Nie
chciałam, żeby ten wieczór szybko się skończył. A raczej noc… Dochodziła
dwunasta, kiedy dostałam sms od Pat. Odpisałam jej, że jestem z Marc’iem na
placu zabaw. Jej wiadomość „OMG!” oznaczała więcej niż tysiąc słów.
Rozmawiało
nam się na tyle swobodnie, że bez trudu opowiadałam o swoim życiu, szkole, a
nawet planach na przyszłość. Nie przyszło mi nawet na myśl, żeby trzymać język
za zębami, co sobie kiedyś obiecałam. Nie mogłam mu wyjawić kim był mój ojciec,
bo to była moja tajemnica, którą chciałam zachować dla siebie. Nie wszystkim od
razu oznajmiam, że mój ojciec jest najbogatszym Hiszpanem, ma kilka posiadłości
na całym świecie, kilka firm, w tym najlepiej prosperującą Zarę, samoloty,
kasyna. Po co? Nie chciałam, żeby odbierał mnie jako rozpieszczone dziecko,
które wyrwało się na wakacje bez ojca. Tak właśnie to wyglądało. Zbuntowałam
się, bo miałam wszystkiego za dużo: za dużo pieniędzy, miłości, opieki. Po
części była to prawda, ale nie uciekłam od miłości – tego nie mogłam przyznać.
Chciałam jej tak bardzo jak powietrza, a jednak nie otrzymywałam na tyle by
czuć się dobrze. Oczywiście rodzice zapewnili mi najlepsze wykształcenie,
ochronę, nianie, ale sami byli w ciągłych rozjazdach w przeróżnych zakątkach na
Ziemi.
Ochroniarze
nie odstępowali mnie na krok. W dniu ślubu mojej siostry dostali jednak wolne,
by zająć się ochroną całego wesela i nie zaprzątali sobie mną głowy. To było
moje wybawienie, bo mogłam dać nogę i tak też zrobiłam. Dziwiłam się jedynie,
że minęły dwa dni od mojego wyjazdu, a w zasadzie już trzy i nikt do mnie nie
dzwonił. Ani tata, ani mama. Coś było nie tak.
-
A teraz… - chłopak podniósł się z miejsca. - …odwiozę Cię do mieszkania…
wymienimy się numerami, Ty dasz mi buziaka na pożegnanie. I zgodzisz się
przyjść na jutrzejszy mecz.
Zaśmiałam
się z powagi jego głosu i spojrzałam na piłkarza, który uśmiechał się szeroko.
-
Tak to wszystko zaplanowałeś?
-
Mniej więcej tak. – złapał mnie za rękę i pomógł zeskoczyć z huśtawki. To, że
trzymał mnie za dłoń i odprowadzał do samochodu uznałam za najcudowniejszy gest
od chłopaka jaki kiedykolwiek doświadczyłam. Raczej nie byłam fanką związków,
czy randek. Wolałam się zabawić i to z chłopakiem, którego imienia nie
pamiętałam następnego ranka. Pomógł mi usiąść na miejscu pasażera i zapiął pas.
Był to oczywiście pretekst, by mógł bez przeszkód skraść mi całusa. To było
słodkie.
W
drodze do mieszkania Sofii, Marc ciągle gadał. Denerwował się meczem, na który
mnie zaprosił. Nie mogłam mu obiecać, że się zjawię, bo nie wiedziałam czy uda
mi się wyrwać wcześniej z pracy.
-
Mam nadzieję, że uda Wam się jutro dotrzeć na Camp Nou. – zatrzymał samochód
przed kamienicą i otworzył mi drzwi. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi od
samochodu, podszedł do mnie i złapał za obie ręce. – Jestem oczarowany.
Uśmiechnęłam
się delikatnie i podniosłam wzrok, żeby spojrzeć mu w oczy. Widać było, że mówi
prawdę i dlatego odpowiedziałam mu jedynie uśmiechem. Nie wiedziałam co mam
powiedzieć, a nie chciałam palnąć czegoś głupiego.
-
Mam nadzieję, że widzimy się jutro, a raczej dziś. – pocałował mnie w policzek.
Weszłam do kamienicy szczerząc się jak głupia. To niewinne spotkanie było
naprawdę wielkim przeżyciem, choć myślałam, że spławię go po piętnastu
minutach. Spędziłam z nim ponad dwie godziny na rozmowie i doszłam do wniosku,
że był naprawdę świetnym facetem. Miał wszystkie cechy, których szukałam u
potencjalnego partnera: dobry, szlachetny, wyrozumiały, szarmancki. Wszystko
byłoby idealne, gdyby tylko znał prawdę.
-
Co tak długo? – w drzwiach wejściowych naskoczyła na mnie Pat. Była
zaciekawiona… nie, to mało powiedziane. Ona umierała z ciekawości. – Zabrał Cię
na plac zabaw? To takie… romantyczne!
Rzuciłam
torebkę na kanapę i posłałam jej złowieszcze spojrzenie. Pociągnęłam ją za sobą
do naszego pokoju, aby Sof niczego nie słyszała. Nie chciałam niepotrzebnych
plotek.
-
Czemu powiedziałaś, że pracuję do 22:00? Wpuściłaś ich do naszego mieszkania?
Odbiło Ci? – próbowałam ściszyć ton głosu, ale brzmiało to raczej jak pisk,
więc sobie darowałam i kontynuowałam już normalnie. – To nie było fair. Nie
przygotowałam się psychicznie na to, że zobaczę Marc’a w drzwiach knajpy!
-
Przyznaj, że Ci się to podobało. – usiadła na łóżku i zaśmiała się głośno. –
Przecież Cię znam i wiem, że Ci się podoba. Czemu się wypierasz? Ułatwiłam Ci
jedynie sprawę.
-
A może ja nie chciałam ułatwienia? Sporo z nim gadałam i naprawdę nie
wiedziałam jak mam odpowiedzieć na pytanie co u moich rodziców. Przecież gdybym
powiedziała, że zwiałyśmy ze Stanów to uznałby mnie za psychicznie chorą!
-
Dlatego ustaliłyśmy, że o niczym nie mówimy, tak? Myślisz, że im powiedziałam?
– spojrzała na mnie zaskoczona. – Cóż… myślałam, że choć trochę mnie znasz.
-
Nie o to mi chodziło, Pat. – usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem. – To
był dla mnie strasznie stresujący dzień. Praca, po raz pierwszy obsługiwałam
stoliki… kiedy zobaczyłam Marc’a to myślałam, że zejdę na zawał i Apo będzie
musiał mnie reanimować.
-
Kim jest Apo? – blondynka zmarszczyła brwi dają mi do rozumienia, że zaciekawił
ją mój współpracownik.
-
Barman… poznałaś go na imprezie u Sandro. – odpowiedziałam na jej pytanie.
-
Nie mów, że pracujesz z tym niesamowitym ciachem! – kiwnęłam jedynie głową. –
Czy to znaczy, że jak Louis mnie zatrudni to będę z nim pracować? O matko!
Zatkałam
uszy, bo jej pisk był nie do zniesienia. Chciała znać każdy szczegół… nie
chodziło jej oczywiście o charakter, a każdy centymetr jego „boskiego ciała”.
Po chwili do pokoju wpadła Sof. Była przerażona, bo myślała że coś się stało.
Kiedy zorientowała się, że jesteśmy całe i zdrowe wróciła do swojego łóżka.
-
Pocałował mnie… - westchnęłam opadając na pościel.
-
Marc? O mój Boże… naprawdę go wzięło! Gadałam z Alexisem i Marc naprawdę mówi
tylko i wyłącznie o Tobie. Zaraz po treningu zjawili się tutaj i mieli
nadzieję, że Cię zastaną. Posiedzieli chwilę, poplotkowaliśmy… dali mi bilety
na mecz. Nie pamiętam z kim grają, ale Marc chciał, żebym Cię przekonała do
pójścia.
-
Chciał mnie namówić, ale nie jestem pewna co z pracą.
-
Nie może Cię ktoś zastąpić?
-
Zwariowałaś? Po dwóch dniach? Nie znam na tyle ludzi, żeby zgodzili się mnie
zastąpić.
-
Może ktoś da się namówić.
-
Spróbuję, ale nie obiecuję. Najwyżej pójdziesz sama i wszystko mi opowiesz. –
uśmiechnęłam się. Wzięłam szybki prysznic i wpakowałam się pod kołdrę. Byłam
wykończona, a praca która czekała mnie następnego dnia wcale nie poprawiała mi
humoru.
To
co działo się przez większość dnia to był istny sajgon. Nie wiedziałam, że
soboty to dni, w którym wszystkim się chce jeść, pić i na gwałt potrzebują stolika.
Biegałam jak szalona, roznosiłam zamówienia, przyjmowałam kolejne. Apolinar
spoglądał na mnie rozbawiony, a Louis kiwał jedynie głową z uznaniem. Razem z
Lolą tworzyłyśmy całkiem niezły duet, natomiast Alicia na górze radziła sobie
jak zwykle bardzo dobrze.
Koło
szesnastej zdałam sobie sprawę, że nie ma najmniejszych szans, żebym wyrwała
się wcześniej z tego kociołka. Napisałam sms do Pat, żeby na mnie czekała i
żeby bawiła się dobrze. Chciałam się spotkać z Marc’iem, ale nie mogłam dla
niego rzucać pracy. To był dopiero trzeci dzień i musiałam się dużo uczyć, a na
zaufanie szefa trzeba pracować przez długi czas. Oczywiście obdarzył mnie
niesamowitym uznaniem, bo zatrudnił mnie w swojej knajpie, a nie miałam
przecież żadnego doświadczenia. To zawsze mnie obsługiwano, a nie ja kogoś. Kto
by pomyślał, że naczelna imprezowiczka Nowego Jorku będzie roznosić zamówienia i
dostawać napiwki? Gdybym usłyszała o tym kilka miesięcy temu to śmiałabym się z
samej siebie.
Koło
osiemnastej na kolację wpadła Sof. Zajęła stolik po mojej stronie sali i założyła
zamówienie.
-
Nie idziesz na mecz? – zwróciła się do mnie, kiedy przyniosłam jej szklankę
soku o którą poprosiła.
-
Nie, no co Ty. W weekendy jest tu jak w ulu. Nie mogę ich zostawić. –
westchnęłam. – A chciałabym.
-
Mam pogadać z Louisem? – zmarszczyła brwi.
-
Wystarczy, że załatwiłaś mi pracę. Dam sobie radę, a na mecz pójdę kiedy
indziej. – uśmiechnęłam się i wróciłam za bar. Apo robił jakieś drinki i
poprosił mnie o pokrojenie pomarańczy. Pomogłam mu z czystą przyjemnością i
ukradkiem obserwowałam jak nuci pod nosem „One way or another”. Uśmiech nie
schodził mu z twarzy i właśnie dlatego go tak polubiłam. Był strasznie
pozytywny i dzięki czemu ja również przestawałam być realistką. Na chwilę, ale
zawsze to coś.
Pat
była strasznie zawiedziona, że nie siedziałam z nią na trybunach i nie
dopingowałam Barcelonie. Czuła się trochę samotna, ale siedziała w loży vip,
więc mogła nacieszyć oczy na naszym ulubionym gatunku mężczyzn: tych w
garniturach.
Pracowaliśmy
do 23:00, bo jak się okazało soboty były idealnym dniem na randki i niektórzy
zapominali się o której kończymy. Sof zostawiła mi samochód, więc bez problemu
dostałam się do mieszkania. Patricia nie wróciła i to mnie zaintrygowało.
Puściłam jej sygnałek, ale nie odzwoniła. Ciotka była bardziej doinformowała i
oznajmiła mi, że siedzi u Alexisa na „posiadówie” po meczu. Kiedy zasugerowała,
żebym do nich dołączyła, byłam na początku trochę sceptyczna co do tego
pomysłu, ale kiedy wzięłam prysznic postanowiłam do nich dołączyć. Założyłam
zielone rurki, białą bluzkę i czarną skórzaną kurtkę. Na stopy wsunęłam trampki
i poprawiłam włosy. Pożyczyłam mini coopera ciotki i ruszyłam w drogę.
Tak
jak powiedziała Sof, Pat siedziała z chłopakami u Alexisa. Na mój widok
Chilijczyk zagwizdał i wycałował za wszystkie czasy. Przywitałam się ze
wszystkimi uściskiem. Marc przywitał mnie szerokim uśmiechem i poklepał miejsce
na kanapie obok siebie.
-
Co tak długo do nas jechałaś? Myśleliśmy, że będziesz koło 22:00. – zwrócił się
do mnie Thiago.
-
Wróciłam do domu po jedenastej. Tylko się przebrałam i jestem. –
odpowiedziałam. – Jaki wynik?
-
Wygraliśmy! – krzyknął Alexis, który wyszedł z kuchni z dodatkowym kieliszkiem
dla mnie. Nalał mi wina i usiadł z drugiej strony. Patricia grała w grę na
konsoli razem z Marc’iem i piszczała co chwilę zadowolona. Czułam się
zrelaksowana, a ukradkowy dotyk Bartry, który niby przypadkiem ocierał się o
moją nogę, sprawiało, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech.
-
Opowiadaj co w pracy. Bardzo zmęczona? – Alexis objął mnie ramieniem, na co
zareagowałam podniesioną do góry brwią.
-
Zmęczona. Marząca o łóżku, a jednak do Was przyjechałam. – piłkarz ucałował
mnie w policzek, w ramach solidarności i stuknął się ze mną kieliszkiem. Mina
Marc’a, który zastopował na chwilę potyczki w grze mówiła wszystko. Był
rozbawiony i spoglądał na nas z zaciekawieniem. – A Ty co taki smutny? –
zwróciłam się do Sergi Roberto, który siedział w fotelu z obrażoną miną.
-
Dostał czerwoną kartkę i nie zagra w kolejnym meczu. – odpowiedział za niego
Alexis.
-
Co zrobiłeś? – spojrzałam na niego zaskoczona.
-
Oj, nic… nadepnąłem na buta jakiemuś frajerowi przez przypadek, a sędzia uznał
to za faul…
-
Przez przypadek? – zaśmiał się pod nosem co odebrałam jako jednoznaczną odpowiedź.
Chłopcy wymieniali się jakimiś taktycznymi uwagami, natomiast ja usiadłam obok
pat, która nudziła się równie mocno co ja. – Zbieramy się?
-
Już chcecie iść? Pracujesz jutro? – zapytał Alexis.
-
Nie.
-
Więc siedź i nie marudź.
-
Ale jestem strasznie zmęczona. Innym razem, może jutro… a w zasadzie dziś
wieczorem? Dajcie mi żyć. – uśmiechnęłam się. Chilijczyk przyjął moją
propozycję i zapowiedział grubszą imprezę. Po ostatniej miałam serdecznie dość,
ale w końcu uległam i powiedziałam, że przyjdę.
Przy
samochodzie dołączył do nas Marc, który przytrzymał mi drzwi, abym nie weszła
do środka.
-
Podwieźć Cię? – zwróciłam się do niego. Patricia udawała, że nas nie obserwuje
i przeglądała coś w telefonie, ale byłam święcie przekonana, że jej uszy
nadrabiają pracę oczu.
-
Jestem samochodem. – zamknął drzwi ku zdziwieniu Pat. – Szkoda, że Cię nie było
na meczu.
-
Nie mogłam się wyrwać, ale mam nadzieję, że następnym razem wreszcie zobaczę Was
w akcji, bo ciągle tylko słyszę jacy to jesteście świetni i najlepsi… - nie
pozwolił mi dokończyć. Złożył na moich ustach pocałunek. Kiedy ja dalej byłam w
szoku on najnormalniej w świecie wrócił do domu Alexisa.
-
Co to było? – zapytałam Pat, zaraz po wejściu do samochodu.
-
Wow. – odrzekła blondynka, która również nie kryła zaskoczenia. Całą drogę do
domu jechałyśmy w ciszy. Każda z nas chciała jakoś rozszyfrować zachowanie Marc’a,
ale kiedy obie uznałyśmy, że jest zbyt późno na kombinowanie. Po trzeciej
byłyśmy na mieszkaniu. Zjadłam coś na szybko, bo umierałam z głodu i położyłam
się do łóżka. Czułam się zmęczona, a nie mogłam zasnąć. Wciąż miałam przed
oczami sytuację, która zdarzyła się przy samochodzie na podjeździe Alexisa.
Marc zachowywał się tak jakby mu zależało, a z drugiej jednak strony czasami
wydawał się obojętny. Może miałam tylko takie wrażenie, bo zdaniem Pat był zadurzony
po uszy. Ja również zaczynałam coś czuć. Coś dziwnego, nieprawdopodobnego, a jednak
zawsze w jego obecności. Nie zakochiwałam się tak szybko, a w tym przypadku
wszystkie moje zmysły wariowały i nie umiałam nad nimi zapanować. Chciałam to
jednak zignorować. Udało się? Ależ skąd.
Hej. Ok uznaję ten rozdział za totalnie do dupy, więc nikogo o nim nie informowałam. Jak ktoś to czyta to przepraszam. Zostało dosłownie kilka rozdziałów, bo nie będę tego ciągnąć na siłę. Przepraszam.
Wchodzę, patrzę, rozdział. Jeeej. Wcale nie jest do dupy, ale wiem, że czasem sobie tak wmawiamy. Rozumiem twoje rozterki, sama takowe miewam, także spoko, ale mi naprawdę się podoba i mam nadzieję, że będziesz potem jeszcze coś pisała :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, gdzie i czy mam informować, więc może napiszę tutaj, że pojawił się nowy wpis na:
OdpowiedzUsuńhttp://project-barca.blogspot.com/2013/09/rozdzia-8-nie-tonie-bya-kwestia-poznej.html
I szkoda, że zawieszasz tego bloga :c No nie zbyt miła wiadomość. Pozdrawiam.