30.07.2013

Chapter 1. ¡Viva Barcelona! Visca Catalunya!


Lot z Nowego Jorku do Barcelony był opóźniony o prawie godzinę. Siedziałyśmy jak na szpilkach i nerwowo stukałyśmy paznokciami o oparcie drewnianych krzeseł w poczekalni. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, a serce waliło mi jak oszalałe. Miałam wrażenie, że w każdej chwili na lotnisko może wpaść ojciec i pokrzyżuje nam plany.
- Daję słowo, zaraz umrę. – jęknęła Pat ściskając uchwyt swojej torebki. – Jeszcze chwila i eksploduje mi głowa!
- Zaraz przejdzie ta nawałnica i wystartujemy. – uśmiechnęłam się pocieszająco, choć w głębi duszy byłam przerażona.
Nerwowo spoglądałam na zegarek i kiedy wybiła godzina 23:04 usłyszałam głos zapowiadający nasz samolot. Zerwałyśmy się z miejsca i dosłownie przebiegłyśmy przez bramki. Nie mogłam jeszcze odetchnąć z ulgą, ale cieszyłam się jak małe dziecko.
Całą drogę do Barcelony przespałyśmy i prawdę powiedziawszy na całe szczęście, bo co innego mogłyśmy robić przez tyle godzin lotu? Kiedy się obudziłam podchodziliśmy do lądowania na El Prat. Ściskałam dłoń Pat, która aż piszczała z podekscytowania, ja natomiast zachowałam zdrowy rozsądek. Nie mogłam cieszyć się zbyt szybko, bo równie dobrze mogłam spodziewać się widoku ojca na lotnisku. Wszystko było możliwe.
Odebrałyśmy nasze walizki i podeszłyśmy do taksówki. Trochę odzwyczaiłam się do mówienia po hiszpańsku, bo przez ostatnie lata mieszkałam w Nowym Jorku i język angielski stał się tym, którego używałam przez praktycznie cały czas. Szybko jednak przestawiłam się i przekazałam kierowcy adres cioci Sofii.
Sofia Pérez Marcote, bo tak właśnie nazywała się siostra mojej mamy, posiadała mieszkanie w La Ribera, czyli praktycznie na Starym Mieście Barcelony. Chwaliła sobie to miejsce, bo było bardzo modne jeśli chodzi o eleganckie restauracje czy sklepy, ale z drugiej strony miała serdecznie dość wycieczek i tego typu rodzaju kolonii, które zakłócały jej spokój. A ta kobieta potrafiła się wściekać jak nikt inny!
Na weselu moich rodziców urządziła prawdziwe przedstawienie. Prawdziwa Hiszpanka z krwi i kości.
- Flo? Na litość boską, co Ty tu robisz? – wrzasnęła w progu. Zagestykulowała teatralnie dłońmi i wciągnęła mnie za ramiona do środka.
- Cześć ciociu. Kiedy to ostatni raz się widziałyśmy? – zaśmiałam się nerwowo i  zamachałam dłonią, żeby do mieszkania weszła Pat, która nadal stała za drzwiami z przerażoną miną.
- Pięć na pewno. Ale wyrosłaś! – spojrzała na mnie badawczo. – Piękna jak ciocia! – uściskała mnie mocno. – Co Cię do mnie sprowadza moja droga? Stało się coś?
- Napisałam Ci maila tydzień temu… - zmrużyłam oczy.
- Maila? – zaśmiała się głośno. – Nie kupiłam laptopa od czasu, kiedy wyrzuciłam go przez okno, bo zobaczyłam zdjęcia Federico na facebooku z jakąś cizią. Czyli… - zaczęła liczyć na głos. - …będzie trzy miesiące.
- I nie przeczytałaś wiadomości? – złapałam się za głowę. – Napisałam, że przyjeżdżamy, żebyś nie mówiła nic rodzicom… o niczym nie wiesz?!
- Kochanie, powiedziałabym gdybym wiedziała. Nie jestem w sieci od jakiegoś czasu, więc naprawdę nie przeczytałam Twojego maila.
- Ale nie gniewasz się…? – uniosłam jedną brew do góry.
- Ależ skąd! Spędzicie u mnie wspaniałą przerwę międzysemestralną!
Wymieniłam badawcze spojrzenia z Pat, która nie wiedziała co ma powiedzieć. Chyba po raz pierwszy w życiu.
- Ciociu… chodzi o to, że wyniosłyśmy się ze Stanów. – zaczęłam po chwili.
- Jak to? – zaśmiała się głośno. – Florence Ortega Pérez, mów natychmiast co się stało.
- Może wejdziemy do salonu? Nie będziemy chyba rozmawiać w korytarzu. – uśmiechnęłam się szeroko próbując rozładować choć trochę atmosferę.
Usiadłam razem z Pat na kanapie, a ciocia naprzeciwko nas z nietęgą miną. Wyraźnie było widać, że jest podenerwowana, więc wolałam jakoś załagodzić sytuację, niż oberwać od niej talerzem czy kubkiem. A gdy się wściekała rzucała wszystkim. Dosłownie.
- Ciociu… - zaczęłam niepewnie.
- Mów mi Sof, to „ciociowanie” mnie postarza. – burknęła.
- Ok, Sof. Posłuchaj… wiesz jaki jest mój ojciec, prawda? – przytaknęła od razu i wykrzywiła usta w grymas. – Nie mogłam dalej żyć pod kloszem, bo czułam, że się dosłownie duszę. Musiałam wyrwać się ze Stanów, bo chcę zacząć wszystko tutaj na nowo.
- Jak to sobie wyobrażasz?
- Pomieszkamy u Ciebie przez jakiś czas, a potem coś wynajmiemy. Będę musiała znaleźć pracę, bo gdy ojciec dowie się, że zniknęłam automatycznie zablokuje mi kartę kredytową. Wybrałam trochę gotówki, ale wiesz jak szybko pieniądze się rozchodzą.
- Wystarczy kupić jedną parę szpilek i już nie ma wypłaty!
- Otóż to. – przytaknęłam. – Zależy mi na tym, żebyś nas kryła. Kiedy zadzwoni tata, powiedz, że nie ma nas tutaj. Proszę, nie kontaktuj się z mamą.
- Dlaczego miałabym to zrobić? Nie rozmawiałam z nią od lat. Jestem czarną owcą rodziny.
- Nie Ty jedna. – westchnęłam pod nosem. Brunetka uśmiechnęła się szeroko i po chwili zaśmiała się głośno.
- W sumie to czemu nie. Zostańcie tu ile chcecie, ale mieszkanie mam niewielkie, a wy nie przywykłyście do takich standardów.
- Ciociu… tzn. Sof, jest tu idealnie.
- Pani Sof, jestem naprawdę wdzięczna, że mogę tu być. Nowy Jork to duże miasto, a mimo to nie mogłam się tam czuć swobodnie. Kiedy tu weszłam… od razu poczułam się jak w domu. – ciocia podeszła do Pat i mocno ją uściskała. Słowa przyjaciółki wywołały potok łez z oczu Sof, która łkała siedząc pomiędzy nami.
- I co ja mam z Wami począć? – wytarła chusteczką mokre policzki. – Chyba musimy się napić.
- Koniecznie! – krzyknęłam niemal równocześnie z Pat.

Ciotka zaprowadziła nas do jednego z pubów, w którym po prostu chce się przebywać i nigdzie nie wychodzić. Było w nim nadzwyczaj przytulnie, a to za sprawą wyposażenia jak w latach ubiegłego stulecia. Zero nowoczesności (oczywiście prócz najrozmaitszych sprzętów kuchennych, ekspresów do kawy itp.), miękkie loże, przytulne kąciki, w których mogli spotykać się zakochani.
- Co pijecie? – zapytała Sofia przeglądając kartę z alkoholami. – Może wezmę butelkę wina?
- Jestem jak najbardziej za. – przytaknęłam. Ciocia podeszła do lady, za którą stał nieziemsko przystojny brunet i złożyła zamówienie.
- Znasz go? – zwróciłam się do niej zaraz po jej powrocie. Sprawiła wrażenie jakby znała go od lat i gawędziła aż miło.
- To Louis, mieszka w mojej kamienicy. Dokładnie piętro nade mną, a teraz nad nami. – uśmiechnęła się. – Jest przemiły i dobrze wychowany, ten bar jest jego własnością.
- Może pogadałabym z nim później czy nie ma jakiejś wolnej posady. Bo tutaj jest naprawdę świetnie. – rozejrzałam się dookoła. Przy stolikach i w lożach siedzieli praktycznie sami zakochani.
- Nie ma problemu. Lou! – krzyknęła i machnęła ręką, by przystojny właściciel do nas podszedł.
- Już chcesz rachunek? Nawet nie napiłyście się wina. – zauważył od razu. Spojrzał to na mnie, to na Pat i uśmiechnął się przyjaźnie. – Jestem Louis. – podał mi rękę, którą od razu uścisnęłam. Pat zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się szeroko do nowego znajomego.
- To Florence, moja siostrzenica i Patricia jej przyjaciółka. Dziewczyny są ciekawe czy nie masz tu jakiejś wolnej posady. Przyjechały ze Stanów i chciałyby u nas trochę pomieszkać.
- O, ze Stanów? – usiadł obok mnie. – Wiecie co, póki co potrzebuję jednej kelnerki, bo Milena chce iść na urlop macierzyński. Nie wiem czy to by którąś z was ratowało.
- Jestem chętna! – ubiegłam przyjaciółkę, która chciała krzyknąć to samo. – Jak na sam początek życia w Barcelonie to ta praca jest chyba w sam raz.
- Myślę, że później może mi się coś zwolnić, bo jest dopiero marzec, a przed wakacjami wiele ludzi idzie na urlopy, więc za jakiś czas druga koleżanka może pytać się o pracę. – uśmiechnął się do Pat, która nie kryła rozczarowania.
- W takim razie musimy obgadać szczegóły naszej współpracy, ale to chyba później. – upiłam trochę wina z kieliszka. – Jest tu naprawdę wspaniale.
- Dziękuję… to nie tylko moja zasługa, ale i projektanta wnętrz, który zrobił z tego miejsca perełkę.
- Widać, że gościu znał się na rzeczy. A mówię to naprawdę poważnie, bo studiuję… a raczej studiowałam projektowanie wnętrz.
- Zrezygnowałaś? – zaciekawił się od razu.
- Przyjechałam tutaj i tak jakoś wyszło. – ciocia i Pat spoglądały na nas z zaciekawieniem. – Macie coś do powiedzenia? – spojrzałam na dwójkę siedzącą naprzeciwko mnie.
- Ależ skąd, Flo.
- A Ty, Sof, czym się zajmujesz? Rodzicie mi nigdy nic o Tobie nie mówili. – zagaiłam po chwili krępującej ciszy. Siedziałyśmy dalej w pubie i piłyśmy kolejną butelkę wina, którą osobiście przyniósł nam Louis.
- W życiu zajmowałam się wieloma zawodami… teraz jestem tak jakby asystentką prezesa klubu, tutaj w Barcelonie.
- Jakiego klubu? – zainteresowała się razu Pat.
- FC Barcelony. To taka nudna robota… przeglądam papiery, umawiam na spotkania, odbieram jego telefony, bukuje bilety…
- Masz do czynienia z piłkarzami? – podskoczyła blondynka.
- Jasne. Z wieloma się przyjaźnie… wielu z nich mogłoby być moimi synami, ale cóż. Wezmę was kiedyś na mecz, to jest dopiero super przeżycie.
- Bardzo chętnie. – zgodziłam się od razu.
- Jutro grają mecz towarzyski, więc bez problemu załatwię bilety. Sandro nie może mi odmówić w niczym. – zatrzepotała rzęsami.
Wszystko nagle stało się jasne. Sof sypiała ze swoim szefem i zachowała posadę tylko dlatego, żeby mogła być na każde jego skinienie palca. Jemu o oczywiście odpowiadało, jej najwyraźniej też.
Późnym wieczorem wróciłyśmy do mieszkania w towarzystwie Louisa. Pożegnał się z nami, wcisnął mi w dłoń karteczkę z jego numerem telefonu, abym zadzwoniła w sprawie pracy i wybiegł piętro wyżej, a my weszłyśmy pod nr 13.
Sof zagospodarowała dla nas pokój gościnny, a sama zaszyła się w swojej sypialni. Trochę przesadziłyśmy z alkoholem i ledwo kontrolowałyśmy się, aby nie upaść na podłogę. Nie ma to jak huczne przywitanie!

Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Znalazłam w swojej kosmetyczce jakieś proszki przeciwbólowe, a w kuchni butelkę wody. Popiłam tabletkę solidnym łykiem cieczy i usiałam na krześle przy stole.
- O, już wstałaś! – do kuchni weszła Sof z szerokim uśmiechem na twarzy. Wyglądała obłędnie, a daję słowo, że wypiła poprzedniego wieczoru więcej ode mnie. Idealny makijaż i kok, który podkreślał jej nieskazitelne rysy twarzy. Błękitna koszula z długim rękawem wpuszczona do ołówkowej spódnicy, która eksponowała jej wydatny latynoski tyłek. Wyglądała jak niegrzeczna sekretarka.
- Idziesz do pracy? – przytaknęła głową i wyjęła z lodówki coś do jedzenia. – Pat śpi jak zamordowana i pewnie obudzi się dopiero wieczorem.
- Chcesz ze mną pójść? Będzie Ci się nudzić, ale zawsze to lepsze niż siedzenie tutaj i patrzenie w sufit.
- A mogę? – podskoczyłam na krześle. Wtedy zdałam sobie sprawę jak bardzo bolała mnie głowa. Faktycznie potrzebowałam się czymś zająć, żeby tylko nie siedzieć w zamkniętych czterech kątach.
Sof poczekała na mnie aż się przebiorę i wyszłyśmy razem z mieszkania. Zostawiłam na szafce przy łóżku krótką notkę do Pat, że wychodzę i wsiadłam do czerwonego mini coopera ciotki.
Miałam na sobie krótkie postrzępione dżinsowe spodenki, które jak stwierdziła Sof zawróciłyby niejednemu w głowie i szarą naciągniętą koszulkę z nadrukiem czarnej gwiazdki. Niespecjalnie się malowałam, ale pomalowałam rzęsy i zniwelowałam worki pod oczami. Włosy przeczesałam i popsikałam się delikatnie perfumami.
Samochód ciotki był mały, ale strasznie zadziorny. Czułam się w nim jak w samochodzie rajdowym, gdy ciotka naciskała pedał gazu. Gnałyśmy po barcelońskich uliczkach i ze śmiechem na ustach zaparkowałyśmy na parkingu podziemnym.
Sof wprowadziła mnie do środka i załatwiła plakietkę z napisem „gość”. Pomagałam jej segregować jakieś dokumenty i przy tym miałyśmy doskonałą okazję do nadrobienia zaległości w plotkowaniu.
Biurko cioci znajdowało się w wielkim holu na samym szczycie wielkiego budynku, w którym znajdowały się biura wszystkich szych, dyrektorów i zarządców klubu. Oczywiście honorowy gabinet zajmował prezes, który otrzymał największe pomieszczenie i to dokładnie na samej górze, oczywiście z najlepszym widokiem z okien.
- Mógłbym Cię prosić na chwilę…? – z gabinetu wyłonił się starszy mężczyzna o troszkę przysiwianych włosach, w garniturze i z zawzięciem czytający jakieś dokumenty. Na mój widok przystanął na chwilę i przyjrzał mi się uważnie. – Mamy stażystkę?
- Nie, nie. To moja siostrzenica, Florence. – brunetka uśmiechnęła się szeroko na widok szefa. – Mam nadzieję, że nie ma Pan nic przeciwko, że posiedzi sobie chwilę u nas.
- Ależ skąd. Mógłbym Cię prosić o kawę?
- Oczywiście. Już robię.
Prezes zniknął za drzwiami swojego gabinetu, a ja patrzyłam szeroko otworzonymi oczami na ciotkę.
- Co to było? – pisnęłam zajmując jej fotel.
- Co, co? To? To Sandro Rosell. Prezes.
- Tak, domyśliłam się… macie romans?
- Co? – zaśmiała się głośno. – Sandro ma żonę… - spiorunowałam ją wzrokiem. – No dobra, od czasu do czasu…
- Sof!
- Mówiłam Ci, że nie jestem święta.
- Ja też nie jestem, ale on? Stać Cię na coś lepszego. – westchnęłam głośno. – On ma z 60 lat.
- Nie przesadzaj, ma niecałe 50. Czasami się spotykamy, to nic zobowiązującego. Skup się na pracy, bo będziesz siedzieć na przerwie obiadowej i segregować te papiery.
Dokładnie piętnaście minut później Sofii otrzymała telefon o niespodziewanej konferencji prasowej kilku piłkarzy. Powiadomiła o tym swojego szefa i razem zjechaliśmy na parter. Mogłam wejść do środka, tylko i wyłącznie dlatego, że konferencja zorganizowana była dla dziennikarzy i praktycznie nikt nie domyślał się kim byłam. Zdjęłam plakietkę z napisem „gość” i usiadłam obok jakiegoś dziennikarzyny z notesem w ręce. Byłam podekscytowana widokiem wchodzących piłkarzy. Byli zdecydowanie przystojniejsi niż przypuszczałam. Od razu złapałam kontakt wzrokowy z jednym z nich i nie mogłam powstrzymać się od zawadiackiego uśmiechu. 


*************************************************
 Hej!!! Już dziś wielki mecz :-) Nie mogę się go doczekać! Zwłaszcza, że powołany został Marc i w obecnej chwili znajduje się na drugim końcu pięknej Polski! Szkoda, że jestem dokładnie po drugiej stronie kraju, ale trudno ;-) Ciekawe jak zaprezentuje się Neymar Jr. Hmmm też będziecie oglądać? ;-)
Pozdrawiam i do nast. rozdziału!

Update: (1.08) Hej! Wiadomą rzeczą jest, że były trener Barcelony, Tito, zmaga się z nawrotem choroby nowotworowej. Dumakatalonii.pl organizuje akcje, tzn. chce zamówić opaski na rękę, które mają na celu pokazanie naszego wsparcia trenerowi i wszystkim osobom chorym na raka. Koszt to 7 zł. Myślę, że to dobra i potrzebna inicjatywa. Oczywiście jedną sobie zamówiłam, ale by akcja wypaliła musi nas być 500 - więc jeśli ktoś jest chętny to polecam!

10 komentarzy:

  1. Wkońcu napisałaś pierwszy rozdział ! Świetny : D Kiedy nn ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba domyślam się z kim złapała kontakt wzrokowy :D Dobrze Cie rozumiem. Brak weny pochłonął mnie w większości i nie jestem w stanie skleić sensownego zdania, ale nie będę marudziła to może wróci :D
    Czekam na następny!

    Zapraszam do siebie na nowy rozdział!
    http://bedlaamite.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. hihi, złapała kontakt wzrokowy, czuje że bedzie bosko:d
    Czekam na nowość ! :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest cudowny :D Boziu, udało im się! I jeszcze Flo dostanie pracę, normalnie żyć nie umierać. Ta cała cioteczka to jednak dobra jest... wywaliła laptopa przez okno (co mnie strasznie zdziwiło), pracuje dla Sandro i jeszcze ma z nim romans! U la la, nie mogłoby być lepiej :D
    Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział :) Bardzo mi się podoba ;p Hah ciotka Florence jest po prostu boska xd Już ją lubię, hehe :) Wywalić laptopa przez okno... ja nie miałabym takiej odwagi, ale cóż xd
    Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału :)
    Pozdrawiam :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam ciotkę Florence *o* Normalni- moja babka :D Mam nadzieję, że ten kontakt wzrokowy to nawiązała z Marc'iem? ;o I niech ten Lou lepiej trzyma się od niej z daleka :D Pozdrawiam i czekam na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahah ciotka mnie rozwaliła haha xd Macie romans? Co? No dobra od czasu do czasu haaha leżę xd
    A ta końcówka.. Coś czuję, że na kontakcie wzrokowym się nie skończy xd
    Zapraszam do mnie tak w ogóle: http://cesar-azpiulicueta-story.blogspot.com/
    Za każdy komentarz jestem niezmiernie wdzięczna i gdybyś mnie mogła informować w zakładce SPAM o nowych rozdziałach to by było cudownie xd
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. bardzo fajny rozdział ! bardzo fajna jest ta ciocia ;)
    będę czytać, jeśli mogłabyś to informuj mnie ;) w zakładce spam na jednym z blogów :)

    zapraszam na rozdział 4 na:
    marii-realmadridstory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń