29.11.2013

Chapter 8


Zalałam się łzami. Naiwnie myślałam, że mogę wzbudzić w nim jakiekolwiek uczucia. Wbiegłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Wycierałam mokre policzki o rękaw co wywołało u Patricii napad niekontrolowanego śmiechu.
- Z czego się śmiejesz? – krzyknęłam. Wrzucałam rzeczy do otwartej walizki, a ona stała w drzwiach ciągle chichocząc.
- Chyba nie zamierzasz go posłuchać. – usiadła na łóżku. – Jechałyśmy tutaj kilkanaście godzin, żeby zakończyć to w taki sposób? Chcesz zostawić Marc’a bez pożegnania?
- Nie… - złapałam w locie paczkę chusteczek, które rzuciła mi Pat. – Co zamierzasz zrobić?
- Wymknąć się. Tak, żeby Twój tata nie zauważył. – rzuciła mi tajemnicze spojrzenie. Zamknęłam walizkę i wsunęłam ją z powrotem pod łóżko. Nie wiedziałam co kombinuje Pat, ale miała rację: musiałyśmy działać.
Pat zawołała ciotkę pod pretekstem „babskich spraw”, co spowodowało, że ojciec nie zamierzał się wtrącać. Ciotka została postanowiona przed faktem dokonanym, czyli miała zaciągnąć ojca do kuchni, a my miałyśmy prześlizgnąć się przez salon do drzwi wyjściowych.
Sofia była urodzoną aktorką. Jej hiszpański temperament dosłownie zwalał z nóg, więc wcale nie dziwiłam się, że tata dla świętego spokoju wejdzie z nią do kuchni.
Pat pociągnęła mnie za rękę do wyjścia. Kiedy zorientowałyśmy się, że zamknęłyśmy cicho drzwi wbiegłyśmy piętro wyżej z nadzieją, że zastaniemy Louisa. Po kilku minutach drzwi otworzył nam zaspany Apolinar.
- Hej, dziewczyny? – spojrzał na nas zaskoczony. W normalnych warunkach rozkoszowałabym się widokiem chłopaka bez koszulki, ale byłam pochłonięta rozmyślaniem nad ojcem, który okupywał mieszkanie Sof.
- Możemy na chwilę u Was posiedzieć? Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale mamy problem. – chłopak gestem ręki zaprosił nas do salonu.
- Czujcie się jak u siebie. Znajdę tylko jakąś koszulkę i zaraz do Was wracam. – wymienił się uśmiechem z Pat i zniknął za drzwiami do drugiego pokoju.
- Chyba nie zamierzasz mu o wszystkim powiedzieć? – szepnęła Patricia.
- Zaufaj mi. Tutaj będziemy bezpieczne. Ojciec nigdy nie pomyśli, że jesteśmy w mieszkaniu mojego szefa.
Chłopak wrócił po chwili i zaproponował coś do picia. Zrobił nam herbatę i usiadł naprzeciwko z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Wpadłyście w jakieś tarapaty?
- Nie, skąd. Byłyśmy na imprezie i zapomniałyśmy kluczy. Sof pewnie niedługo wróci. – uśmiechnęłam się. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Jest sobotni wieczór, a my zwaliłyśmy Ci się na głowę.
- No co Ty. W zasadzie to niedawno wstałem, bo odsypiałem wczorajszą zmianę w barze. Zostałem na noc na inwentaryzację i trochę z tym zeszło.
- Ale Cię nie obudziłyśmy? – wtrąciła Pat.
- Nie, skąd. Cieszę się, że mogę spędzić sobotni wieczór z tak pięknymi dziewczynami.
O, tak. Apo był znany ze swojego uroku osobistego i podrywania klientek. Był barmanem, więc robił to jak na profesjonalistę przystało. Widać było, że jego czar zadziałał na Pat, bo szczerzyła się jak głupia. Ale nie winiłam jej za to. Miała prawo, bo Apo był naprawdę prześliczny.
Po godzinie ciągłego wydzwaniania mojego ojca, dostałam sms od Marc’a: „Rozmawiałem przed chwilą z Twoim ojcem. Nie był szczególnie zadowolony. Jesteś cała i zdrowa?”. Musiałam z nim szczerze porozmawiać. To wszystko zaszło za daleko, a on zasługiwał na poznanie prawdy. Nie chciałam go stracić przez moje głupie zachowanie.
Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi zamarłam. Bałam się, że ojciec był bardziej inteligentny niż myślałam i wyciągnął adres mojego szefa. Brat Louisa otworzył drzwi i zaprosił gościa do środka.
- Zastałam tutaj moje dziewczyny? – usłyszałam głos Sofii. Zerwałam się z miejsca i spojrzałam czy jest sama. Gdy Apo zamknął za nią drzwi odetchnęłam z ulgą. – Wiedziałam, że Was tu znajdę.
- Zapomniałyśmy kluczy, a nie chciałyśmy Ci przerywać imprezy.
- No, tak. – Sofia weszła w swoją rolę z gracją i usiadła na kanapie. – Możemy w takim razie wracać do siebie. Jest już późno, a Apo pewnie idzie jutro do pracy.
- Możecie zostać jeszcze chwilę. Może macie ochotę na wino? – wymieniłyśmy się spojrzeniami.
- I tak już się zasiedziałyśmy za dużo. Innym razem. – spojrzałam na niego. – Przepraszamy za kłopot.
- To była przyjemność.
- Do poniedziałku. – posłałam mu uśmiech na pożegnanie i wyszłyśmy pospiesznie z jego mieszkania. Dziękowałam Bogu, że drzwi otworzył mi właśnie Apo, a nie Louis. Jego brat na pewno domyśliłby się, że coś jest nie tak.
Wpadłyśmy do mieszkania ciotki i zamknęłyśmy za sobą drzwi wejściowe.
- Amancio był zdenerwowany, gdy odkrył, że wyszłyście.  Ale nie martwcie się na zapas. Na jakiś czas macie spokój, bo musiał wracać do Stanów. Interesy, jak to ujął. – powiedziała Sofia.
- Ale nie przeszkadzało mu, żeby pojechać do Marc’a i mnie tam szukać. – burknęłam pod nosem.
- Flo, musisz pogadać z ojcem. Nie możesz żyć w ciągłym strachu, że zapuka do drzwi w każdej chwili.
- Jestem za. – wtrąciła Pat. – To staje się coraz bardziej popieprzone. Moi rodzice pogodzą się z tym że wyjechałam prędzej czy później… ale Twoi muszą to chyba usłyszeć od Ciebie.
- Porozmawiam z nimi, ale jeszcze nie teraz. – spojrzałam na wyświetlacz telefonu i wiadomość od Marc’a, która ciągle była widoczna. – Muszę zadzwonić do Marc’a. Przepraszam na chwilę.
Weszłam do sypialni i zamknęłam za sobą drzwi. Wzięłam kilka głębszych wdechów i wreszcie zdecydowałam się wykręcić jego numer. Bałam się tej rozmowy, bo nie miałam pojęcia o czym się dowiedział od mojego ojca.
- Wreszcie! Flo, wszystko w porządku? – usłyszałam w słuchawce jego głos.
- Tak, nic mi nie jest. Przepraszam, że dzwonię dopiero teraz.
- Nie przepraszaj. Strasznie się o Ciebie martwiłem. – przez moment słyszałam muzykę, która dobiegała z reszty domu. Prawdopodobnie wszedł do któregoś z pokoi, bo nagle słyszałam go wyraźnie. – Rozmawiałem z Twoim ojcem.
- Tak, wiem.
- Szukał Cię wszędzie i miał nadzieję, że zastanie Cię u mnie. Stało się coś?
- To chyba nie jest rozmowa na telefon.
- Chcesz się teraz spotkać?
- Jest środek nocy, a Ty masz na głowie imprezę.
- Mogę się ich pozbyć w każdej chwili. Ty jesteś ważniejsza. – uśmiechnęłam się mimowolnie. – Będę po Ciebie za pół godziny.
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, rozłączył się. Może to i lepiej, że sam zadecydował. Ja prawdopodobnie ciągnęłabym to w nieskończoność.
Wróciłam do salonu, gdzie debatowała Pat i ciotka. Opowiedziałam o krótkiej rozmowie z Marc’iem i o tym, że niedługo po mnie przyjeżdża. Obie były sceptycznie co do tego nastawione.
- Twój ojciec ledwo wyszedł. Nie powinnaś wychodzić. Takie jest moje zdanie. – powiedziała Patricia.
- Muszę pogadać z Marc’iem. To dobry czas na szczerą rozmowę.
Przebrałam się szybko w dżinsy i czarną koszulkę. Upięłam włosy i kiedy zakładałam trampki usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Ciotka pokręciła jedynie głową i weszła do swojej sypialni. Pat stwierdziła, że zrobię tak jak uważam za stosowne i otworzyła drzwi. Marc przywitał ją uśmiechem i wymienił kilka mało znaczących zdań.
Narzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam przed nim z mieszkania. Jechaliśmy do niego w milczeniu. Chciałam przeprowadzić tę rozmowę w możliwie jak najmniejszym gronie, a krzątający się Thiago po jego domu doprowadzał mnie do szału. Marc widząc moją minę, zamówił dla niego taksówkę i zaprowadził mnie na górę do swojej sypialni.
- Nie wiem o co chodzi, ale chciałbym się wreszcie dowiedzieć. – usiadłam na kanapie. Marc kucnął przede mną i złapał mnie w pasie. – Cokolwiek to jest. Powiedz.
- Najśmieszniejsze jest to, że nie zrobiłam absolutnie nic. – nie mogłam powstrzymać łez, który spływały po moich policzkach.
- Błagam, nie płacz. – objął mnie za oba policzki i złożył na moich ustach krótki pocałunek.
- Moi rodzice są dosyć… specyficzni. Gdyby mogli, to prawdopodobnie zamknęliby mnie w jakiejś wieży… Coś w stylu księżniczka zamknięta za siedmioma górami, bla, bla, bla… - chłopak uśmiechnął się delikatnie, wciąż kucając przy moich nogach. – Nie wiem dlaczego i po co, ale wtrącają się w moje życie nieustannie. Zdecydowali na jaką uczelnię pójdę, jaki wybiorę kierunek, nawet opłacają stylistkę, aby uzupełniała moją garderobę, jakby bali się, że przyniosę im jakiś wstyd. W przeciwieństwie do mojej siostry… ona jest tak idealna, że to nierealne. Wyszła za gościa z rodu królewskiego Hiszpanii. Jest pasjonatką koni, przejmie firmę po ojcu. A ja? Tylko ich rozczarowuję. Przez całe życie chciałam zwrócić na siebie uwagę, żeby mnie wreszcie dostrzegli, a w zamian za to dostawałam coraz to ciekawsze szlabany. Miałam swoich ochroniarzy, którzy byli mi bliżsi od własnego ojca. Kiedy wreszcie zdecydowałam się, że nie chcę by mnie dostrzegali i chciałabym być wreszcie anonimowa… oni nagle zauważyli, że zniknęłam. Co prawda zajęło im to chwilę, ale dziś ojciec zarządził, że mam natychmiast wracać do domu. Nie interesowało go, że zaczęłam pracę, znalazłam przyjaciół… i Ciebie. – spuściłam wzrok. – Uciekłam do mieszkania Louisa i przeczekałam, aż wyjdzie. Nie chciałam, żeby do Ciebie przyszedł. Przepraszam Cię za to. – Marc ponownie otarł pojedynczą łzę, która spłynęła po moim policzku. – Z wszystko Cię przepraszam. Nie chciałam tego.
- Za co mnie przepraszasz? Za to, że mnie w sobie rozkochałaś? – ukląkł i dzięki temu był na równi z moją głową. – Jestem w Tobie szaleńczo zakochany, Florence. Nic tego nie zmieni. Nawet Twoja zwariowana rodzina.
- Ale… - próbowałam coś dodać, ale przerwał mi pocałunkiem. Brakowało mi go, a nie widzieliśmy się zaledwie kilka godzin. Czy to oznaczało, że całkowicie odwzajemniałam jego uczucia? Chyba jeszcze bardziej niż mogłam sobie to wyobrazić.
- Flo, posłuchaj mnie. – oderwał się ode mnie na moment. – Jesteś najwspanialszą istotą jaka mi się przytrafiła w życiu. Każdy ma dziwną rodzinę, ja również. Sama tak stwierdzisz jak ich poznasz. Mam brata bliźniaka, który jest chyba największym podrywaczem na świecie, ojca, który jest niespełnionym sportowcem i każde moje niepowodzenie w sporcie, odbiera bardzo osobiście. I mamę, która chce ingerować w każdy możliwy aspekt w moim życiu. Gdyby tylko mogła to zamieszkałaby w mieszkaniu obok, żeby tylko wiedzieć co się ze mną dzieje.
- Nie porównuj naszych rodzin. Uwierz, że chętnie bym się z Tobą zamieniła. – uśmiechnęłam się delikatnie. – Sof nie chciała, żebym wychodziła z mieszkania po wizycie ojca. Stwierdziła, że to może być zbyt niebezpieczne. Mogłabym zostać u Ciebie na noc?
- Miałem Ci to właśnie zaproponować. – skradł mi krótkiego całusa, co wywołało wreszcie szeroki uśmiech na mojej twarzy. Musiałam doprowadzić się do porządku, więc zajęłam łazienkę obok sypialni. Marc skorzystał z drugiej, która znajdowała się na parterze. Kiedy skończyłam się myć i wycierać podkrążone oczy, wróciłam do jego sypialni i dołączyłam do leżącej na jego łóżku Niny, która na mój widok głośno zaszczekała.
- Chyba nie chce mi oddać swojego terytorium. – oznajmiłam na widok wchodzącego do pokoju Marc’a.
- Nina, bądź miła dla Flo. Masz swoje łóżko. – psinka zeszła na podłogę i dumnie wyszła z pokoju, co wywołało u mnie śmiech. Marc posłał mu uśmiech i po chwili położył się obok mnie. – Możesz u mnie zostać ile tylko będziesz chciała.
- W poniedziałek lecicie do Chin, więc co mi z pustego łóżka? – spojrzałam na niego zalotnie. Każda, nawet najmniejsza tkanka mojego ciała potrzebowała jego dotyku. Kiedy wreszcie złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie, pozwoliłam sobie na krok więcej. Popchnęłam go by wylądował na plecach i usiadłam na nim okrakiem co wywołało uśmiech na jego twarzy. Wróciłam do jego ust, które idealnie pasowały do moich i już po chwili leżałam przygnieciona jego ciężarem.
Noc, którą spędziłam z Marc’iem była nieporównywalna do niczego innego. Byłam szczęśliwa i wreszcie nie przejmowałam się rodzicami, którzy zapewnie wyrywali sobie włosy z głów. Miałam to szczerze gdzieś. Marc wypełnił mi całkowicie pustkę, którą odczuwałam przez wiele lat. Chciałam mieć wreszcie kogoś komu bezgranicznie zaufam i obdarzę ogromnym uczuciem. Był idealny pod każdym względem, a noc którą z nim spędziłam, tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że miłość tak naprawdę istnieje.


*_______* omomomomom

 *************************************************  

Hejo! Niespodzianka! A co! Nie mogę? A no mogę! :P Jejuuuu ale mnie tu dawno nie było! Zapomniałam o czym pisałam i musiałam przeczytać kilka rozdziałów, żeby się wkręcić :D Mam nadzieję, że nie straciłam wszystkich czytelników i choć jedna osoba czekała na kontynuację. Boże, ale się rozmarzyłam… Ten Marc to jest boski, co nie? :D Mam nadzieję również, że nie zawiodłam tym rozdziałem. Wiem, że flaki z olejem, ale po tak długiej przerwie na nic lepszego mnie nie stać. Ahhhh co za końcówka!
Pozdrawiam!