Lot
z Nowego Jorku do Barcelony był opóźniony o prawie godzinę. Siedziałyśmy jak na
szpilkach i nerwowo stukałyśmy paznokciami o oparcie drewnianych krzeseł w
poczekalni. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, a serce waliło mi jak
oszalałe. Miałam wrażenie, że w każdej chwili na lotnisko może wpaść ojciec i
pokrzyżuje nam plany.
-
Daję słowo, zaraz umrę. – jęknęła Pat ściskając uchwyt swojej torebki. –
Jeszcze chwila i eksploduje mi głowa!
-
Zaraz przejdzie ta nawałnica i wystartujemy. – uśmiechnęłam się pocieszająco,
choć w głębi duszy byłam przerażona.
Nerwowo
spoglądałam na zegarek i kiedy wybiła godzina 23:04 usłyszałam głos
zapowiadający nasz samolot. Zerwałyśmy się z miejsca i dosłownie przebiegłyśmy
przez bramki. Nie mogłam jeszcze odetchnąć z ulgą, ale cieszyłam się jak małe
dziecko.
Całą
drogę do Barcelony przespałyśmy i prawdę powiedziawszy na całe szczęście, bo co
innego mogłyśmy robić przez tyle godzin lotu? Kiedy się obudziłam podchodziliśmy
do lądowania na El Prat. Ściskałam dłoń Pat, która aż piszczała z
podekscytowania, ja natomiast zachowałam zdrowy rozsądek. Nie mogłam cieszyć
się zbyt szybko, bo równie dobrze mogłam spodziewać się widoku ojca na
lotnisku. Wszystko było możliwe.
Odebrałyśmy
nasze walizki i podeszłyśmy do taksówki. Trochę odzwyczaiłam się do mówienia po
hiszpańsku, bo przez ostatnie lata mieszkałam w Nowym Jorku i język angielski
stał się tym, którego używałam przez praktycznie cały czas. Szybko jednak
przestawiłam się i przekazałam kierowcy adres cioci Sofii.
Sofia Pérez Marcote, bo tak właśnie
nazywała się siostra mojej mamy, posiadała mieszkanie w La Ribera, czyli
praktycznie na Starym Mieście Barcelony. Chwaliła sobie to miejsce, bo było
bardzo modne jeśli chodzi o eleganckie restauracje czy sklepy, ale z drugiej
strony miała serdecznie dość wycieczek i tego typu rodzaju kolonii, które
zakłócały jej spokój. A ta kobieta potrafiła się wściekać jak nikt inny!
Na weselu moich rodziców urządziła
prawdziwe przedstawienie. Prawdziwa Hiszpanka z krwi i kości.
- Flo? Na litość boską, co Ty tu
robisz? – wrzasnęła w progu. Zagestykulowała teatralnie dłońmi i wciągnęła mnie
za ramiona do środka.
- Cześć ciociu. Kiedy to ostatni raz
się widziałyśmy? – zaśmiałam się nerwowo i zamachałam dłonią, żeby do
mieszkania weszła Pat, która nadal stała za drzwiami z przerażoną miną.
- Pięć na pewno. Ale wyrosłaś! –
spojrzała na mnie badawczo. – Piękna jak ciocia! – uściskała mnie mocno. – Co
Cię do mnie sprowadza moja droga? Stało się coś?
- Napisałam Ci maila tydzień temu… -
zmrużyłam oczy.
- Maila? – zaśmiała się głośno. – Nie
kupiłam laptopa od czasu, kiedy wyrzuciłam go przez okno, bo zobaczyłam zdjęcia
Federico na facebooku z jakąś cizią. Czyli… - zaczęła liczyć na głos. - …będzie
trzy miesiące.
- I nie przeczytałaś wiadomości? –
złapałam się za głowę. – Napisałam, że przyjeżdżamy, żebyś nie mówiła nic
rodzicom… o niczym nie wiesz?!
- Kochanie, powiedziałabym gdybym
wiedziała. Nie jestem w sieci od jakiegoś czasu, więc naprawdę nie przeczytałam
Twojego maila.
- Ale nie gniewasz się…? – uniosłam
jedną brew do góry.
- Ależ skąd! Spędzicie u mnie wspaniałą
przerwę międzysemestralną!
Wymieniłam badawcze spojrzenia z Pat,
która nie wiedziała co ma powiedzieć. Chyba po raz pierwszy w życiu.
- Ciociu… chodzi o to, że wyniosłyśmy
się ze Stanów. – zaczęłam po chwili.
- Jak to? – zaśmiała się głośno. –
Florence Ortega Pérez, mów natychmiast co się stało.
- Może wejdziemy do salonu? Nie
będziemy chyba rozmawiać w korytarzu. – uśmiechnęłam się szeroko próbując
rozładować choć trochę atmosferę.
Usiadłam razem z Pat na kanapie, a
ciocia naprzeciwko nas z nietęgą miną. Wyraźnie było widać, że jest
podenerwowana, więc wolałam jakoś załagodzić sytuację, niż oberwać od niej
talerzem czy kubkiem. A gdy się wściekała rzucała wszystkim. Dosłownie.
- Ciociu… - zaczęłam niepewnie.
- Mów mi Sof, to „ciociowanie” mnie
postarza. – burknęła.
- Ok, Sof. Posłuchaj… wiesz jaki jest
mój ojciec, prawda? – przytaknęła od razu i wykrzywiła usta w grymas. – Nie
mogłam dalej żyć pod kloszem, bo czułam, że się dosłownie duszę. Musiałam
wyrwać się ze Stanów, bo chcę zacząć wszystko tutaj na nowo.
- Jak to sobie wyobrażasz?
- Pomieszkamy u Ciebie przez jakiś
czas, a potem coś wynajmiemy. Będę musiała znaleźć pracę, bo gdy ojciec dowie
się, że zniknęłam automatycznie zablokuje mi kartę kredytową. Wybrałam trochę
gotówki, ale wiesz jak szybko pieniądze się rozchodzą.
- Wystarczy kupić jedną parę szpilek i
już nie ma wypłaty!
- Otóż to. – przytaknęłam. – Zależy mi
na tym, żebyś nas kryła. Kiedy zadzwoni tata, powiedz, że nie ma nas tutaj.
Proszę, nie kontaktuj się z mamą.
- Dlaczego miałabym to zrobić? Nie
rozmawiałam z nią od lat. Jestem czarną owcą rodziny.
- Nie Ty jedna. – westchnęłam pod
nosem. Brunetka uśmiechnęła się szeroko i po chwili zaśmiała się głośno.
- W sumie to czemu nie. Zostańcie tu
ile chcecie, ale mieszkanie mam niewielkie, a wy nie przywykłyście do takich
standardów.
- Ciociu… tzn. Sof, jest tu idealnie.
- Pani Sof, jestem naprawdę wdzięczna,
że mogę tu być. Nowy Jork to duże miasto, a mimo to nie mogłam się tam czuć
swobodnie. Kiedy tu weszłam… od razu poczułam się jak w domu. – ciocia podeszła
do Pat i mocno ją uściskała. Słowa przyjaciółki wywołały potok łez z oczu Sof,
która łkała siedząc pomiędzy nami.
- I co ja mam z Wami począć? – wytarła
chusteczką mokre policzki. – Chyba musimy się napić.
- Koniecznie! – krzyknęłam niemal
równocześnie z Pat.
Ciotka zaprowadziła nas do jednego z
pubów, w którym po prostu chce się przebywać i nigdzie nie wychodzić. Było w
nim nadzwyczaj przytulnie, a to za sprawą wyposażenia jak w latach ubiegłego
stulecia. Zero nowoczesności (oczywiście prócz najrozmaitszych sprzętów
kuchennych, ekspresów do kawy itp.), miękkie loże, przytulne kąciki, w których
mogli spotykać się zakochani.
- Co pijecie? – zapytała Sofia
przeglądając kartę z alkoholami. – Może wezmę butelkę wina?
- Jestem jak najbardziej za. –
przytaknęłam. Ciocia podeszła do lady, za którą stał nieziemsko przystojny
brunet i złożyła zamówienie.
- Znasz go? – zwróciłam się do niej
zaraz po jej powrocie. Sprawiła wrażenie jakby znała go od lat i gawędziła aż
miło.
- To Louis, mieszka w mojej kamienicy.
Dokładnie piętro nade mną, a teraz nad nami. – uśmiechnęła się. – Jest przemiły
i dobrze wychowany, ten bar jest jego własnością.
- Może pogadałabym z nim później czy
nie ma jakiejś wolnej posady. Bo tutaj jest naprawdę świetnie. – rozejrzałam
się dookoła. Przy stolikach i w lożach siedzieli praktycznie sami zakochani.
- Nie ma problemu. Lou! – krzyknęła i
machnęła ręką, by przystojny właściciel do nas podszedł.
- Już chcesz rachunek? Nawet nie
napiłyście się wina. – zauważył od razu. Spojrzał to na mnie, to na Pat i
uśmiechnął się przyjaźnie. – Jestem Louis. – podał mi rękę, którą od razu
uścisnęłam. Pat zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się szeroko do nowego
znajomego.
- To Florence, moja siostrzenica i
Patricia jej przyjaciółka. Dziewczyny są ciekawe czy nie masz tu jakiejś wolnej
posady. Przyjechały ze Stanów i chciałyby u nas trochę pomieszkać.
- O, ze Stanów? – usiadł obok mnie. –
Wiecie co, póki co potrzebuję jednej kelnerki, bo Milena chce iść na urlop
macierzyński. Nie wiem czy to by którąś z was ratowało.
- Jestem chętna! – ubiegłam
przyjaciółkę, która chciała krzyknąć to samo. – Jak na sam początek życia w
Barcelonie to ta praca jest chyba w sam raz.
- Myślę, że później może mi się coś
zwolnić, bo jest dopiero marzec, a przed wakacjami wiele ludzi idzie na urlopy,
więc za jakiś czas druga koleżanka może pytać się o pracę. – uśmiechnął się do
Pat, która nie kryła rozczarowania.
- W takim razie musimy obgadać
szczegóły naszej współpracy, ale to chyba później. – upiłam trochę wina z
kieliszka. – Jest tu naprawdę wspaniale.
- Dziękuję… to nie tylko moja zasługa,
ale i projektanta wnętrz, który zrobił z tego miejsca perełkę.
- Widać, że gościu znał się na rzeczy.
A mówię to naprawdę poważnie, bo studiuję… a raczej studiowałam projektowanie
wnętrz.
- Zrezygnowałaś? – zaciekawił się od
razu.
- Przyjechałam tutaj i tak jakoś
wyszło. – ciocia i Pat spoglądały na nas z zaciekawieniem. – Macie coś do
powiedzenia? – spojrzałam na dwójkę siedzącą naprzeciwko mnie.
- Ależ skąd, Flo.
- A Ty, Sof, czym się zajmujesz? Rodzicie mi nigdy nic o
Tobie nie mówili. – zagaiłam po chwili krępującej ciszy. Siedziałyśmy dalej w
pubie i piłyśmy kolejną butelkę wina, którą osobiście przyniósł nam Louis.
- W życiu zajmowałam się wieloma zawodami… teraz jestem tak
jakby asystentką prezesa klubu, tutaj w Barcelonie.
- Jakiego klubu? – zainteresowała się razu Pat.
- FC Barcelony. To taka nudna robota… przeglądam papiery,
umawiam na spotkania, odbieram jego telefony, bukuje bilety…
- Masz do czynienia z piłkarzami? – podskoczyła blondynka.
- Jasne. Z wieloma się przyjaźnie… wielu z nich mogłoby być
moimi synami, ale cóż. Wezmę was kiedyś na mecz, to jest dopiero super
przeżycie.
- Bardzo chętnie. – zgodziłam się od razu.
- Jutro grają mecz towarzyski, więc bez problemu załatwię
bilety. Sandro nie może mi odmówić w niczym. – zatrzepotała rzęsami.
Wszystko nagle stało się jasne. Sof sypiała ze swoim szefem
i zachowała posadę tylko dlatego, żeby mogła być na każde jego skinienie palca.
Jemu o oczywiście odpowiadało, jej najwyraźniej też.
Późnym wieczorem wróciłyśmy do mieszkania w towarzystwie
Louisa. Pożegnał się z nami, wcisnął mi w dłoń karteczkę z jego numerem
telefonu, abym zadzwoniła w sprawie pracy i wybiegł piętro wyżej, a my
weszłyśmy pod nr 13.
Sof zagospodarowała dla nas pokój gościnny, a sama zaszyła
się w swojej sypialni. Trochę przesadziłyśmy z alkoholem i ledwo
kontrolowałyśmy się, aby nie upaść na podłogę. Nie ma to jak huczne przywitanie!
Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Znalazłam w swojej
kosmetyczce jakieś proszki przeciwbólowe, a w kuchni butelkę wody. Popiłam
tabletkę solidnym łykiem cieczy i usiałam na krześle przy stole.
- O, już wstałaś! – do kuchni weszła Sof z szerokim
uśmiechem na twarzy. Wyglądała obłędnie, a daję słowo, że wypiła poprzedniego
wieczoru więcej ode mnie. Idealny makijaż i kok, który podkreślał jej
nieskazitelne rysy twarzy. Błękitna koszula z długim rękawem wpuszczona do
ołówkowej spódnicy, która eksponowała jej wydatny latynoski tyłek. Wyglądała
jak niegrzeczna sekretarka.
- Idziesz do pracy? – przytaknęła głową i wyjęła z lodówki
coś do jedzenia. – Pat śpi jak zamordowana i pewnie obudzi się dopiero
wieczorem.
- Chcesz ze mną pójść? Będzie Ci się nudzić, ale zawsze to
lepsze niż siedzenie tutaj i patrzenie w sufit.
- A mogę? – podskoczyłam na krześle. Wtedy zdałam sobie
sprawę jak bardzo bolała mnie głowa. Faktycznie potrzebowałam się czymś zająć,
żeby tylko nie siedzieć w zamkniętych czterech kątach.
Sof poczekała na mnie aż się przebiorę i wyszłyśmy razem z
mieszkania. Zostawiłam na szafce przy łóżku krótką notkę do Pat, że wychodzę i
wsiadłam do czerwonego mini coopera ciotki.
Miałam na sobie krótkie postrzępione dżinsowe spodenki,
które jak stwierdziła Sof zawróciłyby niejednemu w głowie i szarą naciągniętą
koszulkę z nadrukiem czarnej gwiazdki. Niespecjalnie się malowałam, ale
pomalowałam rzęsy i zniwelowałam worki pod oczami. Włosy przeczesałam i
popsikałam się delikatnie perfumami.
Samochód ciotki był mały, ale strasznie zadziorny. Czułam
się w nim jak w samochodzie rajdowym, gdy ciotka naciskała pedał gazu. Gnałyśmy
po barcelońskich uliczkach i ze śmiechem na ustach zaparkowałyśmy na parkingu
podziemnym.
Sof wprowadziła mnie do środka i załatwiła plakietkę z
napisem „gość”. Pomagałam jej segregować jakieś dokumenty i przy tym miałyśmy
doskonałą okazję do nadrobienia zaległości w plotkowaniu.
Biurko cioci znajdowało się w wielkim holu na samym szczycie
wielkiego budynku, w którym znajdowały się biura wszystkich szych, dyrektorów i
zarządców klubu. Oczywiście honorowy gabinet zajmował prezes, który otrzymał
największe pomieszczenie i to dokładnie na samej górze, oczywiście z najlepszym
widokiem z okien.
- Mógłbym Cię prosić na chwilę…? – z gabinetu wyłonił się
starszy mężczyzna o troszkę przysiwianych włosach, w garniturze i z zawzięciem
czytający jakieś dokumenty. Na mój widok przystanął na chwilę i przyjrzał mi
się uważnie. – Mamy stażystkę?
- Nie, nie. To moja siostrzenica, Florence. – brunetka
uśmiechnęła się szeroko na widok szefa. – Mam nadzieję, że nie ma Pan nic
przeciwko, że posiedzi sobie chwilę u nas.
- Ależ skąd. Mógłbym Cię prosić o kawę?
- Oczywiście. Już robię.
Prezes zniknął za drzwiami swojego gabinetu, a ja patrzyłam
szeroko otworzonymi oczami na ciotkę.
- Co to było? – pisnęłam zajmując jej fotel.
- Co, co? To? To Sandro Rosell. Prezes.
- Tak, domyśliłam się… macie romans?
- Co? – zaśmiała się głośno. – Sandro ma żonę… -
spiorunowałam ją wzrokiem. – No dobra, od czasu do czasu…
- Sof!
- Mówiłam Ci, że nie jestem święta.
- Ja też nie jestem, ale on? Stać Cię na coś lepszego. –
westchnęłam głośno. – On ma z 60 lat.
-
Nie przesadzaj, ma niecałe 50. Czasami się spotykamy, to nic zobowiązującego.
Skup się na pracy, bo będziesz siedzieć na przerwie obiadowej i segregować te
papiery.
Dokładnie
piętnaście minut później Sofii otrzymała telefon o niespodziewanej konferencji
prasowej kilku piłkarzy. Powiadomiła o tym swojego szefa i razem zjechaliśmy na
parter. Mogłam wejść do środka, tylko i wyłącznie dlatego, że konferencja
zorganizowana była dla dziennikarzy i praktycznie nikt nie domyślał się kim
byłam. Zdjęłam plakietkę z napisem „gość” i usiadłam obok jakiegoś
dziennikarzyny z notesem w ręce. Byłam podekscytowana widokiem wchodzących piłkarzy. Byli zdecydowanie przystojniejsi niż przypuszczałam. Od razu złapałam kontakt wzrokowy z jednym z nich i nie mogłam powstrzymać się od zawadiackiego uśmiechu.
Pozdrawiam i do nast. rozdziału!
Update: (1.08) Hej! Wiadomą rzeczą jest, że były trener Barcelony, Tito, zmaga się z nawrotem choroby nowotworowej. Dumakatalonii.pl organizuje akcje, tzn. chce zamówić opaski na rękę, które mają na celu pokazanie naszego wsparcia trenerowi i wszystkim osobom chorym na raka. Koszt to 7 zł. Myślę, że to dobra i potrzebna inicjatywa. Oczywiście jedną sobie zamówiłam, ale by akcja wypaliła musi nas być 500 - więc jeśli ktoś jest chętny to polecam!
świetny ;P
OdpowiedzUsuńczekam na nn
Wkońcu napisałaś pierwszy rozdział ! Świetny : D Kiedy nn ?
OdpowiedzUsuńMuszę najpierw go napisać, a weny brak ;-)
UsuńChyba domyślam się z kim złapała kontakt wzrokowy :D Dobrze Cie rozumiem. Brak weny pochłonął mnie w większości i nie jestem w stanie skleić sensownego zdania, ale nie będę marudziła to może wróci :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!
Zapraszam do siebie na nowy rozdział!
http://bedlaamite.blogspot.com/
hihi, złapała kontakt wzrokowy, czuje że bedzie bosko:d
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość ! :P
Rozdział jest cudowny :D Boziu, udało im się! I jeszcze Flo dostanie pracę, normalnie żyć nie umierać. Ta cała cioteczka to jednak dobra jest... wywaliła laptopa przez okno (co mnie strasznie zdziwiło), pracuje dla Sandro i jeszcze ma z nim romans! U la la, nie mogłoby być lepiej :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :*
Świetny rozdział :) Bardzo mi się podoba ;p Hah ciotka Florence jest po prostu boska xd Już ją lubię, hehe :) Wywalić laptopa przez okno... ja nie miałabym takiej odwagi, ale cóż xd
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się następnego rozdziału :)
Pozdrawiam :P
Uwielbiam ciotkę Florence *o* Normalni- moja babka :D Mam nadzieję, że ten kontakt wzrokowy to nawiązała z Marc'iem? ;o I niech ten Lou lepiej trzyma się od niej z daleka :D Pozdrawiam i czekam na następny ♥
OdpowiedzUsuńHahah ciotka mnie rozwaliła haha xd Macie romans? Co? No dobra od czasu do czasu haaha leżę xd
OdpowiedzUsuńA ta końcówka.. Coś czuję, że na kontakcie wzrokowym się nie skończy xd
Zapraszam do mnie tak w ogóle: http://cesar-azpiulicueta-story.blogspot.com/
Za każdy komentarz jestem niezmiernie wdzięczna i gdybyś mnie mogła informować w zakładce SPAM o nowych rozdziałach to by było cudownie xd
Pozdrawiam :)
bardzo fajny rozdział ! bardzo fajna jest ta ciocia ;)
OdpowiedzUsuńbędę czytać, jeśli mogłabyś to informuj mnie ;) w zakładce spam na jednym z blogów :)
zapraszam na rozdział 4 na:
marii-realmadridstory.blogspot.com