28.03.2014

Chapter 17




Po długiej kąpieli przyszedł czas na sen. Chciałam się wreszcie położyć po dniu pełnym wrażeń, ale chwilę po tym jak zgasiłam światło usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Złapałam mimowolnie za sznureczek od lampki i ponownie włączyłam światło.
- Co Ty tu robisz? – spytałam widząc zmierzającego w moim kierunku Marc’a.
- Chciałaś iść spać bez buziaka? – usiadł na skraju łóżka i nachylił się nad moją głową. – Mogę zostać u Ciebie?
- To chyba Twój pokój o ile dobrze pamiętam.
- Mówiłem całkiem poważnie o robieniu „tego” w tym łóżku. – podniósł jedną brew do góry co wywołało u mnie śmiech. – No co?
- Kiedy mówisz to z takim przejęciem to sikam ze śmiechu.
- Nigdy nie miałaś takich fantazji, żeby uprawiać seks w różnych dziwnych miejscach? – zmrużył oczy i przybliżył się jeszcze bliżej.
- Dziwnych? Tak. Ale Twoje łóżko wcale nie należy do dziwnych miejsc. Rzekłabym nawet, że do najnormalniejszych na świecie.
- Łóżko z dzieciństwa, rodzice za ścianą…- wspiął się na kolanach wyżej, by usiąść na mnie okrakiem.
- Dobrze, że o tym wspominasz… Twoja mama śpi niedaleko, a nie wydaje mi się, że zrobiłam na niej piorunujące wrażenie, więc… - próbowałam go od siebie odepchnąć. - …wracasz grzecznie do swojego łóżka.
- Ależ ja jestem w swoim łóżku! – uśmiechnął się szeroko.
- Mówię poważnie, Marc. Nie chcę by Twoja mama miała o mnie jeszcze gorsze zdanie, niż ma. Uspokój się, policz do dziesięciu… nie wiem co, ale przestań robić te maślane oczka. Wcale nie robią na mnie wrażenia! – brunet wykorzystał moment mojej nieuwagi i rozpiął kilka guzików w mojej piżamie. – Mówię poważnie!
- Jesteś taka spięta. Pozwól, że coś na to poradzę. – kiedy próbował pozbyć się spodni od mojej piżamy popchnęłam go mocno w tył. Wylądował na szczęście na końcu łóżka i nic mu się nie stało, ale skoczyłam przerażona. – Okej, zrozumiałem. Mam się wynosić.
- Nie obrażaj się na mnie. – wyciągnęłam go niego swoją dłoń. – Daj buziaka. Widzimy się rano i wracamy do Barcelony. Tam możesz robić co zechcesz, ale tutaj…
- Ok., ok. Założę pas cnoty i spróbuję zasnąć. – nachylił się nade mną i złożył na moich ustach długi pocałunek. – Kocham Cię.
- A ja Ciebie, mój Ty napaleńcu. – zaśmiałam się głośno widząc jego zniesmaczoną minę. Brunet podniósł się z łóżka i założył koszulkę, którą dziwnym zbiegiem okoliczności zgubił gdzieś po drodze. Posłał mi jeszcze uśmiech przed wyjściem i zamknął za sobą drzwi.


Obudziło mnie ostre słońce padające prosto na moją twarz. Mimowolnie przetarłam zaspane powieki i rozejrzałam się dookoła. Zdążyłam już zapomnieć gdzie się znajdowałam. Pokój Marc’a wypełniony był przeróżnymi sportowymi trofeami, medalami i pamiątkowymi zdjęciami z autografami swoich idoli. Miałam chwilę by pozwiedzać i pooglądać fotografie, które przedstawiały go w różnym wieku. Niektóre z bratem, z rodzicami, przyjaciółmi i dziewczynami. Zmarszczyłam brwi i przyglądałam się owym niewiastom trochę z dystansem, ale musiałam przyznać, że były całkiem ładne.
Wzięłam prysznic i założyłam krótkie spodenki oraz czarną koszulką z naszytą kieszonką z lewej strony. Włosy spięłam w kucyka, a z makijażem nie miałam zamiaru przesadzać. Kreska na powiece i tusz, tylko na tym postanowiłam się skupić. Na stopy wsunęłam skórzane sandały, mimo iż miałam niemałe problemy z zapięciem, poradziłam sobie. Noga trochę dawała mi się we znaki, ale było zdecydowanie lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu.
- Dzień dobry. – przywitałam wszystkich schodząc po schodach do salonu. Marc zerwał się z miejsca, by pomóc mi w zejściu, ale dawałam sobie radę. Zjedliśmy wspólnie śniadanie, podczas którego dowiedziałam się o wizycie kuzynki chłopaków. Praktycznie wychowywali się razem i przyjaźnili od najmłodszych lat. Trudno mi było uwierzyć, że dziewczyna w moim wieku miała już trójkę dzieci. Ja sama czułam się jak dziecko i trudno mi było sobie wyobrazić siebie w roli matki. Starsze bliźnięta od razu porwały Eric’a do konsoli, by zagrał z nimi w mecz. Marc zajął się kruszynką, która miała zaledwie 3 miesiące. Uwielbiał dzieci i wcale się z tym nie krył. Nosił, tulił i bawił się z małą Alejandrą, która wyraźnie uwielbiała swojego wujka.
- Wreszcie mogę Cię poznać osobiście! – szatynka rzuciła się na mnie. – Miło mi, jestem Dolores!
- Mi również jest miło, jestem Florence. – odwzajemniłam uścisk, choć byłam wyraźnie zaskoczona jej zachowaniem. Nie znała mnie, a już rzucała mi się w ramiona. W sumie mieli to rodzinne, ponieważ była to bratanica pana Josepha. Byłam pewna, że gdyby była ze strony mamy chłopców to rzuciłaby mi jedynie spojrzenie i przywitała na odległość.
- Marc wiele mi o Tobie opowiadał. Stwierdził, że wreszcie znalazł miłość i muszę się z nim zgodzić, bo nie widziałam go dawno tak szczęśliwego! – usiadłyśmy razem na kanapie. Kątem oka obserwowałam Marc’a, który utulał Alejenadrę. Wyglądał słodko, a sposób w jaki patrzył na dziewczynkę był nie do opisania. Cieszyłam się, że tak powiedział. Ja też nie mogłam być bardziej szczęśliwa, ponieważ po raz pierwszy byłam tak bardzo w kimś zakochana. Początkowo myślałam, że przejdzie mi po pewnym czasie, jak to bywało w przeszłości, ale dążyłam przyzwyczaić się do szarych tęczówek tak bardzo, ze nie wyobrażałam sobie życia bez nich.
- Jak się czujesz po wypadku? Ostatni raz gdy rozmawiałam z Marc’iem to lewitował pomiędzy Stanami, a Hiszpanią.
- Muszę przyznać, że Marc bardzo mnie wspierał, a ten czas był dla mnie wyjątkowo trudny. Miałam wypadek, dowiedziałam się, że moi rodzice się rozstają… wszystko naraz. – westchnęłam na wspomnienia sprzed dwóch miesięcy.
- Ale już jest lepiej? – przytaknęłam na jej pytanie. – Cieszę się. Oboje zasługujecie na szczęście.
- Dziękuję, Dolores. – uśmiechnęłam się do niej. Była naprawdę miła, ale nie tylko to spodobało mi się w niej najbardziej. Miała niesamowitą zdolność do słuchania drugiego człowieka. Mało kto ma taki dar.
Mama chłopców zaproponowała kawę, którą przyniosła chwilę później. Marc siedział oparty całym ciałem o kanapę, na jego torsie mała Alejandra ucięła sobie małą drzemkę, więc nie miał możliwości zrobienia żadnego ruchu. Dolores kilka razy próbowała zabrać małą do innego pokoju, ale brunet stwierdzał od razu, że skoro małej jest tak wygodnie, to niech śpi.
Oparłam głowę o ramię piłkarza, który uśmiechnął się w odpowiedzi pod nosem. Mała w dalszym ciągu spała, co całkowicie kolidowało z planami wujka, by objąć mnie ramieniem.
- Po obiedzie wracamy? – szepnął mi wprost do ucha. Przytaknęłam od razu i w duchu odetchnęłam z ulgą. Czułam się już decydowanie swobodniej w towarzystwie rodziny Bartra, ale w dalszym stopniu przerażała mnie mama chłopców. Niby posyłała mi czasami uśmiechy, ale dalej trzymała mnie na dystans. To w sumie normalne, ponieważ nie znała mnie na tyle dobrze, by dzielić się przemyśleniami podczas wizyty u kosmetyczki.
- Ciociu, nie chciałabyś mieć już wnuków? Ostatnio ciągle narzekałaś, że jesteś sama i  chętnie zajęłabyś się czymś nowym. – zagaiła Dolores, za co bracia spiorunowali ją wzrokiem.
- Chciałabym mieć wnuki, oczywiście, ale nie w najbliższej przyszłości. – swoje słowa skierowała wprost do mnie i Marc’a. Poczułam, że rumienię się na policzkach, Marc natomiast śmiał się w najlepsze. Już nie wiedziałam kogo chciałam bardziej zabić: jego czy Dolores i jej wyszukane pytania. Mogła sobie darować to ostatnie, ale widząc jej przepraszający wzrok, od razu jej wybaczyłam.


Pożegnałam się z wszystkimi mocnym uściskiem. Nawet pani domu miała humor, by ucałować mnie w policzek. Poczułam się dziwnie, ale nie dałam tego po sobie znać. Marc żegnał się z wszystkimi jakby co najmniej wyjeżdżał na Syberię, a nie do miasta oddalonego o niecałą godzinę. Wspięłam się na przednie siedzenie i trzasnęłam za sobą drzwi, co o mało nie doprowadziło Marc’a do zawału serca. Kochał swoje samochody bardziej niż cokolwiek na świecie, czasami miałam wrażenie, że nawet bardziej niż mnie.
- To były dziwne dwa dni. – podsumowałam podczas drogi powrotnej. – Twoja zdystansowana mama, szalony brat, miły tata oraz… kuzynka, która wywarła na mnie dziwne wrażenie.
- Dlaczego dziwne? – spojrzał na mnie zaciekawiony.
- W sumie to nie wiem. Musiałabym spędzić z nią więcej czasu, by złapać z nią lepszy kontakt. Polubiłam ją, ale to zdanie o wnukach… - chłopak odpowiedział mi śmiechem. – Ciebie to nie zdenerwowało?
- No oczywiście, że zdenerwowało, ale w sumie jakby na to nie patrzeć… ona jest ode mnie młodsza o pięć miesięcy, a ma już trójkę dzieci!
- To trzeba było zabrać się do roboty w gimnazjum, a nie teraz narzekać. – nie wiedziałam czemu, ale śmiał się dalej z moich słów. Podczas czerwonego światła skradł mi buziaka, ale nie zdołał tym  przekonać mnie do słuszności jej słów. Nie chciałam mieć dzieci w bliżej nieokreślonej przyszłości.


Tego samego dnia wieczorem do mojego domu wparował Alexis. Chciał wytłumaczyć się za swoje zachowanie sprzed dwóch tygodni na konferencji prasowej. Dostał za to po głowie od Marc’a na treningu, więc wielce prawdopodobnym było to, że może wreszcie mózg wskoczył na swoje miejsce.
- Naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło. – po raz setny powtarzał to samo zdanie, czym wywoływał u mnie przypływ agresji. Siedzieliśmy razem w kuchni przy wysepce i piliśmy herbatę. Miałam już serdecznie dość tej całej sprawy z paparazzi, ale już nie nachodzili mnie tak często jak wcześniej.
- No dobra, wybaczam Ci, głupku. – Chilijczyk podskoczył z miejsca i rzucił mi się w ramiona. Ucałował w policzek i uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Z czego się tak cieszysz?
- Szkoda, by mi było stracić taką przyjaciółkę! – puścił mi oczko.
- Oj, głupiś Ty. – zaśmiałam się pod nosem.
- A jak wizyta w „smoczym zamku”? – poruszał znacząco brwiami.
- Gdzie? – spytałam zdumiona.
- No u mamy Marc’a. – zaśmiałam się głośno na jego słowa. – No nie powiesz mi, że wszystko poszło wspaniale, bo ją znam i wiem jaka chłodna potrafi być.
- Znasz ją? Ciebie Marc też chciał przedstawić jako swoją dziewczynę?
- Weź… - burknął. – Kiedy miał kontuzję odwiedziliśmy go w domu z chłopakami. Chciałem jakoś urobić jego mamę, żeby przemycić kilka sześciopaków, ale spojrzała na mnie takim wzrokiem!
- Wzrokiem, który zabija?
- Dokładnie! – klasnął w dłonie. – Naprawdę nieprzyjemna kobitka.
- Cóż… muszę przyznać, że z początku też wydawała mi się strasznie wyniosła, ale już następnego dnia patrzyłam na nią zupełnie inaczej.
- No tak, bo w końcu Marc przedstawił jej swoją lubą, więc chyba nie miała wyboru i musiała być miła. – spojrzałam na niego spod byka. – No okej. Rozumiem.
- Nie wiem czy chciałabym ją szybko spotkać, ale nie mówię nie. – uśmiechnęłam się pod nosem słysząc podjeżdżający samochód pod domem. Umówiłam się z Marc’iem na randkę i chciałam jakoś wyprosić grzecznie Alexis’a, ale ten się wygodnie rozsiadł i nie chciał nawet słyszeć o wyjściu. Wykorzystałam Nelly, która krzątała się po kuchni, by przez jakiś czas dotrzymała towarzystwa Chilijczykowi, a sama wymknęłam się z domu. Marc przywitał mnie długim pocałunkiem i bukiecikiem białych kwiatuszków, które wywołały szeroki uśmiech na mojej twarzy. Otworzył mi drzwi i pomógł mi wejść do samochodu. Chcieliśmy jakoś uczcić trzeci miesiąc naszego związku, a najlepszym sposobem na spędzenie wspólnego czasu i rozładowanie stresu była… strzelnica.



************************************  

Heeej. Zdjęcie Muniesy nie jest przypadkowe, ponieważ wczoraj oboje obchodziliśmy urodziny :-) Miałam trochę czasu na odpoczynek, ale nie na długo, bo szykuje mi się straszny kocioł na uczelni. Setki kolokwium, zaliczenia itp. itd. I jak tu jeszcze w międzyczasie coś pisać? :-) Pozdrawiam i do napisania :*

22.03.2014

Chapter 16


Konferencja prasowa Alexis’a miała odbyć się nazajutrz. Chciałam ją zobaczyć osobiście, ale kolidowało mi to z moją wizytą u rehabilitanta. Byłam na bieżąco, ponieważ Marc wysyłał mi co chwilę sms. Trochę się niepokoiłam, że któryś z dziennikarzy weźmie go pod włos i zada tak niefortunnie pytanie, że biedaczysko spanikuje i zacznie zmyślać dalej.
Można powiedzieć, że tak się stało.
W zasadzie piłkarz był spokojny, odpowiadał na pytania dotyczące domniemanego transferu do innego klubu oraz o swoim życiu w Barcelonie. Kiedy jednak jakiś dziennikarz spytał co u mnie słychać, nie skorzystał z okazji, by raz na zawsze wyjaśnić całą zaistniałą sytuację. Odpowiedział „wszystko w porządku, dziękuję”. Niby to nic takiego, ale nie wyjaśnił im, że nie łączyło nas nic więcej prócz przyjaźni. Byłam wściekła. Najbardziej na to, że znów przez niego miałam spięcie z Marc’iem. Dlaczego wyżywał się na mnie, skoro to nie była w ogóle moja wina? Ja nawet nie powiedziałam ani jednego, malutkiego słówka do żadnego dziennikarza, a on obwiniał mnie o wszystko. Było to według mnie niesprawiedliwe i prowadziło tylko i wyłącznie do kłótni.


Po kilku dniach cała sprawa z rzekomym narzeczeństwem trochę przycichła. Mogłam swobodnie wyjść na zewnątrz, bez obawy napadnięcia przez jakiegoś szemranego dziennikarza. Marc coraz częściej naciskał, żeby upublicznić nasz związek. Chciał dodać nasze wspólne zdjęcie na instagram czy na inny portal, ale ja nadal nie byłam pewna, czy tego właśnie chcę. Byliśmy razem i nie musiałam o tym mówić nikomu. Po co podsuwać portalom plotkarskim nasze zdjęcia, by później krążyły po Internecie?
Kilka dni po nieszczęsnej konferencji prasowej dostałam od Marc’a propozycję nie do odrzucenia. No chyba jedynie przez niego samego, bo mi jego pomysł wcale się nie spodobał. Chciał mnie zabrać do swoich rodziców na obiad. Kiedy to usłyszałam, dosłownie spadłam z krzesła. Nie byłam gotowa na tak wielki krok, a on oznajmił to z szerokim uśmiechem na twarzy i nie przyjmował odmowy.
Wprost zmusił mnie do spakowania swojej walizki i wepchnął mnie do swojego samochodu. Jechałam z pochmurną miną i skrzyżowanymi rękoma na piersiach.  Nie odezwałam się do niego nawet jednym słowem. On natomiast paplał jak najęty. Opowiadał o bracie, rodzicach, dziadkach. O całej  swojej rodzinie. Chciałam wyskoczyć przy najbliższej możliwej okazji, choćby na czerwonym świetle, ale noga dalej dawała mi się we znaki. Nelly dostała od Marc’a wolne, dzięki czemu mogła odwiedzić swoją rodzinę. Nie chciałam jechać do domu rodzinnego chłopaka. Nie miałam jednak wyjścia.
Marc zatrzymał samochód przed dosyć dużym domem, który znajdował się na przedmieściach Vilafranca del Penedes. Byłam pod wrażeniem, ponieważ wszystko było dopięte na ostatni guzik i posiadłość wyglądała na naprawdę dopieszczoną.
Chwilę później w progu stanęła szczupła kobieta o nienagannym ubiorze. Wyglądała na sympatyczną, choć na jej twarzy nie pojawił się od razu uśmiech. Dopiero wtedy, gdy zobaczyła swojego syna przytulającego ją do siebie.
- Co słychać, mamo? – ucałował ją w policzek i w dalszym stopni obejmował w pasie.
- Wszystko w porządku, Marc. Dawno nas nie odwiedzałeś. – zwróciła uwagę na moją osobę siedzącą w białym audi i spojrzała na swojego syna. – Kto to?
- To Florence. Chciałem Ci ją przedstawić. – powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
- A więc ją przedstaw.
Chłopak pomógł mi wysiąść z samochodu i przyprowadził do matki, która spoglądała na mnie z zaciekawieniem.
- Mamo, to Florence. Moja dziewczyna. – kobieta uścisnęła mi dłoń, którą do niej wyciągnęłam po krótkim przedstawieniu.
- Miło mi Panią poznać. Marc wiele mi o Pani opowiadał. – czułam się trochę zawstydzona usztywnieniem nogi, które od razu można było zauważyć. Nie chciałam tak się zaprezentować mamie Marc’a po raz pierwszy.
- O Tobie również, Florence. – na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech, który był ledwie co zauważalny. Nie wiedziałam jak mam się przy niej zachowywać, bo sprawiała wrażenie trudnej i podejrzliwej. Kiedy jednak jej syn pochłaniał jej uwagę, można było zauważyć iskierki w oczach i to po kim odziedziczył tak piękny uśmiech.
- Gdzie moje maniery. Zapraszam do środka! – brunet pomógł mi wejść po schodach i zaprowadził do salonu. Kobieta weszła tuż za nami i podążyła do kuchni, by przygotować coś do picia.
- Mamo? A gdzie jest tata? – krzyknął Marc w kierunku kuchni.
- Wróci na kolację. – odpowiedziała wychylając się na moment zza drzwi.
Korzystając z okazji, że kobiety nie ma w salonie, chłopak skradł mi kilka krótkich całusów. Odpowiedziałam mu jedynie pochmurnym spojrzeniem, ponieważ nie byłam zbyt zadowolona z tego, iż wprost zmusił mnie do wizyty w jego rodzinnym domu. Chciałam się jakoś psychicznie do tego przygotować, a nie wszystko jak na wariackich papierach.
- No co jest, słonko? – podniósł mi delikatnie podbródek i uśmiechnął się promiennie.
- Nie jestem przygotowana na to wszystko. – szepnęłam i sprawdziłam czy jego mama nie jest gdzieś w pobliżu. – Godzinka i wracamy?
- Zostańmy do jutra. Chciałbym pogadać z tatą, chciałbym żebyś go poznała. Mój brat przyjedzie na kolację. – zbliżył się do mnie i dotknął nosem o mój nos. – Proszę.
Jak mogłam mu odmówić? Chyba byłabym najbardziej nieczułą osobą na świecie. Jego wzrok mógłby wyprosić u mnie chyba wszystko.
Mama chłopaka wróciła do nas i chrząkając pod nosem sprawiła, że odsunęliśmy się od siebie na dwa różne końce kanapy. Czułam się niezręcznie za sprawą spojrzenia kobiety, która niezbyt mocno pałała do mnie sympatią.
- Czym się zajmujesz, Florence? – spytała kobieta podając mi filiżankę z herbatą.
- Obecnie dochodzę do siebie po wypadku. Pracowałam w kawiarni mojego sąsiada i chciałabym tam wrócić, kiedy tylko lekarz mi na to pozwoli. – odpowiedziałam bez zająknięcia. Wydawało mi się, że kobieta oczekiwała ode mnie pełnej kultury osobistej, pięknego wypowiadania się i broń Boże garbienia się. Siedziałam jak na szpilkach i ledwo łapałam oddech. Za każdym razem Marc łapał mnie za dłoń i przypominał, że nie jestem z tym wszystkim sama.
- Studiujesz? – kontynuowała zasypywanie mnie przeróżnymi pytaniami. Miałam wrażenie, że niedługo zapyta mnie czy byłam już mężatką i czy czasami nie mam dzieci.
- Przerwałam studia. Projektowanie wnętrz od zawsze mnie interesowało, ale chciałam zmienić otoczenie i przeprowadziłam się do Barcelony. – upiłam łyk herbaty i znów zaskoczona byłam kolejnym pytaniem gdzie mieszkałam. – Wychowałam się w Madrycie, dostałam w Nowym Jorku. Bardzo dużo podróżowałam ze względu na rodziców, którzy przez większość czasu byli w rozjazdach, dlatego też zajmował się mną szereg najróżniejszych nianiek.
- Kiedy chłopcy byli mali nawet przez myśl mi nie przyszło, żebym mogła ich zostawić pod opieką obcej osoby. – westchnęła kobieta spoglądając na swojego syna.
- Marc miał wielkie szczęście. Moi rodzice mieli inne zdanie co do wychowywania swoich dzieci. – uśmiechnęłam się posępnie na wspomnienie swojego dzieciństwa. Nie było może najgorsze, ale zdecydowanie nie należało do bajkowych. Rodzice skupiali się wyłącznie na pracy i podróżach. Ja zdana byłam na siebie i pomoc niań.
- Czyli masz więcej rodzeństwa? – kobieta bardzo uważnie wychwytywała każdą informację, której jej udzielałam i dopytywała o szczegóły. To było strasznie wkurzające, bo nie miałam ochoty na spowiadanie się ze swojego życia zupełnie obcej mi kobiecie.
- Mam starszą siostrę Martę oraz dwójkę przyrodniego rodzeństwa, Sandrę i Marcos’a. Nie utrzymuję zbyt wielkiego kontaktu z nimi, ale są dla mnie ważni.
Marc przybliżył się do mnie i objął ramieniem. Miałam wrażenie, że wyczuł zmianę mojego nastoju i chciał temu jakoś zaradzić. Nie chciałam przecież rozpłakać się przed jego matką, a mój humor nie był zbytnio radosny.
- Kiedy Eric do nas dołączy? – spytał wreszcie Marc. Diametralnie zmienił temat, czym wyrwał swoją matkę z transu. Chciała dowiedzieć się jak najwięcej informacji na mój temat. Rozumiałam to, bo sama prawdopodobnie też zalewałabym pytaniami dziewczynę swojego syna, ale nie musiała tego robić przy pierwszej możliwej okazji.
- Powinien być za godzinę. – kobieta zerknęła na zegarek. – Jesteście głodni? Mogę coś zorganizować na szybko, nim podamy kolację.
- Dziękuję, nie jestem głodna. – odpowiedziałam. – Mogłabym skorzystać z łazienki? Chciałabym poprawić makijaż, czuję, że podczas jazdy trochę ucierpiał.
- Wyglądasz pięknie. – chłopak pocałował mnie w policzek i pomógł mi wstać. Jego mama bacznie obserwowała każdy mój ruch, co doprowadzało mnie do szału.
Marc pomógł mi wyjść po schodach i przyniósł torbę z kosmetykami z samochodu. Zamknął się ze mną w łazience i usiadł na oparciu wanny.
- Przepraszam Cię za nią. Jest zbyt opiekuńcza. – westchnął po chwili ciszy.
- Myślę, że gdyby tylko mogła to zamknęłaby Cię w pokoju i nigdzie nie wypuszczała. – skomentowałam krótko.
- Nie jest taka zła.
- Nie mówię, że jest zła, ale wywarła na mnie dziwne wrażenie. Taka zdystansowana i trochę wyniosła.
- Zawsze taka jest. Dla mnie to nic nowego. – stanął za mną i objął mnie ramionami. Obserwował moje kosmetycznie poczynania w lustrze, opierając swoją głowę na moim ramieniu. – Daj jej trochę czasu. Na pewno Cię polubi. Jest trochę nieufna, bo ukradłaś jej chłopca. – zaśmiał się ukazując przy tym szereg białych zębów.
- Może i masz rację.  Nie powinnam nikogo oceniać po kilku zdaniach. Ale… - obróciłam się do niego przodem. - …nie będziemy musieli zostać tu na noc, prawda?
- Nie? – kiwnęłam głową i przyciągnęłam go do siebie, by na jego ustach złożyć pocałunek. Myślałam, że wskóram tym cokolwiek, ale przeliczyłam się. – Proszę. Zrób to dla mnie.
-  A co będę z tego miała? Kolejne przesłuchanie przez Twoją mamę? – chłopak przybliżył się do mnie jeszcze bardziej, choć fizycznie prawdopodobnie nie było to już możliwe i nachylił się, by szepnąć mi wprost do ucha.
- Zawsze chciałem „to” zrobić w moim starym pokoju. – cofnął głowę i uśmiechnął się łobuzersko. Skomentowałam to jedynie zbadaniem czy aby na pewno nie ma gorączki. Jedyną rzeczą jaką będzie mógł zrobić w swoim starym pokoju to sen. Na nic więcej nie powinien liczyć. Zwłaszcza, że za ścianą królowała Pani Matka.
Byłam trochę sceptycznie nastawiona co do mamy Marc’a, ale takie wywarła na mnie wrażenie. Gdyby zachowywała się normalnie, to pewnie nie stresowałabym się na każdą myśl o tym, że mam spędzić w jej domu kolejną dobę.
Brat Marc’a przyjechał jakiś czas później. Zdążyłam się przebrać w czarne dżinsy i beżową zwiewną bluzkę z krótkim rękawem w drobne szare kwiatuszki. Chciałam się odświeżyć przed kolacją i spotkaniem z kolejną dwójką rodziny Bartra, ponieważ nie wiedziałam czego miałam się po nich spodziewać.
- Jestem Eric. Bardzo mi miło Cię wreszcie poznać, Florence! – przywitał mnie szeroki uśmiech brata Marc’a. Był bardzo sympatyczny i nawet przytulił mnie do siebie. Czułam, że znam go od lat i złapałam z nim świetny kontakt.
Tata chłopców również przywitał mnie radośnie. Już wiedziałam po kim bliźniaki odziedziczyły uśmiech i dobre nastawienie do ludzi. Na pewno nie po swojej matce. Zjedliśmy wspólnie pyszną kolację. Siedząc naprzeciwko Marc’a musiałam bronić się przed jego spojrzeniem, które za każdym razem rozbierało mnie, gdy tylko nasze wzroki się napotykały. Szturchał mnie nogą, że niby nie chcący, ale chciał skupić na sobie moją uwagę. Olewałam jego próby wywołania na mnie wrażenia i skupiałam się na rozmowie z jego rodzicami. Joseph, bo tak nakazał do siebie mówić tata chłopców, był wspaniałym mężczyzną. Zasypywał mnie ciekawymi anegdotkami i pytaniami, które nie naruszały mojej prywatności. Jego żona mogłaby się wiele od niego nauczyć.
Po kolacji chłopcy zainstalowali się w salonie przed konsolą, by zagrać w mecz. Do gry dołączył ich tata, ja postanowiłam pomóc mamie chłopców w sprzątaniu. Nie chciałam siedzieć bezczynie.
- Florence, usiądź z chłopakami w salonie. Ja dam sobie świetnie radę! – próbowała mnie zawrócić, ale nadaremnie, bo stanęłam obok zlewu i zajęłam się wycieraniem naczyń. Fakt, iż przykuśtykałam sama taki kawałek był sam w sobie wielkim wyczynem, ale nie chciałam tego po sobie dać znać. Niedługo miałam mieć zdjęte usztywnienie i jedną z ostatnich rehabilitacji, ale ból wciąż nachodził mnie w najmniej spodziewanych momentach. Pani domu przyglądała mi się z zaciekawieniem. – Jeszcze żadna z dziewczyn moich synów nie pomogła mi w kuchni. Dziękuję, Florence.
- Nie ma za co. To dla mnie naprawdę niewiele, więc wolę wycierać talerze niż siedzieć i oglądać poczynania chłopców na konsoli.
- To może potrwać godzinami. Kiedy zaczną mecz to szybko nie przestaną. – uśmiechnęła się delikatnie. – Zaprowadzę Cię później do pokoju i przygotuję pościel. Będzie Ci wygodnie na piętrze czy przygotować Ci pokój na parterze?
- Jest mi naprawdę wszystko jedno. – uśmiechnęłam się do niej.
- Możesz spać w pokoju Marc’a, a jego usadowimy u brata. – przytaknęłam od razu. Chciałam zobaczyć minę chłopaka, kiedy dowiaduje się, że spędzi noc w towarzystwie brata, a nie swojej dziewczyny. W zasadzie nie byłam przyzwyczajona do przywiązywania wielkiej wagi do tego czy spędzam noc w swoim pokoju z chłopakiem, czy nie. W mojej rodzinie nikt na to szczególnie nie zwracał uwagi, może dlatego coraz bardziej zaczynało mi się podobać u państwa Bartra. Byli bardzo rodzinni i zżyci, tego właśnie brakowało mi wśród moich bliskich.


 
*********************************************
Hej! Marc przedłużył kontrakt do 2017 roku i bardzo się z tego powodu cieszę :-) Mam nadzieję, że będzie miał więcej okazji by pokazać się na boisku. Lubię ten rozdział, ponieważ pisanie go zajęło mi ponad miesiąc :D Przepraszam za to, ale nie mogłam wymyślić nic sensownego, a poza tym nie miałam też czasu. Pisząc dwa blogi o tym samym kolesiu, trochę dziwnie mi się przestawiać! Tutaj jest do rany przyłóż, a na La Tortura zupełnie inny :-) Ale to chyba w tym jest najlepsze! Pozdrawiam i do kolejnego! ;*