W Nowym Jorku
wylądowałyśmy po piętnastej miejscowego czasu. Kiedy tylko wyszłam na zewnątrz
poczułam zapach mojego miasta. Te same zatłoczone uliczki, pełne milionów ludzi
spieszących się w bliżej nieokreślonym kierunku. Te same budki z hot dogami i
wielkie postery z reklamami wszelkiej maści.
Wysłałam sms
do Marc’a, bo wiedziałam dobrze, że czekał na moją wiadomość. Napisałam, że
wylądowałyśmy i że jestem zestresowana spotkaniem z rodzicami. W odpowiedzi
wysłał buźkę i krótki tekst dodający mi otuchy.
Rozdzieliłam
się z Pat i wsiadłyśmy do dwóch różnych taksówek. Nasze mieszkania położone
były dokładnie naprzeciwko siebie, pomiędzy nimi rozciągał się Central Park.
Pan Joe,
odźwierny, otworzył mi zamaszyście główne drzwi do piekielnie wysokiego
wieżowca z apartamentami. Powitał mnie z uśmiechem na twarzy i w pośpiechu
przywołał windę. Ktoś inny zabrał moją walizkę i postarał się by trafiła wprost
do mojego mieszkania.
- Halo? Jest
tu ktoś? – krzyknęłam w progu. Usłyszałam jakiś popłoch w jednym z pokoi, a kiedy
nie usłyszałam od razu odpowiedzi, postanowiłam tam podejść.
Tata zapinał
guziki w swojej błękitnej koszuli, jakaś kobieta naciągała na siebie granatową
sukienkę od Armaniego.
- Co jest
grane? – oparłam się o futrynę drzwi. Tata machnął jedynie ręką i pociągnął
mnie za sobą do swojego gabinetu. Byłam zdezorientowana, ale chyba wolałam nie
znać prawdy. Albo przynajmniej nie poznać ją w takich okolicznościach.
- To Alicia.
Nie znasz jej. – zamknął za mną drzwi i podszedł do wielkiego biurka, które
stało dokładnie na środku pokoju pod przeszkloną ścianą, za której wyłaniał się
Manhattan.
- Gdzie mama?
– spiorunowałam go wzrokiem i zajęłam miejsce dokładnie naprzeciwko niego.
- W Los
Angeles. Nie mieszkamy razem od jakiegoś czasu. – zajął się zapinaniem mankietów,
by tylko za wszelką cenę uniknąć mojego wzroku.
- I nie
zamierzaliście mi o tym powiedzieć? – zbulwersowana uderzyłam pięścią w blat biurka. –
Jak mogłeś ją zdradzić?!
- A Ty jak
mogłaś wyjechać na dugi koniec świata, by zabawiać się z jakimś piłkarzyną?
Huh? W ogóle po co wracałaś? Żeby robić mi wymówki?
Dobrze
wiedziałam, że próbował odwrócić kota ogonem i zająć się mną, niż rozmawiać na
temat swojej długonogiej kochanki o platynowych włosach.
- Barcelona
nie jest na końcu świata. Przypominam Ci, że urodziłeś się w Madrycie i
mieszkałeś tam przez większość swojego życia.
- To nie
zmienia faktu, że nie powinnaś uciekać jakby nigdy nic. Nie mówiąc nic o tym
swojej matce, mi, a nawet siostrze! Jesteś nieodpowiedzialna i powinnaś ponieść
za to konsekwencje!
- Mam dwadzieścia
lat i mogę robić co mi się żywnie podoba. – burknęłam pod nosem. – Ty masz
żonę, którą podobno kochasz... kochałeś, a zabawiasz się z jakąś blond cizią, tylko
dlatego, że mama wyjechała na drugi koniec kraju?
- Rozwodzimy
się.
Ta informacja
gruchnęła na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie spodziewałam się takiego
wyznania, bo nic nie wskazywało na to, by rodzicom źle się układało przez
ostatnie lata. Ba! Myślałam, że odnowią przysięgę małżeńską i pojadą w drugą
podróż poślubną. Tak przynajmniej planowali jeszcze niedawno temu.
- Wszystko
popsuło się po Twoim wyjeździe. Mama obwiniła mnie za Twoją ucieczkę i
rozgoryczenie tylko się w nas pogłębiało. Wspólnie podjęliśmy świadomą decyzję,
że weźmiemy rozwód bez orzeczenia o winie. – powiedział spokojnie. Zapalił papierosa
i oparł się wygodnie w swoim skórzanym fotelu. – Chcesz coś powiedzieć?
- Nie wiem w
zasadzie co mogłabym powiedzieć.
- Wróciłaś na
stałe? – zabrzmiało to jak pytanie retoryczne, ale kiedy pokiwałam gwałtownie
głową, tata podniósł się znad biurka. – To po co wróciłaś?
- Żeby z Tobą
porozmawiać… i z mamą… Nie chcę się z wami kłócić, wrzeszczeć czy coś w tym
stylu. Chyba powinniśmy szczerze pogadać.
- Jak to sobie
wyobrażasz? Że poślę odrzutowiec po matkę? Wyleciała ledwie dwa dni temu i nie
zechce tu wrócić.
- Zawsze to my
możemy skoczyć tam.
Nie takiej
odpowiedzi spodziewał się ojciec. Myślał pewnie, że dam za wygraną, ale nie po
to leciałam przez kilka godzin w nerwach, płaczu i histerii, by teraz się
wymigać. Musiałam załatwić to raz, a dobrze.
*
W Barcelonie
wybiła dokładnie ósma wieczorem. Marc zajęty był nadzorowaniem ostatnich
szlifów w swoim domu, które wykonywane były przez profesjonalną firmę
sprzątającą. Alexis siedział na kanapie w salonie z miną wyrażającą więcej niż
tysiąc słów. Rozpaczliwie pożerał kolejną gumę mambę, kiedy to zadzwonił
dzwonek do drzwi. Pospiesznie podbiegł do wejścia i gestem ręki zaprosił do
środka Sergi’ego, Muniesę, Tello, Thiago oraz jego brata Rafinha.
- Bywasz tu
częściej niż dziewczyna Marc’a. – zaśmiał się Thiago na widok Chilijczyka i
podał mu zgrzewkę piwa, którą trzymał w rękach.
- Zgadzam się!
– krzyknął z kuchni Marc, co wywołało śmiech u jego przyjaciół.
Zaraz po
wyjściu ekipy sprzątającej, chłopcy usiedli w salonie przed wielkim telewizorem
i włączyli play station. Każdy miał w ręku piwo i zawziętością gwałcił
joysticka.
- A Ty gdzie
masz Flo? – zauważył po chwili Sergi. – To niby męski wieczór? To co robi tu
Alexis? – spojrzał na chłopaka i wybuchnął śmiechem.
- Ej! Bez
takich, Amigo! – uderzył go w bark Chilijczyk.
- Poleciała do
USA do rodziny. – odpowiedział Bartra wciskając jeszcze mocniej przyciski joysticka.
- To wy
jesteście razem? – spytał zaskoczony Rafinha. – Serio?
- Od jakiś
dwóch tygodni. – odpowiedział bez wyrazu Marc.
- Lepiej nie
używaj przy niej słów „od jakiś’… kiedy wypomni Ci, że zapomniałeś o rocznicy
to będziesz miał przesrane. – zauważył od razu Thiago. – Znam ten ból!
- Postaram się
zapamiętać. – zaśmiał się Marc.
Po wymianie
setki lub i nawet dwóch porad dla chłopaka, przyszła pora na otwarcie kolejnej
puszki alkoholu. Chłopcy nie chcieli uwalić się w trupa, bo następnego dnia
mięli mieć ciężki trening przed meczem wyjazdowym, ale pokusa była większa.
Po kilku
godzinach, kiedy cały asortyment się skończył, Alexis zaproponował, że wyskoczy
do pobliskiego sklepu. Był już trochę podchmielony, co dodało mu odwagi, by
zadzwonić do Patricii. Nie dbał o to, że siedzi na skraju chodnika i że nie ma
na sobie koszuli, którą zdjął w bliżej nieokreślonym czasie i niewiadomym celu.
- Halo? –
kiedy w słuchawce usłyszał głos blondynki, serce zabiło mu mocniej. Był pewny
tego, że czuje do niej coś więcej niż tylko zwykłą przyjaźń, jak do tej pory. –
Alexis? To Ty?
- Yyy… - nie
wiedział co ma powiedzieć. – Skąd wiesz?
- Mam zapisany
Twój numer w komórce, ciołku. – zaśmiała się serdecznie. Uwielbiał gdy się
śmiała. Była wtedy taka piękna, że nie mógł oderwać od niej wzroku. – Stało się
coś?
- Dzwonię,
żeby zapytać Cię kiedy wracasz do domu. – wymamrotał.
- Ale ja
właśnie jestem w domu.
- Chodzi mi o
to kiedy wrócisz do nas, do Barcelony. Do Twojego prawdziwego domu. – blondynka
nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Od razu w jej oczach pojawiły się łzy
i załamał głos. – Pat? Nie płacz, proszę.
- Nie płaczę.
Jest mi tylko smutno, że musiałam wracać. Moja mama leży w szpitalu, nie jest z
nią najlepiej.
- Ale wyjdzie
z tego?
- Lekarze są
dobrej myśli, albo przynajmniej starają się być. Mojego tatę to mało obeszło,
bo nawet nie wrócił z delegacji z Tajlandii.
- Kiedy będzie
Ci smutno to dzwoń do mnie, ok.? – w słuchawce usłyszał śmiech. – Mówię
poważnie.
- Ok., Alex. Dzięki,
że do mnie zadzwoniłeś. To naprawdę miłe z Twojej strony.
- Cholera… -
westchnął do słuchawki.
- Co? –
zdziwiła się dziewczyna. – Jesteś tam?
- Muszę Ci coś
powiedzieć… - przerwał na chwilę, by wziąć głęboki wdech. – Może to głupie,
ale… ale lubię Cię, nawet bardzo.
- To nie jest
głupie. Ja też Cię lubię, Alex.
- Ale nie
rozumiesz mnie. Nie chcę się z Tobą przyjaźnić. Chyba to zauważyłaś.
- Nie?
- Nie.
- Więc czego
oczekujesz?
- Chcę żebyś
wróciła. Wtedy pogadamy.
- Ale ja nie
wiem kiedy wrócę. Muszę być przy mamie.
- Wierzę w to,
że szybko wróci do siebie, a Ty wrócisz do nas… do mnie.
Blondynka
uśmiechnęła się pod nosem. Nie musiała więcej słuchać. Chłopak poprawił jej
humor kilkoma zdaniami. Uwielbiała go od pierwszego spotkania. To właśnie on
sprawiał, że na jej twarzy zawsze gościł szeroki uśmiech.
Alexis
rozłączył się i wszedł do sklepu. Ekspedientka zlustrowała go z góry na dół i
nie dało się nie zauważyć, że zaniemówiła na widok jego wyrzeźbionej klaty.
Piłkarz kupił nowy zapas alkoholu i z kilkoma reklamówkami wrócił do domu
Bartry.
- Coś długo
Cię nie było. – powiedział Tello na widok obładowanego siatkami Chilijczyka.
Chłopak jedyne wzruszył ramionami i położył na stole reklamówki.
- I tak byłeś
w sklepie? – zwrócił się do niego Marc. – Pani Maria musiała przeżyć zawał.
- Chyba jej
się podobało. – zaśmiał się Alex i zasiadł wygodnie na kanapie.
Po północy
można było wyczuć, że chłopcy ponownie zaszaleli z trunkami i konieczna była
interwencja dziewczyny Muniesy, która zadbała o to, by każdy piłkarz położył
się we własnym łóżku.
*
Po przylocie
do serca Kalifornii, czułam się fatalnie. Miałam wrażenie, że rozkłada mnie
grypa lub jakaś inna choroba, ale chciałam się spotkać z matką. Była bardzo
podobna do ciotki Sofii, wręcz identyczna, ale miała w sobie więcej
powściągliwości i dystansu do świata. Nie zadawalało ją byle co, była
wymagająca, szczególnie wobec ludzi.
- Florence? –
krzyknęła na mój widok. Zlustrowała mnie wzrokiem, poczym uściskała. – Co Ty u
robisz? – zauważyła obecność ojca.
-
Przylecieliśmy, bo dobrze wiedziałem, że nie zaszczycisz nas swoją obecnością w
Nowym Jorku. – mruknął pod nosem ojciec i wyminął ją w drzwiach. Mama
pociągnęła mnie za rękę do środka. Dawno nie byłam w tym domu i całkowicie
zapomniałam jaki jest piękny i ogromny. Ma dwa piętra, setki korytarzy i
ogromny basen w ogrodzie. Gdyby tego było mało z tarasu rozlega się przepiękny
widok na ocean.
- Widziałaś
się ostatnio z Martą? – pokiwałam przecząco głową. – Będziesz ciocią.
- Serio? –
otworzyłam szerzej oczy. – To wspaniale.
- Ale nie o
tym chciałaś zapewne porozmawiać, prawda? Co was tu sprowadza? – spojrzała
gniewnym wzrokiem na ojca.
- Nie chcę
uciekać w nieskończoność. – zaczęłam niepewnie. – Jestem dorosła. Mam
dwadzieścia lat i chcę na stałe zamieszkać w Barcelonie.
- Zwariowałaś,
tak? – zwrócił się do mnie ojciec.
- Daj mi
dokończyć. Chcę kupić tam dom, pracować, albo pójść na studia… Nie chcę być
ciągle kontrolowana.
- Nie jesteś
kontrolowana. – powiedziała mama. – To, że się o Ciebie martwimy, nie powinno
Cię dziwić. Nie jesteś anonimowa, moja droga. Wiesz, że ojciec dostaje wiele
listów z pogróżkami, a my chcemy Cię tylko chronić.
- Mama ma
rację. – stwierdził ojciec.
- Nie chcę żyć
z ochroniarzami! – podniosłam się z miejsca. – Ten czas kiedy mieszkałam w
Hiszpanii był niesamowity. Wiecie czemu? Bo nie budził mnie głos ochroniarza i
nie kładł mnie do snu. Nie musiałam się nikomu spowiadać z tego gdzie jestem i
co robię.
- Nigdy się
nie spowiadałaś. Zawsze miałaś swoje ścieżki razem z Patricią i musieliśmy
odbierać was z komisariatu policji.
- To zdarzyło
się tylko jeden raz. Będziesz mi to wypominać do końca życia?
- Będę, bo to
zachowanie nie było odpowiednie dla dziewczyny z Twoim statutem. Myślałam, że
przywykniesz do takiego życia, bo nie możesz liczyć na inne.
- W Barcelonie
jestem całkowicie anonimowa. Nikt nie śle mi pogróżek, że mnie zabije, porwie
czy okradnie. Tam mogę być sobą, czy to trudne do zrozumienia, że chcę mieszkać
sama?
- Pod
warunkiem, że pojadą z Tobą ochroniarze.
- Nie! –
krzyknęłam kategorycznie. – Nic mi nie będzie, jasne? Jestem dorosła i
odpowiedzialna. Mam tam swoje życie i nie zamierzam z niego tak łatwo
rezygnować.
- Chcesz znów
lecieć tam na wakacje? Pobądź tam dwa tygodnie, znudzi Ci się i prędzej czy
później wrócisz do imprezowania na Manhattanie. – stwierdził spokojnie ojciec.
- Nie.
Zamierzam tam zamieszkać na stałe. Z waszą aprobatą lub bez. Chcecie mieć ze
mną jakikolwiek kontakt, to dajcie mi drogę wolną w moim postępowaniu. Może się
sparzę, może będę mieć złamane serce, ale na litość boską… to serce jest moje!
- Będziesz
jeszcze płakać przez tego piłkarza. Nie wiesz, że znani są z tego, że zmieniają
panienki jak rękawiczki? – zwróciła się do mnie mama.
- To samo
można powiedzieć o milionerach z Upper East Side, a za takiego właśnie wyszłaś
za mąż. – fuknęłam. Matka złapała się za głowę i wskazała na pusty kieliszek,
który stał na stoliku obok. Ojciec otworzył whiskey i nalał ją do szklanki.
Mamie nalał wina, a ja musiałam obejść się jedynie szklanką soku
pomarańczowego. Byłam wściekła jak nigdy dotąd. Miałam wrażenie, że powoli
zaczyna coś do nich docierać, że nie mogą zamknąć mnie w mieszkaniu i
odseparować od reszty świata. Za każdym razem jednak utwierdzali mnie w
przekonaniu, że się myliłam, a oni nie są tak wyrozumiali na jakich się kreują.
Rodzice
wymienili kilka zdań na osobności i wrócili do salonu z nietęgimi minami.
- Możesz
wrócić do Barcelony, ale pod warunkiem. – zaczął ojciec.
- Jakim? –
podniosłam się z miejsca i spojrzałam na nich wyczekująco.
- Nie możesz
spotykać się z tym piłkarzyną. – dokończyła za niego matka.
Opadłam
bezsilnie na kanapę i tępo spojrzałam w sufit. Myślałam, że dadzą mi wreszcie
wolną rękę, a tak naprawdę zamierzali mnie kontrolować do końca moich dni. Na ich
słowa zaśmiałam się gorzko, złapałam kluczyki od lamborghini matki i wybiegłam
z domu.
Hej! Wszystkiego dobrego w nowym 2014 roku!
Aby każde Wasze marzenie się spełniło, a na Waszych twarzach zawsze gościł szeroki uśmiech!
Wytrwałości w realizacji noworocznych postanowień ;-)
Pozdrawiam!
Aby każde Wasze marzenie się spełniło, a na Waszych twarzach zawsze gościł szeroki uśmiech!
Wytrwałości w realizacji noworocznych postanowień ;-)
Pozdrawiam!