Na całe
szczęście nie trzymałam niczego w dłoniach co mogłoby upaść i roztrzaskać się
na milion małych kawałeczków. Upadła mi jedynie ścierka, którą wycierałam bar,
co wybiło mnie z rytmu pracy.
Marc
opierał się dłońmi o bar i przyglądał mi się uważnie, czekając na to, aż go
zauważę. Przecież zauważyłam go od razu! Jak mogłabym tego nie zrobić? Jego nie
da się nie zauważać. To niewykonalne.
-
Pracujesz tu? – zwrócił się do mnie ponownie. Kiwnęłam głową i podniosłam
ścierkę. Czułam, że piłkarz podąża za każdym moim ruchem i to naprawdę mnie
dezorientowało. Byłam zażenowana, ponieważ doskonale zdawałam sobie sprawę, że
zeszłej nocy zaszło pomiędzy nami do czegoś czego chciałam, ale nie będąc pod
wpływem "niespodzianki" Thiago. Gdyby do tego doszło w normalnych warunkach, to
prawdopodobnie nie miałabym niczego przeciw, ale w takim przypadku czułam się
jedynie zawstydzona.
-
Dziś jest mój pierwszy dzień. – odpowiedziałam po chwili. Apolinar obserwował
nas z wyraźnym zaciekawieniem. Był przyzwyczajony do widoku piłkarzy, ale nie
spodziewał się, że mogłam ich znać osobiście. Cóż, w zasadzie to mógł się
domyślić, skoro po raz pierwszy spotkał mnie na imprezie branżowej klubu, którą
zorganizował prezes Sandro Rosell. – Podać Ci coś? – spytałam.
-
Może usiądziesz z nami przy stoliku? – podążyłam wzrokiem w kierunku stolika
przy którym siedział Alexis, Thiago, Sergi i jeszcze ktoś. Odmachałam
Chilijczykowi co zaciekawiło jego kolegów.
-
Jestem w pracy. – spojrzałam na Apo. Sprzątał bar z wyraźnym skupieniem na
twarzy i próbował nie podsłuchiwać, ale widać było, że był po prostu ciekaw o
co może chodzić Bartrze.
Marc
uśmiechnął się i wrócił do swojego stolika. Jak na złość siedział w takim
miejscu, że mógł bez trudu mnie obserwować. Było to krępujące, ale widać jemu
to nie przeszkadzało.
-
Chłopcy z tamtego stolika domagają się Florence. – westchnęła Lola siadając na
stołku po drugiej stronie baru.
-
Jestem tutaj od dwóch godzin i to chyba zły pomysł. – spojrzałam na nią
błagalnie. Rudowłosa kiwnęła jedynie głową i wróciła do Alexisa&spółki.
Podczas
gdy Apo zdradzał mi tajniki działania ekspresu do kawy, piłkarze świetnie się bawili.
Jedli kolację, pili drinki i nic nie wskazywało na to, by kiedykolwiek
zamierzali opuszczać knajpę „Estrella”.
-
Ok, Florence. – usłyszałam za sobą głos Louisa. – Wiesz już mniej więcej na
czym będzie polegać Twoja praca, poznałaś załogę, więc na dziś to byłoby wszystko.
Przyjdź jutro na godzinę 11:00. O 12:00 otwieramy knajpę. – kiwnęłam głową i
zajęłam się rozwiązywaniem fartucha.
-
Odwieźć Cię do domu? – spytał Apo, który wszedł za mną na zaplecze. – Dochodzi 22:00
i nie powinnaś sama spacerować po Barcelonie.
-
Dzięki, ale jestem samochodem. – pomachałam mu kluczykami. Apolinar uśmiechnął
się i wrócił za bar. Pożegnałam się z dziewczynami i wyszłam na zewnątrz. Było
już ciemno i chłodno. Na szczęście miałam kilka kroków do samochodu cioci i
mogłam wrócić do jej mieszkania.
-
Flo! – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się na pięcie z myślą, że woła mnie Louis
i ujrzałam biegnącego w moją stronę Marc’a. – Zaczekaj!
Spojrzałam
na niego zaskoczona i odwróciłam się z powrotem w stronę auta. Odblokowałam go
dzięki autopilotowi i otworzyłam drzwi od strony kierowcy.
-
Stało się coś? – zatrzymałam się na chwilę. Marc zamknął z powrotem drzwi i
oparł dłoń o samochód.
-
Umówisz się ze mną? – nie wiedziałam jak mam zareagować na jego słowa.
Zaśmiałam się pod nosem i ponownie otworzyłam drzwi od samochodu. – Kawa?
Cokolwiek? Kiedy chcesz?
-
Nie rozumiem o co Ci chodzi. – westchnęłam. – Wracaj do chłopaków do środka.
-
To tylko kawa. Nic więcej. – ponownie zatrzasnął drzwi. – Nie daj się prosić.
Wczoraj złapaliśmy ze sobą świetny kontakt i chyba sama to doskonale zauważyłaś.
-
Przez większość nocy byłam na haju. – zauważyłam od razu. – W innych
okolicznościach…
-
…nie dałabyś się pocałować? – dokończył za mnie.
Westchnęłam
głośno i ponownie próbowałam dostać się do samochodu. Usiadłam na miejscu
kierowcy i opuściłam szybę.
-
Czego oczekujesz? – spytałam po chwili.
-
Spotkania, rozmowy. Przecież pijasz kawę? Spotykasz się z ludźmi? Prawda? –
pokręciłam głową na znak, że kończy mi się cierpliwość. – Jutro?
-
Jutro pracuję.
-
Daj mi swój numer. – zaśmiałam się pod nosem i uruchomiłam samochód. Włączyłam
wsteczny i powoli wyjechałam na ulicę. Widziałam w lusterku piłkarza, który nie
mógł zrozumieć jak mogłam tak po prostu odjechać. Był pewny, że rzucę mu się na
szyję, zacałuję i będę go wielbić za to, że do mnie podszedł. Niedoczekanie!
W
mieszkaniu opowiedziałam o wszystkim Pat, która nie kryła ekscytacji. Była
chyba bardziej zachwycona Marc’iem, niż ja powinnam być. Sof skomentowała jego
zachowanie tym, że nigdy nie widziała by tak biegał za dziewczyną. Uznałam to
za komplement i poszłam wziąć prysznic.
Później
opowiedziałam im o pierwszym dniu w pracy. O nalocie piłkarzy, wszystkich
pracownikach, zapleczu i o tym, że bardzo mi się tam spodobało. Zasnęłam bardzo
szybko, mimo, że rozmyślałam nad Marc’iem przez cały wieczór. Nie wiedziałam
jak „ugryźć” tę sprawę. Stwierdziłam jednak, że wolę się porządnie wyspać, bo
czekał mnie kolejny dzień pełen wrażeń.
*
Obudziłam
się po ósmej, a raczej zostałam brutalnie obudzona przez Patricię, która z impetem
skoczyła na łóżko. Nigdy bym nie przypuściła, że była takim rannym ptaszkiem.
Może dlatego, że nie mieszkałam z nią wcześniej i widywałyśmy się jedynie na
mieście. Kto wie co robiła w domowym zaciszu.
-
Wieczór opowiedziałaś wersję dla ciotki Sof, a teraz proszę o jakieś pikantne
szczegóły. – naciągnęłam na siebie kołdrę i jęknęłam, żeby dała mi święty
spokój. – Dałaś mu ten numer czy nie?
-
Nie. – odpowiedziałam stanowczo. – Niby po co? Chce mnie zaciągnąć do łóżka, bo
na imprezie nie było ku temu okazji. Zbyt mocno nas pilnowałaś. – zaśmiałam się.
-
Weź! Nawet tak nie mów! – uderzyła mnie pięścią w bok. – To był horror. Masz
szczęście, że tego nie pamiętasz!
-
Tak... wiem, wiem. Istna orgia, pijaństwo i szaleństwo.
-
Marc zachowywał się poprawnie. Raz tylko Cię od niego odciągnęłam, ale to było
wtedy jak Thiago pokiereszował sobie dupę na szklanym stoliku. Potem byłam nim
zajęta, a jak wróciłam to szalałaś na mieście.
-
Ale nie było takiej dwuznacznej sytuacji… no wiesz…?
-
Nie, nie. To był zwykły pocałunek. Od kiedy Ty się tak tym przejmujesz? W Nowym
Jorku byś się z tego śmiała i nie zadręczała, a tu?
-
On jest naprawdę miły i to mnie właśnie przeraża. Wcześniej trafiałam na samych
idiotów i nie chciałabym go do siebie zrazić.
-
O, złotko… uwierz, nie zraziłaś. – poruszała znacząco brwiami. – A teraz
wstawaj. Szykuj się do pracy! Jesteś w końcu moim sponsorem!
-
Co?! Kim jestem? - powtórzyłam po niej.
-
No co, jesteś moim sponsorem do czasu, aż nie znajdę pracy. – wyszczerzyła zęby
za co uderzyłam ją z całej siły poduszką.
Założyłam
czarny podkoszulek, szare dżinsy i granatowe trampki. Włosy upięłam i mogłam
stwierdzić, że idealnie wpasowałam się w dress-code w „Estrella”. Tego właśnie
wymagał Louis i nie zamierzałam robić tam jakieś kuchenno-odzieżowej rewolucji.
Sofia
pojechała do pracy swoim samochodem, więc zabrałam się do knajpy razem z
sąsiadem z piętra wyżej. Nie narzucałam mu się. To Louis wysłał mi sms z
propozycją, którą z chęcią przyjęłam.
Założyłam
czarny fartuch, który zawiązałam na biodrach i dołączyłam do Apolinara, który
pomagał Alanowi kroić owoce na sałatkę. Niedługo
później dołączyła do nas Alicia, która skarżyła się na narastającą migrenę. Połknęła
jakąś tabletkę i siedziała na stołku oparta obiema dłońmi o bar.
-
Wychodzisz dziś na salę po zamówienia? – zwróciła się do mnie, kiedy pojawiłam
się za barem.
-
Tak. To będzie mój debiut i strasznie się tym stresuję. – odpowiedziałam odkładając serwetki na swoje miejsce.
-
Nie przejmuj się. Na początku będziesz się czuć nieswojo, ale pod koniec dnia
gwarantuję, że będziesz pracować jak maszyna. – uśmiechnęła się do mnie szeroko
i zwróciła się do Apo. – Kto się dziś zajmuje lewą stroną sali? Martin i Lola?
-
Martin wraca w poniedziałek. – odpowiedział szatyn. Chciałam go poznać, bo w
sumie znałam już wszystkich oprócz właśnie niego. Nie wiedziałam czego mam się
spodziewać. Apo opisał go w kilku kluczowych słowach: pewny siebie, pracowity,
lojalny, ale przesadnie perfekcyjny. Miałam to uznać za wadę czy zaletę?
Pracę
zaczęłam dokładnie o 12:00, kiedy na mojej stronie sali pojawiła się miła
starsza para. Usiedli w moim rewirze, więc od razu do nich podeszłam. Czułam,
że reszta mnie bacznie obserwuje. Wiedziałam, że jeżeli nie dałabym sobie rady
to oni pognaliby mi z pomocą. To było bardzo budujące i dodało mi otuchy. Nie
rozlałam ani zupy, ani kawy, ani nawet nie zadrgała mi ręka. Byłam z siebie
dumna i dostałam swój pierwszy w życiu napiwek!
Popołudnie
przeleciało mi w szybkim tempie. Miałam wrażenie, że wszyscy goście skłaniają
się bardziej do mojej strony sali, niż Loli. Ale nikt nie mógł narzekać na brak
pracy. Kelnerki biegały tam i z powrotem, w tym wszystkim ja próbowałam się
połapać w zamówieniach i również podbiegałam do baru. Apolinar za każdym razem
kazał mi brać głęboki wdech i powoli wypuszczać powietrze z płuc. To mi bardzo
pomagało.
-
Zasłużyłaś na pochwałę. – zaśmiał się Apo po wyjściu ostatniego klienta. – Nie dałaś
się porwać emocjom, byłaś miła i pracowita. Lou powinien być z siebie dumny, że
Cię zatrudnił.
-
Przestań mi już tak słodzić. – szturchnęłam go w bok. – Bo jeszcze Ci uwierzę. –
puściłam mu oczko.
-
Mamy już zamknięte. Proszę przyjść jutro. – swoje słowa Apolinar skierował do
drzwi wejściowych.
-
Ja do Florence. – usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się i ujrzałam Marc’a
stojącego w wejściu. – Wiem od Pat, że skończyłaś pracę.
-
Zgadza się. Zaraz jadę do domu. – zeskoczyłam z baru i weszłam na zaplecze by
zdjąć fartuch. Złapałam torebkę i udałam się do wyjścia. – Gadałeś z Pat?
-
Odwiedziłem ją razem z Alexisem. Od niej dowiedziałem się, że pracujesz do
dziesiątej. – razem skierowaliśmy się do wyjścia. Pożegnałam się z
współpracownikami i zamknęłam za nami drzwi.
-
Jeżeli się z Tobą nie umówię będziesz mnie nachodzić w pracy? – syknęłam naburmuszona.
– Tak nie można!
Podszedł
bliżej i kiedy podniosłam wzrok by na niego spojrzeć, on złapał mnie za oba
policzki i złożył na moich ustach krótki pocałunek. Nie odepchnęłam go od razu.
Oddałam pocałunek, ale kiedy zorientowałam się, że sprawa wymyka się spod mojej
kontroli, momentalnie go odepchnęłam.
-
Ej! – odpowiedział mi jedynie uśmiechem. – Czego Ty oczekujesz?
-
Jak już mówiłem. Chcę Cię zabrać na randkę. - uśmiechnął się zalotnie.
-
To chodźmy od razu. – ruszyłam w stronę jego auta. – Na co czekasz? – zwróciłam
się do niego, kiedy stałam obok samochodu i czekałam, aż odblokuje drzwi.
-
To nie ten samochód. – zaśmiał się i wskazał na samochód dalej, czyli białe sportowe audi. Nie wiem dlaczego założyłam, że należy do niego czarne porsche cayenne. Kiedy zauważyłam, że wsiada do niego Apo uśmiechnęłam się do niego.
Czyżby to auto odzwierciedlało jego osobowość? Miałam taki sam samochód w Stanach, ale
rozbiłam go po miesiącu użytkowania. Najwidoczniej miałam do niego jakiś
sentyment.
Wsiadłam
do audi od strony pasażera i zapięłam pasy. Marc zawiózł nas na nieopodal
znajdujący się plac zabaw. Po 22:00 raczej nie załapalibyśmy się na kolację w
jakiejkolwiek restauracji w okolicy. Plac zabaw był przyjemną alternatywą i
odskocznią od masy ludzi, z którymi miałam do czynienia przez cały dzień.
Usiadłam
na jednej z huśtawek i delikatnie odepchnęłam się od ziemi.
-
Więc co tak naprawdę robisz w Hiszpanii? – spytał siadając na huśtawce obok.
-
Nie mówiłam? Przyjechałam do ciotki Sofii… ot, cała historia. – westchnęłam.
-
I zatrudniłaś się u Louisa w „Estrella”. - próbował informacje złączyć w całość.
-
Dokładnie tak. Znasz Lou?
-
Jadamy u niego od czasu do czasu. Mamy blisko z Camp Nou. – odpowiedział. – A Pat?
Od dawna się przyjaźnicie?
-
Prawie całe życie. Poznałam ją w piaskownicy i od czasu kiedy zdzieliłam ją
łopatą po głowie, trzymamy się razem. Niczym siostry.
-
Masz rodzeństwo?
-
Mam starszą siostrę, Martę. Niedawno wyszła za mąż.
Dokładnie
w dniu jej ślubu wyleciałam z Nowego Jorku i zamknęłam za sobą dawne życie.
Oczywiście pominęłam ten mały, ale jakże istotny szczegół.
-
Ja mam brata bliźniaka. Ma na imię Eric. Mieszka w Madrycie. – nie mogłam
uwierzyć w jego słowa. Podwójne szczęście? Dwie pary pięknych oczu? Za dużo
piękna na raz! – Z czego się śmiejesz?
-
Nie, nic… z niczego. – posłałam mu uśmiech. – Plac zabaw. Czyli to Twoja
definicja randki?
Zeskoczył
ze swojej huśtawki i oparł się dłońmi o łańcuchy mojej. Uśmiech nie schodził mu
z twarzy.
-
Masz niesamowite oczy. – westchnęłam nie odwracając od niego wzroku. Delikatnie
odpychał moją huśtawkę przez co bujałam się jak małe dziecko.
Przybliżył
twarz i dotknął nosem mój policzek. Złożył na nim krótki pocałunek i usiadł z
powrotem na swojej huśtawce. Nie byłam zawiedziona takim obrotem sprawy. No... może troszeczkę.
*************************************************
Hej! Ostatnie dni wakacji przywitały nas paskudną pogodą! Co to ma być?? Myślałam, że znowu będzie lato, a tu jesień na całego. Może i to dobrze, bo mam trochę pracy, a tak to miałabym lenia (jakbym kiedykolwiek go nie miała...). Mam nadzieję, że usatysfakcjonowała Was dawka Marc'a w tym rozdziale :-) Zastanawiałam się ostatnio ile chciałabym tutaj notek umieścić i chyba koło dziesięciu. Nie wiem czy jest sens wymyślać i wymyślać. Zawsze powyżej dziesiątki łapie mnie lenistwo i brak weny, więc nie ma co pisać na siłę. A może jeszcze kiedyś coś zacznę... kto wie ;-)
PS: za wszystkie błędy przepraszam, ale nie chciało mi się czytać rozdział po raz setny.
Pozdrawiam! :*