Obudziłam
się po jedenastej. Sofia wymknęła się na spotkanie z Sandro, co równoznaczne
było z szybkim numerkiem, a Patricia odsypiała nocną posiadówę u Alexisa. Nie
budziłam jej, nie miałam serca. Zrobiłam sobie śniadanie, a mianowicie kanapkę
z czekoladą i czarną kawę i rozsiadłam się na wygodnej kanapie przed
telewizorem. Ciągle nie mogłam otrząsnąć się z pocałunku, który zaserwował mi
Marc. Wyglądało na to, że się spotykamy, ale nie byliśmy jeszcze razem na
poważnie. Kilka nieformalnych spotkań, kilka pocałunków… nic specjalnego.
Jasne! Dla mnie to było aż za wiele, a głowa promieniowała mi z natłoku myśli.
Umyłam
kubek w kuchni i wzięłam się za sprzątanie. Ciotka zostawiła po sobie trochę
bałaganu, bo spieszyła się na randkę i rozrzucała wszędzie swoje rzeczy.
Pozbierałam wszystko, pozamiatałam nawet podłogę i przetarłam kurze w salonie.
Chciałam się jej jakoś odwdzięczyć za to, że przygarnęła nas pod swój dach, nie
żądając żadnych pieniędzy.
Zastanawiał
mnie fakt, że nie otrzymałam jeszcze żadnego telefonu od mamy lub taty.
Wiedziałam dobrze, że zaangażowani byli całym ciałem i duszą w przygotowania
weselne, ale Marta wyszła za mąż tydzień temu i mogliby się już dawno
zorientować, że ich druga córka gdzieś zniknęła.
Z
rozmyślań wyrwał mnie głos Patricii, która skarżyła się na ból głowy.
-
Trzeba było więcej pić. – zaśmiałam się i podałam jej butelkę wody, która stała
na szafce przy telewizorze. – Jak się wczoraj bawiłaś?
-
Było świetnie. Następnym razem musisz ze mną iść! Ta atmosfera, która tam
panowała… była nie do opisania! Pierwszy raz byłam na stadionie, a Camp Nou…
powalił mnie na łopatki!
-
Strasznie się cieszę, że Ci się podobało.
-
Szkoda, że Cię nie było. Trochę się nudziłam i nie miałam z kim się
emocjonować. – westchnęła opadając na kanapę. – Marc był zawiedziony.
-
Widziałaś go przed meczem?
-
Ogólnie to miałam problem z wejściem, bo ochrona stwierdziła, że moje bilety są
nieważne czy coś takiego. Zadzwoniłam do Alexisa i ten wyszedł po mnie…
wywołując pisk i wrzawę kibiców… zabrał mnie na chwilę do ich szatni i powiem
Ci, że to był najlepszy widok jaki kiedykolwiek widziałam! Mnóstwo facetów
owiniętych tylko w ręczniki, albo w bokserkach… i na mój widok wcale się nie
krępowali!
-
Przywykli do takich odwiedzin. Ale powiedz Ty mi… chyba nie powinnaś wchodzić
przed meczem i ich rozpraszać, no nie?
-
No i dlatego byłam tam tylko z minutkę, ale widoki zapamiętam na wieki wieków. –
uśmiechnęła się szeroko. – Alexis dał mi przepustkę i poprosił kogoś z obsługi
by mnie zaprowadzili na miejsce.
-
Dobry z niego chłopak. – powiedziałam. – Ja natomiast miałam mnóstwo pracy. Do jedenastej
byłam na nogach. Wiesz ile par było na randkach? Nie wiedziałam, że wszyscy
uparli się na tę jedną knajpę…
-
Mówiąc o randkach i randkowiczach… Marc się odzywał? – poruszała znacząco brwiami.
-
Nie. Od wczoraj, a w sumie od dzisiaj nie pisał nic…
-
Wystarczył soczysty buziak na dobranoc! – zaśmiała się głośno, za co
spiorunowałam ją spojrzeniem. – No co? Jesteście już parą? O niczym mi nie
mówisz!
-
Bo nie ma o czym. Jasne? Sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Jak go
widzę to uginają mi się kolana, ale to wszystko działa się zdecydowanie za
szybko.
-
Będziesz miała czas by to sobie wszystko przemyśleć, bo chłopcy jadą na mecz
wyjazdowy do Chin i nie będzie ich pięć dni.
-
Nie wiedziałam. A przecież widziałam się z nimi wczoraj i nic mi nie
powiedzieli…
-
Byli całkowicie pochłonięci wczorajszym meczem. Ja dowiedziałam się tego od
Sofii, która jedzie z nimi.
Wzruszyłam
jedynie ramionami i wróciłam do pracy. Otworzyłam drzwi balkonowe, by do
pomieszczenia wpadło trochę świeżego powietrza i wróciłam do kuchni. Umyłam
blaty i kuchenkę, a później stół. Kiedy wszystko lśniło mogłam z czystym
sumieniem usiąść na kanapie obok Patricii. Sofia dołączyła do nas pół godziny
później opowiadając o swoim spotkaniu z przełożonym.
-
Nie sądzisz, że powinnaś to zakończyć? Przecież on nie rozwiedzie się ze swoją
żoną. – powiedziałam od razu w reakcji na jej zachwalania i wzdychania nad
kochankiem.
-
Florence! – pisnęła Pat. – Nie bądź taka okrutna! Twoja ciocia jest szczęśliwa!
-
Szczęśliwa? – powtórzyłam po niej. – Ten związek nie ma szans i musisz się z
tym pogodzić. Sandro ma żonę i dzieci… spotyka się z Tobą i na pewno jest dla
Ciebie dobry, ale na tym to się wszystko kończy. Kiedy się rozstajecie Ty
wracasz do nas, a on do rodziny.
Sofia
spoglądała na mnie oczami pełnymi łez. Miałam wrażenie, że lada moment
wybuchnie głośnym szlochem, ale tak się nie stało.
-
Flo, dziękuję że przypomniałaś mi w jakiej sytuacji się znajduję. Uwierz, że
nie zdawałam sobie z tego sprawy. – zakpiła chrypiącym głosem. – Jadę w
poniedziałek do Chin z moim pracodawcą i całą drużyną. Mamy pokoje obok siebie
i dziwnym zbiegiem okoliczności będę częstszym gościem właśnie u niego.
Wstała
i ostentacyjnie wyszła. Było mi głupio, ale nie chciałam dopuścić do tego by
cierpiała przez tego mężczyznę. Przeprosiłam ją chwilę później, ale widziałam
dobrze, że miała mnie serdecznie dość. Od zawsze byłam realistką i chciałam
zarażać tym poglądem wszystkich naokoło. Niektórzy jednak starali się patrzeć
na świat poprzez różowe okulary, a tego nie mogłam znieść. Byli według mnie
naiwni, ale tak się podobno dzieje kiedy jest się zakochanym.
Pat
była na mnie zła za to co powiedziałam ciotce. Ona również uważała, że Sof da
sobie świetnie radę i skoro zależy jej na Sandro, to niech się z nim spotyka.
Machnęłam ręką na jej słowa. Ja tylko chciałam żeby wszyscy byli szczęśliwi.
Wieczorem
przyjechał po nas Marc. Przygotowałam się na szczęście wystarczająco wcześniej,
by nie otworzyć mu drzwi w szlafroku. Założyłam beżową rozkloszowaną sukienkę
na ramiączkach i pudrowe szpilki. Włosy upięłam w niesfornego koczka i z
makijażem pomogła mi ciotka. Nadal była na mnie obrażona, ale nie potrafiła mi
odmówić przysługi. Patricia założyła miętową obcisłą sukienkę i beżowe szpilki.
Wyglądała jak milion dolarów i doskonale sobie zdawała z tego sprawę.
Miałam
wrażenie, że Marc był jakiś dziwny. Może to tylko moje dziwne urojenia, ale
przywitał mnie buziakiem w policzek i markotnym wyrazem twarzy. Miał na sobie
czarną koszulę wpuszczoną w drogie dżinsy i wywiniętą w rękawach do łokci i
granatowe trampki. Oczywiście wyglądał zabójczo, ale on zawsze tak wyglądał.
Nie było okazji kiedy mogłabym stwierdzić z czystym sumieniem, że przydałby mu
się stylista albo co najmniej zmiana butiku. Zawsze wyglądał perfekcyjnie.
-
Co tam, Sof? – brunet zwrócił się do ciotki, która obserwowała bacznie jak
Patricia poprawia makijaż, który ona jej zrobiła kilka minut wcześniej.
-
Wszystko w porządku. – posłała mu szeroki uśmiech. – Podekscytowany wyjazdem do
Chin? Bo ja nie mogę się wprost doczekać!
-
No właśnie nie za bardzo. Wolałbym zostać w Barcelonie. – posłał mi krótkie
spojrzenie.
-
A, no tak. – pokiwała jedynie głową ciocia. – Pięć dni szybko zleci i będziemy
z powrotem w szarej barcelońskiej rzeczywistości.
Wymieniłam
się z nią spojrzeniem i ponagliłam Patricię, która guzdrała się i biegała tam i
z powrotem. Zeszliśmy po schodach przed kamienicę i wsiedliśmy do samochodu
Marc’a. Blondynka zajęła miejsce z tyłu co było jej ingerencją w sytuację
pomiędzy mną, a piłkarzem. Przez całą drogę milczeliśmy i słuchaliśmy piosenek,
które akurat leciały w radio.
Jak
się okazało impreza miała odbyć się w jego domu, więc pewnie dlatego był taki
zestresowany. Na miejscu porządku pilnował niezawodny Alexis i Sergi Roberto.
Reszta była już w szampańskich nastrojach. Alkohol oczywiście lał się strumieniami,
ale mnie bardziej interesowało zwiedzanie domu Marc’a niż zabawa. Sam
właściciel postanowił mnie po nim oprowadzić.
Wyszliśmy
po krętych schodach na górę i wreszcie poczułam jego usta na moich. Czekałam na
to przez cały dzień! Niby wszyscy wiedzieli, że ja i Marc ze sobą „kręcimy”,
ale nie chciałam się całować przy nich. Czułabym się zawstydzona, bo nie
przywykłam do publicznego okazywania czułości.
Marc
pokazał mi swoją sypialnię, którą okupywał mały piesek leżący na jego łóżku.
Okazało się, że to Nina, suczka, którą zamknął przed Thiago. Podobno piłkarz
zamęcza ją na śmierć przy każdej okazji, a psinka nie lubi imprez. Zdecydowanie
lubi leżeć na łóżku swojego właściciela i uciąć sobie drzemkę. Rozpieszczony
pies? To mało powiedziane.
Na
ścianie wisiały duże obrany, mnóstwo zdjęć i ramek, które harmonijnie ze sobą
współgrały. Wytłumaczył mi, że jego mama zajmuje się dekoracją wnętrz i zajęła
się jego domem osobiście, co wcale mnie nie zdziwiło.
-
Kiedy wylatujecie do Chin? – zapytałam oglądając zdjęcia jego rodziny, które
stały w ramkach na ozdobnej komodzie z drugiej strony pokoju.
-
W poniedziałek rano. – objął mnie od tyłu i pocałował w szyję. – Miałem plany
na ten tydzień, chciałem Cię zabrać za miasto, trochę pozwiedzać… Sandro
wymyślił mecz i musimy lecieć.
Odwróciłam
się do niego przodem i oparłam o komodę za mną. Uśmiechnęłam się i złapałam go
ręką za szyję. Marc złożył na moich ustach długi pocałunek.
-
Nadrobimy wszystko po Twoim powrocie. – uśmiechnął się delikatnie i dotknął
nosem mój policzek. Wszystko było takie nierealne. Planowałam z nim przyszłość,
a wiedziałam dobrze, że w obecnej sytuacji najlepszym rozwiązaniem byłoby życie
chwilą. Byłam przekonana, że nic nie trwa wiecznie i wkrótce sielanka może
przerodzić się w koszmar. Tak się właśnie wychowałam, na wzlotach i upadkach
rodziców, ich firm. Myślenie, że jestem panem wszechświata było po prostu
śmieszne. Im prędzej zrozumiałam, że świat nie powstał tylko i wyłącznie dla
mnie, tym byłam zdrowsza.
Czas,
który spędziłam w pokoju z Marc’iem na rozmowie był dosyć podejrzany dla
Patricii, która weszła do jego pokoju bez pukania. Obstawiała, że zastanie nas
w niezręcznej sytuacji, więc na wszelki wypadek zasłoniła oczy dłonią.
-
Przepraszam… - było jej głupi, kiedy zdała sobie sprawę, że Marc siedzi na
łóżku, a ja na fotelu z drugiej strony pokoju. – Dzwoniła Sofia. – zwróciła się
do mnie. – Mówi, że to coś ważnego.
-
Stało się coś? – podniosłam się momentalnie z miejsca. – Coś z nią?
-
Nie, nie. Ustaliłam jedynie, że ciotka jest cała i zdrowa. Chodzi raczej o nas.
– wymieniłyśmy się znaczącymi spojrzeniami.
-
Dobra to jedziemy. – zadecydowałam z marszu.
-
Podwieźć Was? – zwrócił się do mnie Marc, łapiąc mnie za rękę w drzwiach.
-
Złapiemy taksówkę, a Ty pilnuj, żeby nie roznieśli Ci domu. – uśmiechnęłam się.
Brunet dopilnował byśmy wsiadły do taksówki i wrócił z powrotem do domu.
Przez
całą drogę powrotną byłam podenerwowana i nie wiedziałam czego mogę się
spodziewać. Dziwny telefon Sof, który Pat oceniła na zaskakująco przerażający i
powiewający grozą.
Wbiegłam
po schodach do mieszkania ciotki i ujrzałam w salonie znajomą mi postać.
-
Tata?! – krzyknęłam ledwo łapiąc wdech. Siedział na kanapie, wyglądał jak
zawsze, w idealnym garniturze, z doskonałą fryzurą i wyrachowaniem. Jego mina
zdradzała jednak wszystko.
-
Witam, Florence. – zaraz za mną do salonu wbiegła Pat, która na widok mojego
ojca zaklęła pod nosem dając upust swojemu zdziwieniu. – Ciebie również dobrze
widzieć, Patricio.
Usiadłyśmy
naprzeciwko niego i z minami wyrażającymi więcej niż tysiąc słów czekałyśmy na
to, aż zacznie na nas krzyczeć.
-
Gdyby nie fakt, że wszyscy zajęci byliśmy organizacją ślubu Twojej siostry, to Twój
wybryk potraktowany byłby jak zwykle. Ochrona sprowadziłaby Cię z lotniska,
dostałabyś szlaban i po kłopocie. Jednak tym razem niewystarczająco Cię
upilnowaliśmy i na chwilę spuściliśmy z Ciebie oko. Miałaś szansę,
wykorzystałaś ją, gratuluję.
-
Ale tato…
-
Nie przerywaj mi jak mówię. – skarcił mnie wzrokiem. – Pobawiłaś się w
niezależność i chyba wyszło Ci to uszami. Byłem w Twojej pracy i widziałem w
jakich warunkach musiałaś pracować. Jestem pełen podziwu, bo w Stanach nawet
nie weszłabyś do takiej knajpy na kawę.
-
Amancio, daj im spokój. Są młode i chciały się wyszaleć. – wtrąciła się Sofia,
która wreszcie wyszła z kuchni.
-
Ty też mi nie przerywaj! – wrzasnął. – Nie obchodzi mnie ile masz lat, zawsze
będę czuwać nad Twoim bezpieczeństwem. Opłaciłem Ci najlepszą szkołę w Stanach,
którą rzuciłaś dla spontanicznego wyjazdu do Hiszpanii i po co? Ja się pytam po
co? Dla tego piłkarza? To nie Twoja liga i lepiej o nim szybko zapomnij, bo
więcej się z nim nie zobaczysz.
Spojrzałam
na niego zaskoczona, później na Patricię, która siedziała z szeroko otworzonymi
ustami, a potem na Sof. Dobrze wiedziała, że prędzej czy później do tego
dojdzie.
-
Masz godzinę, żeby się spakować. O 23:00 wylatujemy do domu. – zarządził.
-
Ale tato?! – krzyknęłam wstając z miejsca.
-
Chyba wyjątkowo jasno się wyraziłem. Pakuj się!
Krzyknęłam,
że go nienawidzę, ale moje słowa jakoś specjalnie nie wywołały u niego
wielkiego zainteresowania.
-
A i żeby było jasne. Rozmawiałem z rodzicami Patricii. Ty też z nami lecisz. –
zwrócił się do blondynki, która nadal nie mogła otrząsnąć się z wizyty mojego
ojca.
Byłam
wściekła. Czułam się jak więzień, którego złapano na ucieczce i z powrotem
wsadzono do więzienia. Byłam dorosła, a traktowano mnie jak małe dziecko.
Chciałam wreszcie poczuć się wolna i żyć bezstresowo. Miałam okazję przez jeden
krótki tydzień. Znalazłam pracę, przyjaciół, Marc’a. Wszystko legło w gruzach i
nie zapowiadało się, aby miało to się kiedyś odbudować. Nie z moim ojcem. A
raczej dyktatorem.
*************************************************
Hej.
Napisałam coś, bo nie chciałam urywać tej historii w nieokreślonym punkcie.
Teraz jest już wiadome, że Florence wraca do domu, a jeżeli zdecyduję się na
kontynuację to nie będę musiała nikogo wskrzeszać czy coś ;) Oczywiście myślę,
że tutaj wrócę z nowymi rozdziałami, ale nie mam ich jeszcze napisanych, bo
miałam wielkie zamieszanie. Zdałam poprawkę i jestem na drugim roku ;) Jeszcze
tydzień wakacji i znów bieganina na zajęcia. Ok jakby były jakieś błędy to
przepraszam, ale nie czytałam tego dwa razy. Po prostu pisałam i tak jakoś wyszło.
Pozdrawiam
wszystkich serdecznie i do napisania!