpiewali, krzyczeli i wygłupiali się. Miałam z nich ubaw, bo patrzyłam na to wszystko trzeźwo. Z drugiej strony czułam się jednak odpowiedzialna za tą bandę oszołomów. Nie darowałabym sobie, gdyby komukolwiek się coś stało, a prawdopodobnie tylko ja w tym towarzystwie byłam na tyle trzeźwa by nad nimi zapanować. Co ja mówię! Nie dało się nad nimi zapanować.
Flo dorwała Marc’a, albo na odwrót i całowali się w kącie salonu. Musiałam mieć na nich oko, żeby nie byli zażenowani następnego dnia, ale z drugiej strony zobaczyłam rozbierającego się Thiago.
- Co robisz? – krzyknęłam i próbowałam założyć z powrotem na niego koszulę. Na daremnie. Zdjął spodnie, bokserki i wskoczył na szklany stolik po środku. Wykonywał dość wyuzdany taniec, ale nikogo to jakoś wielce nie dziwiło. Dziewczyny piszczały, a faceci dopingowali golasa w swoim tańcu.
- Thiago złaź natychmiast! – krzyknął Alexis, który wyglądał na trzeźwego, albo tylko stwarzał takie pozory.
- Wiesz co było w tym cieście? – złapałam go za ramiona i próbowałam zmusić by na mnie spojrzał.
- Ciasto z niespodzianką. Zawsze jest na imprezie. Nie przejmuj się. – uśmiechnął się i wrócił do Thiago, którego próbował okryć kocem.
- Jak mam się nie przejmować? Moja przyjaciółka zachowuje się jak nigdy w życiu i nie wiem co mam zrobić!
- To im przejdzie. Daj im kilka godzin dobrej zabawy.
Wtem rozniósł się przeraźliwy trzask. Stolik, na którym tańczył rozebrany Thiago rozsypał się w drobny mak. Piłkarz leżał na kawałkach szkła i jęczał z bólu.
Krzyknęłam z przerażenia i podbiegłam natychmiast do półprzytomnego chłopaka. Reszta nawet nie zwróciła na niego uwagi. Miał zakrwawione nogi i klatkę piersiową.
Alexis zadzwonił po pogotowie, ja w między czasie próbowałam naciągnąć na jego nogi dżinsy. Czułam się jak pieprzony samarytanin, albo matka tych rozpieszczonych bachorów. Niby nie musiałam się nimi przejmować, ale nie mogłam zostawić Thiago w tym syfie. Gdyby szkło dostało się do jego oka, albo stałoby się coś jeszcze gorszego to miałabym go na sumieniu. Jego samego i jego karierę.
Po powrocie ze szpitala, gdzie na tyłku piłkarza założono kilka szwów, a jego samego zostawiono na obserwacji, w domu zastałam istne pobojowisko. Większość wyszła. Od jakiegoś chłopaka dowiedziałam się, że poszli zaszaleć na miasto.
Byłam dosłownie przerażona. Nie znalazłam nigdzie Florence, którą miałam pilnować. Złapałam zszokowanego Alexisa i razem wybiegliśmy na zewnątrz. Pytaliśmy ludzie, czy nie widzieli grupki pijanych ludzi. Kilkoro chciało nas pozwać, jeszcze inni gonili, cyrk na kółkach.
Bandę pijaków znaleźliśmy na pobliskim Plaça Catalunya. Szaleli w jednej z fontann i minęło sporo czasu nim nad nimi zapanowaliśmy. Flo tańczyła w wodzie z Sergim, inni próbowali wspiąć się na posąg, który stał dokładnie po środku fontanny. Złapałam przyjaciółkę za ramiona i wyciągnęłam z wody. Była przemoczona, zmarznięta i wystraszona. Jak szybko potrafiła zmienić nastrój: z radości w przerażenie.
Marc, który trzymał się za głowę wyglądał na tyle trzeźwego, by złapać ją i przerzucić przez ramię. Alexis zajął się resztą, a ja pilnowałam piłkarza, by doniósł Flo do domu piłkarza. Położył ją w łóżku na piętrze i okrył kołdrą.
Byłam niemiłosiernie wkurzona, ale nie mogłam się na nią gniewać. Zjadła do paskudztwo i nie panowała nad sobą. Tak samo jak reszta. Nigdy więcej takich imprez! Chyba, że po moim trupie.
*
W pierwszym momencie myślałam, że Patrcia to sobie wymyśliła. Kiedy jednak z czasem przypominały mi się pewne urywki z zeszłego wieczoru, myślałam że spalę się ze wstydu. Co za koszmar.

*************************************************

Hej. Po pierwsze chcę powiedzieć, że jestem zdecydowaną przeciwniczką używek i nie jest to rozdział, który ma je pochwalić czy coś. Nie chcę, żeby wyszło, że sprowadzam tu kogoś na złą drogę ;-) Po drugie: zamysł był taki, ale wyszło kiepsko i zdaję sobie z tego sprawy. Dałam dupy, ale nie miałam siły to pisać i nawet żeby sprawdzić błędy. Tak, więc przepraszam, ale sama jestem zawiedziona tym rozdziałem. Może kolejny będzie lepszy ;-)
Pozdrawiam i do napisania!

5 komentarzy:

  1. Pierwsza? o.O uhhuuhhu xD
    Sporo się działo na tych urodzinach hahah jak u nich zawsze tak na imprezach to MOTHER OF GOD Boże widzisz i nie grzmisz!
    Dobrze, że Patricia tego tortu nie zjadła i Alexis... Bo nie wiem jakby się to skończyło.
    Pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. eee, gadasz głupoty. Fajny rozdział :D haha, zabawa po pachy! Ciasto z niespodzianką, głupi Thiago xd
    teraz niech cierpi z tymi szwami na tyłku xDD
    Kac gigant zaatakował Florence, a co z Marciem? :D
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  3. ee tam, rozdział jest świetny :)
    najlepszy to był Thiago;D
    czekam na nexta <3

    nowość na:
    marii-manchesterutdstory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyste szalenstwo!! Nie wierze, ze flo byla taka jaka byla. W zyciu bym nie wybaczyla za ten tort z niespodzianka.
    Ale za malo marca! Musisz to nadrobic w kolejnym rozdziale :D
    Buzki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://call-me-chelsea.blogspot.com/ Zapraszam na ostatni rozdział opowiadania :)

      Usuń